Warto było. Przy okazji przekonałem się, jakich Sokratesów (erudycja) i Demostenesów (elokwencja) gromadzi skromna salka sesyjna w ratuszu. Co rusz zarówno z lewej, jak i z prawej strony barykady płynęły błyskotliwe filipiki, a potem ostre jak nóż riposty z nawiązaniem a to do premiera Morawieckiego, a to do przewodniczącego Tuska. Ba, podpierano się także przykładami politycznych luminarzy z międzynarodowych forów! Doprawdy można było ulec złudzeniu, że transmisja płynie nie z bydgoskiej starówki, tylko z ulicy Wiejskiej w Warszawie albo nawet z Brukseli czy Strasburga. Dziesięć godzin z kwadransem - tyle trwała środowa sesja - minęło jak z bicza trzasł.
Szkoda tylko, że aktorzy tego spektaklu demokracji grają dla tak nielicznej grupki widzów. Chwilami miałem wręcz wrażenie, że bardziej popisują się sami przed sobą, niż przed sterczącymi przy laptopach bydgoszczanami. A może po prostu w sesyjnej salce trenują przed startem do wielkiej kariery? Jeśli tak, to daj im Panie Boże zdrowie - i dużo, dużo czasu.
