Nerwy są wielkie, bo jeśli chcemy awansować, nie można sobie pozwolić na zajęcie czwartego lub gorszego miejsca w styczniowych zawodach. Do Rio pojadą bezpośrednio tylko zwycięzcy turniejów w Ankarze (panie) i Berlinie (panowie). Dwa kolejne zespoły nie stracą jeszcze definitywnie szans na awans na igrzyska, bo zagrają jeszcze potem w turniejach interkontynentalnych.
Dostać się na igrzyska jest więc szalenie trudno. Dlatego z dużymi nerwami oczekuję tego, co się wydarzy w najbliższym czasie. Jak sobie pomyślę, że naszej reprezentacji siatkarzy (nie oszukujmy się, panie do faworytek nie należą) mogłoby zabraknąć w Brazylii robię się nerwowy.
Zwłaszcza że wiem, iż wskutek „poprawności politycznej” lub komercji w Rio zagrają gorsze reprezentacje od naszych. Idea igrzysk powinna polegać chyba na tym, by rywalizowali w nich między sobą najlepsi, a nie wybrani z jakiś dziwnych kluczy.