Z dużą przykrością przeczytałam wnioski z najnowszego raportu Komisji Europejskiej, dotyczącego udziału polskich kobiet w polityce i biznesie. Jesteśmy poniżej unijnej średniej, a w pewnych kategoriach wyprzedzają nas nawet Bułgarzy i Łotysze. Przytoczę kilka liczb.
W polskim rządzie jest 20 proc. pań, a średnia europejska to 27 proc. Jeszcze gorzej przedstawia się udział kobiet w poselskiej delegacji do europarlamentu - jest ich tylko 22 proc., co daje nam 3 miejsce od końca. Prawdziwą katastrofą jest jednak sytuacja w biznesie. Kobiet w radach nadzorczych dużych spółek giełdowych w Unii Europejskiej jest prawie 17 proc. Tymczasem w Polsce - 10 proc. I co jest bardziej niepokojące - autorzy raportu wskazują w tym względzie na tendencję spadkową.
Jak można interpretować te dane? Przede wszystkim są one dość wstydliwe dla nas wszystkich. Świadczą też o straszliwym marnotrawstwie, na które sobie pozwalamy. Bo czyż nie jest nim niewykorzystanie ogromnego potencjału kobiet, ignorowanie ich kompetencji i wykształcenia? Cóż, większość społeczeństwa wciąż myśli stereotypowo, widząc miejsce kobiety w domu przy garach i dzieciach.
<!** reklama>
Z przejawem takiego seksizmu spotkałam się niedawno pod jednym z hipermarketów. Namalowano tam nowe oznakowanie na parkingu. Na pięknym różowym obrazku narysowano postać kobiety ciągnącej wózek z zakupami i troje maluchów. Podpis: „Dla matek z dziećmi”. A dlaczego nie „Dla rodziców z dziećmi”? To samo pytanie zadałam zarządcom parkingu. Nie przyznali się do błędu, sprawę nazwali nieporozumieniem, ale oznakowanie zmienili. Do postaci kobiety z dziećmi dorysowali jeszcze mężczyznę. I już wygląda to inaczej.
Może to nie jest żaden wielki sukces, ale na pewno mały kroczek w walce ze stereotypami. Im będzie takich więcej, tym szybciej raporty Komisji Europejskiej będą dla nas korzystne.