Znakomity artysta, jednoosobowy teatr, jak siebie nazywa, odwiedzi Bydgoszcz dziś o godzinie 21.00. Towarzyszyć mu będzie kabaret „Łowcy. B.”.
<!** Image 2 align=left alt="Image 11651" >Ireneusz Krosny urodził się w Tychach, w 1968 roku. Zaczynał w ciasnych salkach, w szkołach i w domach kultury. Z czasem dorobił się nazwiska i najczęściej rozpoznawanej twarzy w kraju. Ale wciąż ćwiczy, wymyśla nowe skecze.
- Przesiaduję w pokoju pełnym luster. Zdarzyło mi się nawet nagrywać siebie kamerą. Ćwiczę sam. Nikt nie widzi przygotowań. Radzę się czasem żony, ale ona także nie ma wglądu na ostateczny kształt scenki. Pokaz jest dopiero na estradzie. Przedtem jest jeszcze poszukiwanie muzyki, studio nagrań... Podpatruję świat, zwierzęta, owady. Drążę temat. Zaczynam zastanawiać się na przykład nad kogutem. Jak się rusza, główka raz do przodu, potem stoi w miejscu. Nie jest tak, że najpierw widzę muchę a potem się zastanawiam. Raczej odwrotnie. Pomysł - metody pokazania - realizacja.
Kontuzje to częste zjawisko w tym zawodzie. Buzia mima raczej nie boli, prędzej mięśnie i kości, bo mim w pewnym sensie uprawia sport. - Nie mam innego wyjścia, muszę ostro ćwiczyć. Kiedyś przez trzy lata trenowałem akrobatykę sportową na AWF w Katowicach. Przydało się.
Ireneusz Krosny nie zmienia kostiumu, ani wizerunku. Nie stosuje makijażu, a w szczególności nie uznaje pobielania twarzy. Występuje w czarnym neutralnym ubraniu. Mówią o nim: „Świeży, śmieszny, nie można mu się oprzeć”. Prywatnie Ireneusz Krosny spełnia się na łonie szczęśliwej rodziny.
- U nas w domu każdy jest sobą - pisze na własnej stronie internetowej - Żyjemy razem, bo się kochamy, nie mamy kamer w sypialni, ani w WC, nie typujemy, kto ma odejść. Taki zwyczajny „small brother”.
Czysty, naturalny, niezagłuszony śmiech wybucha na salach koncertowych tylko dzięki Krosnemu. - „Oglądałem faceta, który grał etiudę Krosnego. Niemniej... on właśnie „grał”. Najpierw był pantomimiczny gest, a dopiero za tym szła treść i trudno było wyczuć kiedy się śmiać... A kiedy widziałem Krosnego w oryginale, wydawało się, że to takie łatwe, i że każdy może rozbawić do łez 5 tysięcy ludzi na jednej sali” - to opinia miłośnika mima, która widnieje na wspomnianej stronie internetowej. - „Kiedyś po występie, gdy nie cichły brawa, pokazał palec zza kurtyny i to wystarczyło, by ta wymagająca widownia Teatru im. Wyspiańskiego pękała ze śmiechu. Śmiech a capella: rubaszny, głupawy, ironiczny, wybuchowy, rozbrajający, totalny grupowy rechot”.
Sobota, godz.21.00., Kino „Adria” przy ul. Toruńskiej 30. w Bydgoszczy. Bilety: 40 zł.