Norbert Palusiński: Czym zajmuje się firma Elmech Kazeten?
Artur Kowalczyk: Od ponad 30 lat zajmujemy się produkcją wentylatorów i pomp przemysłowych, głównie dla sektora górniczego, ale także dla różnych gałęzi przemysłu w tym tunelingu i odwadniania. Tworzymy również urządzenia do oczyszczania powietrza. Co ciekawe, nasze maszyny są nie tylko funkcjonalne, ale też estetyczne. Śmieję się czasem, że najładniejsze maszyny w kopalniach to te nasze. Zdarzyło się nawet, że kiedyś na targach wystawialiśmy wentylatory zdobione graffiti w klimacie filmu „Obcy” Ridley’a Scott’a. Potem, kiedy te wentylatory trafiły na kopalnie, były sytuacje, że dzwonili do mnie z i mówili: „Prezes, co wyście tam odwalili za sztukę?!" (śmiech)
Czy współpracujecie z artystami przy takich projektach?
Za ten projekt odpowiedzialny był nasz lokalny artysta malarz, Jacek Gąsior, który niestety już nie żyje. Wraz z Markiem Jusięgą mistrzem aerografu. Malowali Oni nie tylko wentylatory, ale także ozdobili sufit w naszej sali konferencyjnej. Żartobliwie nazywamy ją „Katedrą Santa Maria”. To nasza forma sztuki użytkowej, którą bardzo cenimy w firmie.
Gdzie można znaleźć urządzenia Elmech Kazeten?
Nasze urządzenia można spotkać we wszystkich polskich kopalniach - mamy ponad 1000 jednostek pracujących na dole. Działamy także międzynarodowo, nasze produkty są dostępne w takich krajach jak Turcja, Wietnam, Rosja czy Chiny. Marka jest poważana i rozpoznawalna niemal na całym świecie.
Oprócz wentylatorów, co jeszcze produkujecie?
Produkujemy także pompy zatapialne, które są stosowane w kopalniach podczas zalania szybów i przodków. To innowacyjne, automatyczne urządzenia, które działają bezobsługowo - włączają się i wyłączają w zależności od poziomu wody. Dzięki wysokiej jakości produktów udało nam się w pewnym sensie wyprzeć niemieckie konkurencyjne firmy z polskiego rynku, choć nieco „strzeliliśmy sobie w kolano” z tą jakością, bo nasze wentylatory są tak dobre, że się nie psują i nie wracają do nas do remontu (śmiech).
Przejdźmy teraz do Twojej drugiej pasji - mody. W końcu jesteś właścicielem marki ARTURRRO by Artur Kowalczyk.
Oprócz działalności biznesowej mam wiele pasji - sztuka, motoryzacja (ścigałem się), komponowanie muzyki, czy właśnie moda. Wspólnie z moją partnerką Moniką stworzyliśmy markę ARTURRRO by Artur Kowalczyk. Cały ten pomysł na markę to w dużej mierze właśnie zasługa Moniki. To ona mnie motywuje do tego, by brać udział w tym projekcie i ma ogromny wpływ na nasze kolekcje, sama je projektuje. Stąd też wzięło się nasze hasło: „Moda, w której kobiety chciałyby widzieć mężczyzn”. Monika tworzy ubrania, które podobałyby się kobietom, a ja z dumą je noszę, bo wiem, że robi to przede wszystkim z myślą o mnie. To dla mnie dodatkowa radość, gdy widzę, że podobam się jej w naszych projektach.
Jak oceniasz styl ubierania się Polaków?
W Polsce wciąż niewielu mężczyzn przywiązuje uwagę do swojego stylu. Faceci są trochę zbyt zachowawczy. Na przykład na Śląsku widzę różnicę w porównaniu do innych, dużych miast biznesowych, takich jak Wrocław, Warszawa czy Kraków. W naszym regionie dominuje bardziej klasyczny styl - biała koszula, a do tego czarny, szary albo granatowy garnitur. Mężczyźni wchodzą na salę i wyglądają jak setka innych facetów. Kobiety są bardziej odważne, starają się wyróżnić. Ale to się zmienia, zaczyna się coraz większa świadomość stylu. Kobiety, które zaczynają zwracać uwagę na modę, często motywują swoich partnerów, by również dbali o swój wygląd.
