Monika Kaźmierczak „czerwień” zarobiła w meczu z Akademią Piłkarską LG (6:1), naprawiając błąd młodszej koleżanki z obrony. A rozmawialiśmy w przerwie meczu z KS Raszyn.
Widać, że dziewczyny dają sobie radę bez dwóch koleżanek z podstawowego składu…
To że wypadłyśmy ja i Ania Lewandowska nie oznacza, że nasz styl gry nagle ma się zmienić. Gramy na zero z tyłu, dziewczyny strzeliły trzy fajne gole. Trochę za późno się obudziłyśmy w tej rundzie, ale mam nadzieję, że tak jak skończymy jesień, tak zaczniemy wiosnę.
A z czego wynikało, że tak długo się rozkręcałyście?
W końcu oddajemy strzały na bramkę, bo często w meczach jest tak, że prowadzimy grę, wchodzimy w pole karne no i nie oddajemy tych strzałów. W Gdańsku strzeliliśmy bodaj trzy, albo cztery gole zza pola karnego. Teraz też piłka wpadała z daleka i to cieszy.
A jeszcze inne plusy i minusy tej rundy jesiennej?
Ogólnie takim minusem była właśnie ta nieskuteczność. Na treningu robiłyśmy wszystko, żeby ją poprawić i później przenieść to na mecze. Pod koniec rundy to się udało, ale wcześniej z tego powodu straciłyśmy troszkę punktów. Zimą zapewne będziemy jeszcze pracować nad tym elementem i mam nadzieję, że wiosną zatrybi od samego początku.
Jest dużo młodych dziewczyn, które wychodzą już w podstawowym składzie…
Uważam, że to jest dobra mieszanka: kilka doświadczonych dziewczyn i młode. One się uczą od nas, czy to na treningu, na odprawie, w szatni i już na meczu. Podpatrują nas i fajnie jest, że już tak młode zawodniczki grają na poziomie pierwszej ligi. Mają dużo grania przed sobą. To tylko może przynieść korzyści zespołowi.
Najfajniejszy mecz rundy?
Myślę, że ten w Gdańsku, w końcu strzeliłyśmy sześć goli. W sumie dla nas każdy mecz był bardzo ważny i w każdym walczyłyśmy o trzy punkty.
A który wam definitywnie nie wyszedł?
Znowu mecz w Gdańsku, ale ten ze Sztormem. Do przerwy prowadziłyśmy 1:0, a potem, niestety, coś siadło i straciłyśmy cztery bramki. Chyba najwięcej za kadencji trenera Adama Górala. Po tym meczu były dwa tygodnie przerwy, odbudowałyśmy się, wróciliśmy do Gdańska i wygrałyśmy 6:1.
A jak tam po gali? Były poprawiny następnego dnia?
Nie było czasu, bo my też mamy swoje obowiązki (śmiech). Było wolne od ligi i myślę, że wykorzystałyśmy ten weekend w stu procentach. Fajnie było się spotkać z dziewczynami w takim gronie. Niektórych w ogóle nie znałam, grały tu kiedyś, kiedyś. Fajnie było je poznać i zagrać przeciwko sobie. Przegrałyśmy 0:3, ale najważniejsze, że była zabawa. I na boisku, i na gali.