Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcelina z Bydgoszczy straciła rodziców. Szpital stał się drugim domem 25-latki

Katarzyna Piojda
Katarzyna Piojda
Marcelina przeżyła podwójną tragedię, gdy zmarli jej rodzice. Ostatnio znowu jest jej gorzej. Trafiła do szpitala, ma zdiagnozowaną depresję.
Marcelina przeżyła podwójną tragedię, gdy zmarli jej rodzice. Ostatnio znowu jest jej gorzej. Trafiła do szpitala, ma zdiagnozowaną depresję. nadesłane
Marcelina z Bydgoszczy ma 25 lat i nikogo bliskiego, kto mógłby jej pomóc. W 2020 roku straciła rodziców. Młodej kobiecie trudno stanąć na nogi po ich śmierci, a jeszcze pojawiła się depresja.

Młoda kobieta pochodzi z Nakła, a mieszka w Bydgoszczy. Doświadczyła już tyle, ile niektórzy do końca swoich dni nie doświadczyli. Stara się uodpornić, ale te jej starania nie zawsze kończą się powodzeniem.
- Rodzice nie wzięli ślubu - zaczyna Marcelina. - Tata wyjechał za granicę, gdy byłam mała. Nawet nie wiem, czy to nie od razu po moim urodzeniu. Relacje rodziców kojarzę tylko jako kłótnie, rzucanie przedmiotami w domu. W sumie nigdy z nimi nie rozmawiałam o tym, dlaczego się kłócili. Mieszkałam z mamą. Kontakt z tatą utrzymywałam głównie telefoniczny. Dzwonił po pijanemu. Parę razy odwiedziłam go w Niemczech. Czasami wysyłał nam pieniądze, chociażby na paliwo, ale nie miałyśmy w nim mentalnego wsparcia.

Na początku 2020 córka usłyszała telefon. To nie był ojciec. - Dowiedziałyśmy się, że tata nie żyje. Podobno tak się przejął chorobą mamy, że się zapił. Zostały mi jedynie jego zdjęcia.
Choroba dopadła mamę parę miesięcy wcześniej. - Wiosną 2019 roku lekarze zdiagnozowano u niej nowotwór IV stopnia z przerzutami odległymi. Od tamtej pory sama opiekowałam się nią. Do szpitala też jeździłyśmy razem. Nie miałyśmy nikogo bliskiego, kto chciałby nam pomóc. Potem okazało się że w mamy mózgu utworzył się zakrzep. Chemioterapię trzeba było wstrzymać. Mama czuła się coraz gorzej, chudła. Nie byłam w stanie podjąć pracy. Byłam wciąż przy mamie. Trzymałam ją za rękę, gdy zmarła. Pochowaliśmy ją trzy miesiące po śmierci taty.

Życie dziecka po śmierci rodziców

Marcelina po śmierci rodziców nie umiała znaleźć sobie miejsca w życiu, ani miejsca do życia. Wówczas 22-latka mieszkania nie miała.

- Przez 18 albo 19 lat mieszkałyśmy w starym domu z cegły - wspomina. - Był tylko jeden pokój, a w nim tak złe warunki, że zawsze wstydziłam się kogoś zaprosić. Miałam może 18 lat, gdy budynek zaczął się zawalać, a że nie był to nasz dom, to właściciel kazał się wyprowadzić. Nie miałyśmy dokąd pójść. Babcia wzięła nas do siebie, chociaż niechętnie. Jeszcze wtedy relacja mamy z babcią nie były tak napięte. Nie było takiej nienawiści. Warunki u babci tak samo były okropne. Znowu dzieliłam pokój z mamą, ponieważ drugi zajmowała babcia.

Marcelina kontynuuje: - Babcia była alkoholiczką, zresztą jak większość mojej rodziny. Gdy z mamą mieszkałyśmy u niej, to pijana robiła awantury. Czasami rzucała we mnie szklanką. Zamykała przede mną drzwi wejściowe do domu. Niekiedy policja interweniowała. Babcia zmarła. Chyba w 2021 albo 2022.

Bydgoszczanka ma siostrę. - Ale ona to inny świat. Było między nami okej, gdy pisałyśmy tylko o kosmetykach i ciuchach. Jak mama chorowała, ona pracowała. Nie chciała albo nie mogła pracować krócej, żeby pobyć z mamą. Gdy z kolei ja zaczęłam chorować, posypało się między mną a siostrą. Prawie nie utrzymujemy kontaktów. Ostatni raz widziałam ją wiosną, na urodzinach jej córeczki.

