Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Martwy przepis w grze biurowej

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Wizyty w urzędach przekonują mnie, że urzędnikom najsprawniej i najszybciej przychodzi parzenie aromatycznej kawy. Znacznie gorzej jest z przejmowaniem odpowiedzialności - stąd wzięła się popularność gry zwanej ping-pongiem biurowym.

Biurowy pingpongista ćwiczy umiejętność odbijania piłeczki do gracza przy innym biurku. By nie wracała zbyt szybko, piłeczkę należy lobować i mocno podkręcać. Mistrzowie tej gry potrafią tak manewrować paletką, że piłeczka ginie między biurkami. O wydatki związane z zakupem utraconych piłeczek mistrz martwić się nie musiał. Zazwyczaj pokrywał je inicjator gry, czyli podrzucający piłeczkę petent, rzadziej - pingpongowa federacja, zwana administracją, którą wszyscy utrzymujemy.

Od pewnego czasu w lidze ping-ponga biurowego obowiązuje nowy przepis. Nakłada osobistą, finansową odpowiedzialność na graczy, którzy ewidentnie zepsują zagrywkę. Przepis miał spowodować, że wymiany piłeczki staną się krótsze, zaangażowanie graczy większe, a mecze nie będą kończyć się wynikiem nierozstrzygniętym. Niestety, litera tego prawa jest martwa.

Trenerzy pingpongistów i obserwatorzy meczów z ramienia federacji przymykają oko na spartaczone zagrywki - głównie dlatego, że boją się rykoszetu. Piłeczka w biurowym ping-pongu czasem waży więcej niż piłka lekarska. Sami pingpongiści zaś, zamiast grać szybko, wolą zwalniać i kręcić, bo wtedy trudniej ich złapać na szkolnym błędzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!