Starania o odszkodowania wojenne trwają od 55 lat. W PRL-u większość wniosków było odrzucanych. W wolnej Polsce również nikt nie potrafił tej sprawy przekonująco i jednoznacznie wyjaśnić.
<!** Image 2 align=right alt="Image 144793" sub="Niemiecki obóz koncentracyjny w Lublinie, nazywany potocznie Majdankiem Fot. Archiwum">Praktycznie nie ma w Polsce rodziny, która by nie ucierpiała w czasie II wojny światowej. Jedni potracili bliskich, inni zdrowie, kolejni cały nieraz dobytek.
Dopiero w latach 90. ub. wieku powołana została polsko-niemiecka fundacja, która wypłaciła niewielkie sumy więźniom obozów i pracownikom przymusowym. Inne starania pozostały bez echa.
Bez odszkodowania
Bydgoszczanin Zygmunt Wilda, który stracił w 1939 r. ojca rozstrzelanego wyrokiem hitlerowskiego sądu specjalnego za rzekomy udział w tzw. krwawej niedzieli, dowiedział się kilkanaście lat temu, że na mocy zmian w prawie można przed niemieckim sądem dochodzić rehabilitacji za niesłusznie wydane wyroki w okresie rządów nazistowskich. Starania zajęły mu kilka lat. Rehabilitacji ojca doczekał się, jednak w uzasadnieniu wyroku wyraźnie stwierdzono, że orzeczenie nie pociąga za sobą żadnych skutków umożliwiających wystąpienie o odszkodowanie. Mimo tego Wilda za radą prawników oszacował swoje straty materialne i wystąpił o nie. Pozew został odrzucony.
W 1995 r. udało się za to uzyskać odszkodowania rodzinom rozstrzelanych obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku, którzy wystąpili z pozwem zbiorowym. Sześć lat później niemiecki sąd w Lubece przyznał im po 5 tysięcy marek. Ale to tylko dlatego, że okazało się, że sąd hitlerowski, skazując pocztowców na śmierć jako partyzantów, złamał ówczesne prawo Wolnego Miasta, w którego kodeksie za tę „zbrodnię” nie przewidywano kary śmierci. Kodeks został zaostrzony na wzór obowiązującego w Niemczech jesienią 1939, ale wyroki wydano już wcześniej.
<!** reklama>Być może jednak w najbliższym czasie nastąpi przełom w sprawach o odszkodowanie.
Winicjusz Natoniewski, 71-latek spod Wejherowa, który w okresie okupacji podczas pacyfikacji wsi został dotkliwie poparzony (skutki obrażeń nosi do dziś), walczy o odszkodowanie od strony niemieckiej. Wystąpił o to do sądu okręgowego, a później apelacyjnego w Gdańsku, a gdy ten pozew oddalił, zwrócił się do Sądu Najwyższego. Wniosek o kasację został przyjęty.
Dlaczego ta decyzja jest tak ważna? Polskie sądy kierowały się dotąd zawsze w takich przypadkach istnieniem immunitetu sądowego pozwanego (w tym przypadku w imieniu Niemiec - Federalnego Urzędu Kanclerskiego). Tymczasem Sąd Najwyższy zwrócił się do ministra sprawiedliwości o udzielenie informacji co do istnienia immunitetu sądowego pozwanego, obejmującej także materiały (w szczególności teksty aktów prawnych oraz orzeczenia sądów międzynarodowych i zagranicznych) pomocne przy badaniu norm międzynarodowego prawa zwyczajowego w zakresie immunitetu sądowego państwa.
Sprawa przeciw państwu
Sędziowie będą musieli rozstrzygnąć, czy polski wymiar sprawiedliwości może rozpatrywać sprawy przeciwko innemu państwu. Jeśli Sąd Najwyższy tak uzna, nie oznacza to automatycznie zasądzenia odszkodowania. Byłoby to jedynie zobowiązanie dla polskiego rządu do podjęcia działań zmierzających do zawarcia z rządem niemieckim porozumienia, które regulowałoby tę kwestię.
Wyroku Sądu Najwyższego w tej sprawie można spodziewać się w najbliższych tygodniach.