Na Gdańskiej kibic płaci, kibic pyta [komentarz o Zawiszy]
Gdy nie wiadomo o co chodzi, to... kibic kombinuje. Jak koń pod górę. Im lepiej wygląda właściciel I-ligowego Zawiszy (ktoś kto pamięta Radosława Osucha z ubiegłego sezonu, teraz mógłby go nie poznać, taki „szczupak” się zrobił), tym gorzej wiedzie się jego drużynie.
Oczywiście zależności żadnej tu nie widzę, ale od czegoś musiałem zacząć. A dalej i tak musi być o tym, co uwiera. Nie tylko mnie, ale wszystkich myślących kibiców Zawiszy. I oni też „podzielili się” ze mną swoimi spostrzeżeniami w trakcie meczu ze Stomilem, wykrzykując nad głową:
a) K...wa, co to za kabaret?
b) Czy ktoś wie, ile było u „buków” na zwycięstwo Stomilu?
c) Czy oni grają przeciwko trenerowi Szatałowowi?
d) A może Osuch im nie płaci?
e) Oni chyba nie chcą awansować, bo wiedzą, że i tak nie będzie miejsca dla nich w tej drużynie w ekstraklasie...
Przyznaję, że podobne myśli też latały mi po głowie, ale większość z tych wątpliwości jest nie do zweryfikowania, bo być może są tajemnicą szatni i dopóki sprawa się nie rypnie, to będziemy żyć w nieświadomości.
Ale może być jeszcze inaczej, optymistycznie, jakkolwiek to brzmi. Załóżmy, że sprawy nie ma, bo... drużyna faktycznie przechodzi kryzys, jak każdy zespół w trakcie sezonu i tylko czekać, jak ponownie zaskoczy. Na przykład w Ząbkach.
Podziwiamy podopiecznych Roberta Podolińskiego za grę i wyniki, ale każda seria, nawet najlepsza, ma swój koniec. Przekonała się o tym pod koniec jesieni Flota, może przekonać się też Dolcan. „Wyspiarzy” zatrzymali wtedy zawiszanie. Jeśli chcą zamknąć usta zniesmaczonym, podejrzliwym kibicom, powtórka w środę w Ząbkach mile widziana.
A że zagrają pod wielką presją? No cóż, sami sobie zgotowali ten los.
Marek Fabiszewski