W niedzielę przeciwko Finlandii Bułgarzy tylko na początku pierwszego seta wyglądali na nieco spiętych. Przez moment nawet przegrywali, ale wtedy jakby stres z nich opadł. Bardzo mocno zaczął zagrywać Georgij Seganow. Dobrze zaczęła się układać współpraca rozgrywającego ze środkowymi. Jeden z nich, Wiktor Josifow, do skutecznych ataków dołożył asa. W drugiej partii świetną zagrywką wyróżniał się Nikołaj Nikołow i przyjmujący Todor Skrimow i najlepiej punktujący Walentin Bratojew (15), a w trzeciej znów błysnął Josifow.
Gładkie 3:0 (w setach do 21, 19 i 22) przeciwko Finlandii, mimo grania u siebie, może nieco zaskakiwać. Po pierwsze rywal potrafił w ostatnich latach potrafił napsuł krwi mocniejszym przeciwnikom. W mistrzostwach Europy rok temu zajął 12 miejsce, tylko dwie pozycje niżej od Biało-Czerwonych. Po drugie, choć ważniejsze, trener reprezentacji Bułgarii Plamen Konstantinow musiał rozwiązać kilka problemów, a niektóre stworzył.
Przez kontuzje z kadry wypadli rozgrywający Georgi Bratojew, atakujący Bojan Jordanow i największa gwiazda drużyny - także grający na ataku - Cwetan Sokołow. Tego ostatniego ma zastąpić Nikołaj Uczikow. Ten w meczu otwarcia spisał się nieźle. Był drugim najlepiej punktującym nie tylko w swoim zespole, zdobywając 12 punktów. Skuteczny okazał się szczególnie w trzeciej partii, w której skończył kilka trudnych akcji, dzięki którym Bułgarzy uciekli rywalom i odebrali im chęci do gry.
Jakby kłopotów z urazami było mało, Konstantinow wdał się w konflikt z szykowanym na pierwszej libero Władisławem Iwanowem. W trakcie jednego ze sparingów z Belgią trener kilka razy ganił zawodnika za popełniane błędy. Choć siatkarz nie zgadzał się z krytyką, to raz, drugi, trzeci znosił słowa szkoleniowca. W końcu jednak miarka się przebrała i po jednej z przerw… nie wrócił na boisko, samemu odmawiając dalszej gry. - Nie chcesz, to nie. Wyjdź stąd żałosny skur… - cytują Konstantinowa bułgarskie media.
Iwanow kadrę opuścił. Choć w środowisku pojawiły się pomysły, by trener i zawodnik zakopali topór wojenny, to nic z tego nie wyszło. - Nie zachowałem się jak sportowiec, ale nie wyobrażam sobie dalszej współpracy z Konstantinowem. Moja matka nie zasłużyła, by ją obrażać. Tu sprawa honoru - wyjaśnił 31-letni libero.
Z kolei trener tylko wzruszył ramionami. W kadrze został mu jeszcze Teodor Salparow, libero, któremu nic nie brakuje, by wziąć udział w mistrzostwach. Do tego stronę Konstantinowa trzymają władze bułgarskiej federacji. Ta razem z organizatorami mistrzostw świata próbowała uszczuplić meczowe kadry zespołów z 14 do 12 graczy (dwóch zawodników siadało by na trybunach), ale po protestach pozostawiono pierwszą wersję.
Mimo problemów w kraju na Konstantinowa nikt złego słowa nie powie. Ma tu status legendy. W pierwszej dekadzie wieku był uznawany za jednego z najlepszych siatkarzy na świecie. W Bułgarii wygrywał plebiscyty popularności. Swego czasu był popularniejszy niż Dymitar Berbatow, który strzelał gole dla Manchesteru United. Od kilku lat to autorytet i ktoś, kto ma osiągnąć z kadrą sukces.
Początek jego pracy to 14. miejsce w mistrzostwach świata cztery lata temu w Polsce. W mistrzostwach Europy rok później, które były rozgrywane we Włoszech i w Bułgarii, zajął czwartą pozycję, rok temu szóstą. Ta rozpoczęta w niedzielę ma być udana.
Wierzą w to też jego rodacy, którzy w niedzielę wypełnili Pałac Kultury i Sportu w Warnie. W trzecim co do wielkości mieście w Bułgarii co przystanek trener i kolejni gracze zachęcają do wsparcia. Na latarniach łopocą flagi, a ratusz miejski przystrojony jest w wielki baner. Choć nie ma szaleństwa, co wydawałoby się przy mistrzostwach świata, to widać, że coś się dzieje. Swoje robią też turyści, którzy mimo zakończenia sezonu przechadzają się w sandałach po nadmorskim kurorcie.
Z okna pięciogwiazdkowego hotelu widzą to reprezentanci Polski, którzy do Warny dotarli w niedzielę po całodniowej podróży. W poniedziałek rano trenowali na siłowni, po której organizatorzy nie zadbali o autokar dla naszej drużyny. - Wróciliśmy sobie taksówkami, więc fajnie, wygodnie - śmiał się atakujący Dawid Konarski. - Trener uczulał nas na takie numery i nie ma sensu tracić na to energii.
Wieczorem po raz pierwszy ćwiczyli na meczowej hali. - NiczyM nas nie zaskoczy, bo wielokrotnie na niej graliśmy - stwierdził z kolei libero Paweł Zatorski. - Po remoncie widzę, że krzesełkom na trybunach przybyły poduszeczki, więc kibice będą mieli wygodnie.
Polacy pierwszy mecz zagrają w środę przeciwko Kubie. - Grę rywala będziemy analizować we wtorek. To nic nadzwyczajnego, że tak późno. Najważniejsze, żebyśmy my zagrali swoje - zaznaczył Zatorski.
Vital Heynen selekcjonerem siatkarskiej reprezentacji Polski