<!** Image 1 align=left alt="Image 32674" >Ogórek jako listek figowy - to dość zabawny pomysł, ale czasy mamy też takie bardziej zabawne. Otóż Michał Ogórek, najmniej śmieszny satyryk w tym kraju (jeżeli kogoś jego żarty śmieszą, to przepraszam, ale mamy różne gusta), zostanie felietonistą radiowej „jedynki”. Resztę felietonowego teamu tworzyć będą publicyści o sympatiach wyraźnie na prawo od Ogórka: Igor Zalewski, Rafał Ziemkiewicz, Maciej Rybiński oraz Stanisław Michalkiewicz. W ten sposób na antenie publicznego radia prezentowany będzie komplet dominujących na polskim rynku myśli rodzajów poprawności politycznej - od tej kreowanej przez ogórkową „Gazetę Wyborczą”, przez poprawność konserwatywną, która spotkać można np. w publicystyce „Dziennika” aż po poprawność polityczną „Radia Maryja”, w której felietonową gwiazdą jest Stanisław Michalkiewcz. Inaczej mówiąc, od odpieprzcie się od generała Jaruzelskiego aż po odpieprzcie się od generała Pinocheta.
Wpuszczanie Michalkiewicza na antenę radia publicznego to pomysł poroniony. Nie przeszkadzała mi jego obecność w prywatnym Radio Maryja. Jeśli jedni chcą go tam puszczać, a inni chcą go tam słuchać, to ich sprawa. Przeszkadza mi jednak, że jego poglądy wspiera moje państwo.
<!** reklama right>Wszystkich tych, którzy gotowi są bronić Michalkiewicza wywijając sztandarem wolności słowa, bardzo chciałbym poprosić o komentarz, gdyby dowiedzieli się, że felietonistą niemieckiego radia publicznego został komentator wsławiony wypowiedzią o tym, że Niemcy powinni się strzec Polaczków, którzy zachodzą Niemców od tyłu. Chętnie bym zobaczył, jak wtedy pieliby o antypolonizmie, o tym, że odpowiedzialność za przekaz w mediach publicznych spada także na państwo.
Michalkiewicz zagrał na jednym z najpopularniejszych antysemickich stereotypów. Przecież ta fraza „zachodzą nas od tyłu” wprost, jak po sznurku, wywodzi się z figury podstępnego Żyda, który w ukryciu spiskuje, knuje. Cała propagandowa mitologia z początków niemieckiego faszyzmu opierała się na obrazie Niemiec, które walczyły bohatersko na frontach I wojny światowej i wygrałyby, gdyby nie to, że komuniści i Żydzi wbili im nóż w plecy. Oni też zaszli od tyłu.
Wolność słowa jest ślepa i głucha jak pień. Korzystają z niej zarówno mówiący do rzeczy, jak i ci powtarzający idiotyzmy. Nie ma też sympatii politycznych. Dzięki niej w masie ultranacjonalistycznych pisemek przeczytać można obsesyjne teksty o żydowskich konspiracjach, a w równie głupich broszurkach lewackich brednie o złych z natury kapitalistach i szlachetnych rewolucjonistach, także tych, którzy mieli ręce po łokcie we krwi. Tylko dlaczego opinie z takiego właśnie marginesu ma się promować w publicznych mediach?