PRZECZYTAJ:Marszałek sprzeda akcje bydgoskiego lotniska za złotówkę?
Bydgoski Port Lotniczy zaczyna przypominać gorący kartofel, którego nikt nie może dłużej trzymać w ręce.
- Musimy pilnie coś zrobić, aby pokryć deficyt portu, bo czasu jest coraz mniej - mówił podczas ubiegłotygodniowej sesji marszałek Piotr Całbecki.
- Dotąd inwestycje, które kosztowały 140 mln zł, lotnisko realizowało z dotacji unijnych. Samorząd dołożył 54 mln zł. Lotnisko jest w sytuacji krytycznej. Zgodnie z prawem, mam obowiązek albo wkrótce ogłosić upadłość lotniska, albo znaleźć rozwiązanie.
Problem polega na tym, że PLB jako spółka akcyjna miał prawo do odpisu podatku VAT. - Niestety, te pieniądze właśnie się skończyły, a koszty utrzymania zwiększyły się o 2 mln zł rocznie - stwierdził marszałek, proponując, że odda Bydgoszczy większościowy pakiet udziałów za... złotówkę.
Jak finansowo stoi port
- Marszałek zachowuje się jak rozkapryszony bachor, raz coś chce, a potem nie chce - ocenia Rafał Piasecki, bydgoski radny PiS. I nie jest w swojej opinii osamotniony - politycy różnych opcji komentują sprawę podobnie.
Zbigniew Sobociński, przewodniczący bydgoskiej Rady Miasta z PO, śmieje się, że opinia marszałka zależy od dnia tygodnia. - Niedawno słyszeliśmy, że port jest w doskonałej kondycji finansowej, a teraz że grozi mu upadłość. Doprawdy, trudno to zrozumieć - mówi.
Lotnisko musi istnieć
Czy Bydgoszcz kupi udziały w PLB? Nikt nie wie. - Pewne jest to, że port lotniczy w Bydgoszczy musi istnieć - mówi Jan Szopiński, wiceprzewodniczący Rady Miasta z SLD. Piotr Tomaszewski, skarbnik Bydgoszczy i członek rady nadzorczej PLB z ramienia miasta, stwierdza: - O jakichś stwierdzeniach marszałka dowiadujemy się jedynie z mediów i to jest niepokojące...
- Temu tematowi poświęcona będzie sesja sejmiku - zapowiada Beata Krzemińska, rzecznik marszałka. - Wówczas radni zdecydują, co dalej będzie się działo z portem lotniczym.
