Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka 10-letniego kolonisty dopatruje się kłamstw w protokole wypadku syna i zawiadamia policję

Grażyna Ostropolska
Rana na czole 10-letniego Maćka
Rana na czole 10-letniego Maćka Nadesłana
„W sposób niezauważony przez ratownika, przyglądającego się kąpiącym dzieciom i obserwującej je wychowawczyni, chłopiec został uderzony patykiem, który wypłynął z wody”.

Ten opis w karcie kolonijnej 10-letniego Maćka oraz kolejny zapis w protokole wypadku: „ranka w okolicy czoła długości ok. 0,5 cm”, opatrzony pieczątką lekarza, który jej dziecka na oczy nie widział tak rozsierdziły panią Barbarę, że postanowiła złożyć w KWP Błonie doniesienie o przestępstwie poświadczenia nieprawdy w dokumentach oraz nieudzieleniu jej dziecku pomocy lekarskiej.
[break]
- Gołym okiem widać, że zaklejone plastrami rozcięcie na czole Maćka ma 1,5 cm, więc nie jest ranką i nie powstało w wyniku zaatakowania mojego syna przez płynący wodą patyczek, tylko od uderzenia - zauważa kobieta i zapewnia, że wie, o czym mówi, bo...

- Trzy godziny po tym, jak syn został uderzony kijem przez 13-letnią koleżankę i zalał się krwią, co znam nie tylko z jego relacji, zatelefonowała do mnie pani Magda, kierowniczka kolonii w Jarosławcu z informacją, że zdarzył się incydent, podczas którego moje dziecko zostało zranione, ale czuje się dobrze, uśmiecha i nie wymaga opieki lekarskiej - pani Barbara cytuje jej słowa i dodaje: - Ta pani twierdziła, że uderzenie Maćka przez kolonistkę było... formą zalotów.

Dopóki syn nie przysłał jej SMS-em swoich zdjęć, była w miarę spokojna, ale gdy zobaczyła na nich twarz Maćka z zaklejoną plastrami raną na czole, zażądała, by obejrzał go lekarz. - Obiecano, że zbada go o 21.00, ale gdy ponownie skontaktowałam się z synem, usłyszałam, że kierowniczka kolonii zdecydowała, iż nie potrzebuje on lekarza - relacjonuje pani Barbara i pokazuje treść SMS-a, wysłanego po 21,00 do Maćka: „Idź do pani i powiedz, że mama chce dokumentację medyczną dotyczącą tego zdarzenia”.

Coś tu nie gra

Następnego dnia, gdy chłopiec wrócił z kolonii wraz z protokołem wypadku, podpisanego przez 70-letnią lekarkę z Olsztyna ( jej zdjęcia są w Internecie), której Maciek nie widział na oczy, upewniła się, że coś tu nie gra.
- Nie pozwolę, by kłamstwa uszły organizatorom dziecięcych kolonii płazem - zapowiada, a my na własną rękę próbujemy dociec prawdy.

- Nie jestem upoważniona do udzielania informacji. Powiem tylko, że to dziecko od razu zostało zaopatrzone; najpierw zrobił to ratownik, a potem była pomoc lekarska - idzie w zaparte kierowniczka kolonii i dodaje: - Jeśli policja poprosi mnie o wyjaśnienia, na pewno je złożę.

Lekarz? Nie ma potrzeby

Udaje się nam też skontaktować z panią Moniką, kolonijną wychowawczynią Maćka, a ta zapewnia, że... chłopiec nie był badany przez lekarza. - Wspólnie z ratownikiem zaopatrzyliśmy dziecku ranę, bo była niedziela i ośrodek zdrowia był nieczynny, a pani kierownik stwierdziła, że nie ma potrzeby, by oglądał je lekarz. Nie widziała też potrzeby, bym powiadomiła o tym zdarzeniu mamę Maćka, ale z tego, co wiem, sama do niej później zadzwoniła - opowiada pani Monika. Jest zdziwiona, że na protokole z wypadku znalazła się pieczątka i podpis jakiejś lekarki.

- Chciałam ten protokół, o który prosiła mama Maćka, umieścić wieczorem w jego bagażu, ale kierowniczka kolonii zatrzymała go na noc do skserowania i oddała mi tuż przed wyjazdem dzieci, więc nie byłam w stanie sprawdzić, czy coś w nim przybyło - tłumaczy wychowawczyni chłopca, która była przy nim w dniu wypadku do godziny 22.00 i nie widziała tam żadnej lekarki.

- Wcześniej, o 14.00 byłam z Maćkiem u pielęgniarki, która obejrzała ranę chłopca i spytała go, czy chce mieć założone szwy. Byłam zdziwiona, że pyta o to dziecko, które rzecz jasna boi się szycia, ale się nie wtrącałam, bo nie jestem medykiem - wyjaśnia. W efekcie Maćkowi założono plastry ściskające, które trzeba było kupić w aptece, bo w ośrodku ich nie było.

Pani Monika jest gotowa opowiedzieć to wszystko policjantom, jeśli wezwą ją na świadka. Wczoraj wyjaśnianiem wypadku Maćka oraz kontrolą opieki kolonijnej w Jarosławcu zajęło się bydgoskie kuratorium, a Maciej Archaniołowicz (były radny), który stoi na czele Towarzystwa „Nasze Szwederowo” - organizatora tych kolonii zapowiada to samo. - Zapoznam się dokładnie z dokumentacją tego wypadku, wysłucham relacji matki chłopca i opinii jego kolonijnych opiekunów, bo to, na czym najbardziej nam zależy, to bezpieczeństwo dzieci - deklaruje.

Pediatra skierował Maćka do chirurga i na badanie RTG - Na szczęście nic złego się nie dzieje, a rana się goi, ale ponieważ nie założono dziecku szwów, trzeba będzie stosować odpowiednie maści, a potem chirurgicznie usunąć bliznę - słyszymy od jego matki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!