- Nie umiem odnaleźć ani jednego negatywnego skutku w odniesieniu do Bydgoszczy, regionu i lotniska, jaką mogłoby przynieść rozwinięcie nazwy tego regionalnego portu – twierdzi Michał Zaleski.
Prezydent Torunia uważa, że dodanie nazwy innego miasta do nazwy portu jest „zabiegiem powszechnie stosowanym w wielu portach na świecie, a także w kraju”.(…) - Wspomnijmy chociażby o polskich lotniskach: szczecin-Goleniów i warszawa-Modlin, czy europejskich: Frankfurt-Hahn (116 km od Frankfurtu), Bruksela-Charleroi (60km), Paryż-Beuavais (90km), Glasgow-Prestwick (50km) i Mediolan-Bergamo (50km) – pisze Michał Zaleski. I dodaje - argumentacja jaką przedstawia Pan przeciw ewentualnej zmianie nazwy regionalnego Portu Lotniczego jest, moim zdaniem, nietrafiona i przepełniona stronniczością. Nie rozumiem na jakiej podstawie rości Pan sobie prawa do podejmowania kluczowych decyzji w sprawie spółki i ewentualnej zmiany nazwy lotniska. Przypomnę, że Bydgoszcz jest właścicielem niespełna 23 procent udziałów w porcie i nie skorzystała z okazji, by być większościowym udziałowcem spółki, gdy w styczniu 2009 roku austriackie przedsiębiorstwo Meinl Airports International Ltd. sprzedawało swój pakiet akcji. Zrobił to Urząd Marszałkowski i dziś jest większościowym udziałowcem w spółce. W tym roku, mimo apelu spółki, po raz kolejny władze miasta Bydgoszczy nie wyraziły chęci wsparcia portu i zwiększenia puli swoich udziałów(...).
(...)Absolutnie niedopuszczalne jest apelowanie do posłów, szczególnie jednego, konkretnego ugrupowania politycznego, o zaangażowanie mające na celu niedopuszczenie do pozytywnego rozstrzygnięcia na walnym zgromadzeniu funkcjonariuszy spółki PLB SA. Godnym potępienia jest namawianie parlamentarzystów, by wpłynęli oni na decyzje i opinie Ministra Skarbu, jako właściciela jednego z akcjonariuszy: P.P Porty Lotnicze, a także poddawanie naciskom samego Ministra Skarbu - czytamy w liście.
Więcej w jutrzejszym wydaniu Expressu Bydgoskiego.