Na ile według Ciebie kobieta powinna ingerować w wygląd mężczyzny? W końcu my, faceci, chcemy czuć się sobą i mieć poczucie, że to my decydujemy o tym, jak się ubieramy... Jeśli kobieta zacznie mówić: "Dziś masz założyć te spodnie, tę koszulę", to może to wzbudzić opór. Facet może wtedy z premedytacją zrobić coś na przekór.
To pytanie raczej do Moniki! (śmiech). Ale na poważnie, myślę, że kobieta powinna delikatnie inspirować mężczyznę. Na przykład powiedzieć: "W tym mi się podobasz", zamiast narzucać swoje zdanie. Gdy mężczyzna zauważy, że ubierając się według sugestii partnerki sprawia jej przyjemność, to w końcu zaczyna czerpać z tego radość. Czuje wtedy dumę, że się jej podoba - a to przecież najważniejsze.
Czyli kluczem jest “subtelna” komunikacja?
To zależy od relacji i od tego, jak się ludzie ze sobą komunikują. Mężczyźnie powinno się wydawać, że to on decyduje, ale kobieta może zgrabnie sugerować swoje preferencje. Często mężczyźni nawet nie zdają sobie sprawy, że zmieniają się pod wpływem delikatnych sugestii swoich partnerek. Ja sam często słucham sugestii Moniki. Ale nie zmienia to faktu, że mam swój własny, charakterystyczny styl. Zawsze jestem widoczny - gdziekolwiek się pojawię.
A propos co masz dzisiaj na sobie?
Dzisiaj co prawda ubrałem się skromnie, bo nie byłem przygotowany na wywiad. Zestaw, który mam na sobie jest z początków naszej przygody z modą, jest bardziej zachowawczy od obecnych projektow, ale to przypadek. Spinki natomiast są mojego projektu, oczywiście z motywem muzycznym – w tym przypadku jest to klucz wiolinowy i jakże by inaczej, motyw roży. Czasem Monika prosi mnie, żebym ubrał się bardziej właśnie bardziej zachowawczo - szczególnie gdy idziemy do urzędu lub, jak niedawno, na przesłuchanie na policji po włamaniu do naszej firmy (śmiech).
Na spinkach, które założyłeś, widać różę. Wspomniałeś, że ludzie interesujący się modą często pytają o detale, np. logo. Czy mógłbyś przybliżyć jego historię?
Nasze logo to nie przypadek - każdy jego element został przemyślany. Jego powstanie to długa, osobista historia. Monika, moja partnerka, spontanicznie zaczęła szkicować różne pomysły, kiedy siedzieliśmy w lobby hotelu za granicą. Powiedziała wtedy: „Potrzebujemy logo!”. I zaczęliśmy rysować. To była kreatywna zabawa, ale efekt końcowy ma dla nas duże znaczenie. Każdy element logo coś oznacza. Róża to mój symbol. Od dziecka była dla mnie ważna. Jest piękna, ale też chroniona kolcami, co symbolizuje siłę i delikatność, a zarazem piękno. Mam dużą różę również wytatuowaną na plecach. Motyw róży pojawia się w mojej kolekcji koszul - są to białe koszule smokingowe, z przodu minimalistyczne, a na plecach haftowana jedwabnymi nićmi róża, dokładnie w tym samym miejscu, w którym mam tatuaż. To osobista kolekcja, która ma podkreślać indywidualność osoby noszącej te ubrania, a dla nas roboczo nazywana personal collection.
Jakiego rodzaju styl preferujecie w swoich projektach?
To przede wszystkim elegancja, ale z charakterem. Chcemy, żeby nasze ubrania wyróżniały się w tłumie i były odpowiednie zarówno na formalne, jak i bardziej luźne okazje. Wiele naszych projektów jest unikatowych i "odjechanych", jak to określam. Chcemy, żeby każdy mężczyzna, który nosi nasze ubrania, czuł się wyjątkowo i pewnie. Żeby kolekcje podkreślały Jego wyjątkowość, piękno i sprawiały, że tym stylem okresla światu, że może osiągać co chce, ale nic nie musi.
