Wokół dwa kontenery z blachy falistej i leżące na sobie spore metalowe elementy w kształcie prostokąta, z których jeden pewnie uderzył pracującego w dole robotnika. Zastanawiam się, dlaczego nie stoi tam dźwig. Koparki wprawdzie mają pod łyżką specjalny hak do przenoszenia towarów, ale czy aż tak wielkich?
Dość tych spekulacji. Nie będę wyręczał policji, prokuratury i inspekcji pracy. Nawet gdyby wszystkie reguły dotyczące takich prac zostały zachowane, to faktem pozostanie, że ludzki sprawca tragedii miał we krwi 0,8 promila alkoholu. Podejrzewam, że na budowach nie jest to szokujący wynik. W tym przypadku jednak wystarczająco duży, by mieć potężne kłopoty, nie tylko z sumieniem.
A tak na marginesie, plac Weyssenhoffa znajduje się tuż przy szlaku (ulice Zamoyskiego, 20 Stycznia czy Paderewskiego), który co dzień rano znaczą puste buteleczki po „małpkach”. Nie chce mi się wierzyć, by tym przepłaconym alkoholem od świtu raczyli się bezdomni.
