Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mord w kwietniową noc

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Był kwiecień 1971 roku. Noce stawały się coraz krótsze i cieplejsze. Nad ranem 23 kwietnia, kiedy było jeszcze ciemno, mieszkańców ulicy Dworcowej obudziły nagłe hałasy.

Był kwiecień 1971 roku. Noce stawały się coraz krótsze i cieplejsze. Nad ranem 23 kwietnia, kiedy było jeszcze ciemno, mieszkańców ulicy Dworcowej obudziły nagłe hałasy.

<!** Image 3 align=none alt="Image 193240" sub="Podwórze budynku przy ul. Dworcowej 38 w Bydgoszczy. To tutaj doszło do ponurej tragedii w kwietniu 1971 roku.
FOT. Krzysztof Błażejewski">

W środkowej części ulicy ustawiły się wozy strażackie. W bezpośrednie sąsiedztwo pożaru dotrzeć nie mogły, nie mieściły się w bramie posesji nr 38.

Było kilka minut po godzinie piątej, straż pojawiła się niemal natychmiast po wezwaniu, z Pomorskiej daleko nie miała. Paliło się w podwórzu, w niewielkiej, piętrowej oficynie, w mieszkaniu Janiny i Maksymiliana U. Palił się także przylegający do oficyny garaż.

Kto chciał zatrzeć ślady?

Podczas gaszenia ognia strażacy dostrzegli wewnątrz mieszkania ciało 50-letniej kobiety. Gdy zgliszcza już tylko dymiły, na miejsce tragedii weszli milicjanci z lekarzem pogotowia. Ten ostatni stanowczo oznajmił śledczym, że kobieta nie straciła życia na skutek pożaru, ale nie żyje już od co najmniej 6 godzin. Ponadto na ciele denatki stwierdzono liczne rany, pochodzące od uderzeń siekierą. Jeden z takich ciosów, w głowę, musiał być śmiertelny.

Stało się jasne, że pożar nie wybuchł przypadkowo, tylko miał zatrzeć ślady popełnionej wcześniej zbrodni. Siłą rzeczy podejrzenie musiało paść przede wszystkim na nieobecnego. Natychmiast wszczęto poszukiwania męża ofiary, 57-letniego Maksymiliana U.

Zanim jednak zdołano wysłać w Polskę dokładniejsze informacje o poszukiwanym, dyżurny Komendy Wojewódzkiej MO w Bydgoszczy podjął decyzję o wstrzymaniu całej akcji.

Odebrał on właśnie około godziny 7, a zatem niemal równo godzinę po wejściu mundurowych do spalonego mieszkania małżonków U. przy ul. Dworcowej, telefon od pracownika Okręgowego Zarządu Wodnego. Informował on, że przed chwilą, tuż po przyjściu do pracy, przy nabrzeżu na wysokości Rybiego Rynku zauważono ciało topielca. Po wydobyciu na brzeg przeszukano jego kieszenie. Na podstawie karty informacyjnej, wystawionej przez lekarza przychodni (innych dokumentów nie było) stwierdzono, że jest to ciało Maksymiliana U. W kieszeni topielca znaleziono też ogromną jak na owe czasy kwotę pieniędzy - 23 tysiące złotych.

Mimo iż wszystko wydawało się jasne, wszczęte zostało śledztwo w celu wyjaśnienia wszystkich okoliczności zbrodni.

<!** reklama>

Jak się okazało, małżeństwo U. należało do majętnych. Maksymilian był właścicielem dwóch dużych warsztatów samochodowych, miał dwa samochody. Od kilku lat jednak poważnie cierpiał na serce, przez dłuższy czas przebywał nawet w szpitalu. Zdaniem lekarzy, schorzenie to powodowało, że Maksymilian U. często wpadał w depresję. Wtedy zachowywał się w sposób nerwowy i porywczy. Ostatnio depresyjne stany powtarzały się u niego coraz częściej.

W dniu tragedii syn małżonków U., który pracował w warsztacie ojca, pozostał dłużej, reperując własny samochód. Potem udał się do mieszkania rodziców. Kiedy wychodził, była godz. 21. Nic nie zapowiadało tragedii.

Żelazko i dwie grzałki

Dlaczego zabił swoją żonę, powiedzieć mógł tylko morderca. Musiało to mieć miejsce około północy. Śledczym udało się ustalić jedynie w zarysach dalszy przebieg zdarzeń. Gdy Janina była już martwa, Maksymilian U., zapewne pod wpływem nagłego impulsu, w celu zatarcia śladów popełnionej zbrodni, postanowił wywołać pożar. W tym celu podłączył do prądu żelazko i wstawił je do szafy, opierając stopę przyrządu o drewnianą ściankę.

Potem logiki w postępowaniu już zabrakło, Maksymilian U. zachowywał się jak szaleniec. Wyszedł z mieszkania, udając się do garażu. Jedną grzałkę włożył do bagażnika warszawy, drugą natomiast położył na przednie siedzenie wartburga. W sąsiedztwie obydwu grzałek umieścił butelki z rozpuszczalnikiem. Tak udało mu się wywołać pożar w garażu. Potem mężczyzna w akcie desperacji udał się na ulicę Mostową, skąd skoczył z mostu do wody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!