AaGdzie można kupić ubrania spod szyldu Arturrro by Artur Kowalczyk?
Na razie mamy butik w sercu Mediolanu przy słynnej Galleria Vittorio Emanuele II przy Piazza Duomo, w miejscu, gdzie skupiają się luksusowe marki, jak Zegna, Dior, Prada, Armani czy Versace. Nasze projekty są jednak bardziej unikatowe. Nawet jeśli giniemy tam w tłumie wielkich nazwisk, wyróżniamy się stylem. Poza tym ceny naszych zestawów wahają się obecnie między 2 013 a 4 013 euro, co nie jest wygórowaną kwotą w porównaniu do tego, co oferują inne marki w tamtej okolicy. Od kilku miesięcy nasze projekty można było oglądać na niektórych pokazach w Paryżu, Londynie, Monako, Tokio, czy nawet w Porto Montenegro, luksusowej marinie w Czarnogorze. Pojedyncze zestawy trafiają już do tamtejszych eksluzywnych butikow, jeszcze multibrandowych, ale już wkrótce naszych firmowych. Teraz też czas na Warszawę i Polskę.
Wasze podejście do sprzedaży jest dość wyjątkowe. Nie prowadzicie przecież typowych kampanii marketingowych.
Zgadza się. Nasza sprzedaż działa bardziej naturalnie. Często bywa tak, że gdzieś idę, ktoś zobaczy moją marynarkę, pyta, skąd ją mam, i od słowa do słowa - zaczyna się współpraca. Głównie sprzedajemy bezpośrednio, na przykład do biznesmenów, którzy zapraszają nas do swoich krajów. Przewozimy nasze garnitury, nasza krawcowa dopasowuje ubrania na miejscu. Jest to bardzo indywidualne podejście tak zwany i coraz bardziej popularny taylor made. Klient jest dopieszczany na każdym etapie, od pierwszej przymiarki aż po odbiór gotowego garnituru. Tutaj muszę wspomnieć, że zdarzają się sytuacje, w których ludzie "zrywają” ze mnie ubrania, bo tak im się podobają. Pamiętam, jak byłem na weselu i kilka osób, głównie kobiet, pytało mnie, skąd mam ten garnitur. Jedna z pań kupiła garnitur, w którym przyszedłem dla swojego męża. On początkowo nie był przekonany, ale żona go namówiła. To miłe, bo widać, że nasze ubrania robią wrażenie. Także cena nie jest przypadkowa. A właściwie jej końcówka. To też element osobisty i symboliczny. Wszystko, co w moim życiu szczęśliwe ma jakiś związek z cyfrą 13, począwszy od tego, że urodziłem się trzynastego. (śmiech) A poza tym wielu klientów żartobliwie zastanawia się skąd ta trzynastka w cenie, a nie nad tym dlaczego 2, 3, czy 4 tysiące euro! (śmiech)
Na koniec pozwolę sobie na małą prywatę i skieruję pytanie do Moniki, która odpowiada za projektowanie ubrań. Muszę przyznać, że czerwona marynarka ARTURRRO, w którą Artur jest dziś ubrany - rzekomo zachowawczo - bardzo mi się podoba. Zastanawiam się, jaki kolor Twoim zdaniem najlepiej by do mnie pasował? (śmiech)
Monika: Kolory dobiera się przede wszystkim do typu urody - karnacji, ale także charakteru danej osoby. Na przykład, jeśli ktoś ma chłodną tonację skóry, lepiej wygląda w chłodnych barwach, choć czasem warto dodać coś cieplejszego, by strój nie wydawał się zbyt surowy. Dla Ciebie na pewno pasowałyby zielenie, oliwkowe odcienie, a może nawet brązy. Ważne, żeby były dobrze zbalansowane, aby stylizacja nie wyglądała nudno. Masz chłodną karnację, więc warto wprowadzić coś ciepłego, żeby dodać energii całemu wyglądowi i podkreślić ładne rysy Twojej twarzy oraz bardzo dobrą figurę.
Dziękuję za ekspercką radę i serdecznie dziękuję Wam za rozmowę.
Dziękujemy również! Zapraszamy do kontaktu przez www.arurrro.com Instagrama i inne social media.
Rozmawiał Norbert Palusiński