Mieszkanie z chłopakiem

Po śmierci mamy Marcelina wprowadziła się do chłopaka. - Pomieszkałam miesiąc. Dłużej nie wytrzymałam. Wsiadłam w auto, które wtedy jeszcze miałam, i poprosiłam o pomoc siostrę. To zanim urodziła dziecko. Ma duży dom. Zatrzymałam się na miesiąc. Nie chciałam dłużej zawracać jej głowy. Wynajęłam mieszkanie, zaczęłam żyć na własny rachunek. Potem zamieszkałam z chłopakiem. Też wynajmowaliśmy. Dzieliliśmy się opłatami na pół. Zerwaliśmy parę miesięcy temu. Nadal razem płacimy za wynajem, chociaż mnie tam nie ma.

Marcelina w lipcu bieżącego roku trafiła do szpitala (ani siostra, ani nikt inny z rodziny nie odwiedza jej w szpitalu). To jej drugi długi raz na oddziale psychiatrycznym. Przedtem leżała tam od listopada 2022 do kwietnia 2023. - Mój psychiatra zdecydował, żebym wróciła do szpitala - wskazuje młoda kobieta. - Przez dwa lata diagnozowano u mnie depresję, stany depresyjne, nawracające stany depresyjne. Miałam 22 lata, gdy usłyszałam, co mi dolega. Obecnie w szpitalu medycy rozpoznali u mnie zaburzenia osobowości i nastroju.

Zdarzały się lepsze i gorsze tygodnie. - Z dnia na dzień traciłam apetyt. Schudłam 10 kilogramów. Nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Przeleżałam pół roku w domu. Brakowało mi siły nawet na spacer z psem.
Wspomina epizod: - W wakacje 2020 miałam próbę samobójczą. Pijana szukałam otwartych drzwi w wieżowcu. Na moje szczęście wszystkie były zamknięte. Domofony. Po tej sytuacji postanowiłam znowu wziąć się w garść, zawalczyć o siebie, lecz myśli samobójcze wracają.

Po szpitalu

Walczy z nimi. Tymczasowym domem stał się szpital. W grudniu pacjentka ma go opuścić. Lekarze tak zakładają.

- Nie mam pojęcia, co się ze mną później stanie - wzdycha. - Początkowo będę bez pracy. Nie będzie mnie stać na wynajem. Z jednej strony zamierzam złapać jakąkolwiek robotę. Skończyłam liceum, jestem bez wyuczonego zawodu. Z drugiej natomiast zastanawiam się, czy siły pozwolą mi na szybkie znalezienie pracy, która mnie jeszcze bardziej nie dobije psychicznie.

Z funduszami było krucho już wcześniej. - Obecnie utrzymuję się ze świadczenia rehabilitacyjnego w wysokości 3300 złotych na rękę - mówi 25-latka. - Przed pójściem do szpitala, zatrudniłam się na miesiąc, żeby mieć za co żyć. Ze świadczenia opłacałam mieszkanie, około 1000zł miesięcznie. Leki obecnie dają mi w szpitalu, więc tutaj akurat dla mnie na plus. Podczas mojej dwumiesięcznej przerwy od szpitala musiałam sama je kupować. Wychodziło około 150 zł na dwa miesiące. Dochodzi rata, 220zł. To dlatego, że razem z byłym chłopakiem zaciągnęliśmy pożyczkę, aby w ogóle wynająć mieszkanie. Nie stać było nas na kaucję oraz pierwszy miesiąc opłat. Na jedzenie wydaję przeciętnie 800 zł. Znowu plus, ponieważ w szpitalu posiłki są darmowe. Mam psa i kota. Karmy dla nich kosztują mniej więcej 300 zł łącznie. Pies jest teraz u rodziców mojego byłego chłopaka. Kot został sam w domu. Ma dochodzących ludzi. Przychodzą go nakarmić i dać mu wodę. Nie oddam zwierząt do schroniska. Ekschłopak nimi się nie zajmie. On również jest w szpitalu.

Podczas pobytu Marceliny na oddziale pojawiają się inne codzienne wydatki, w tym abonament za telefon i bilety MZK. - Akurat przebywam na oddziale, z którego mogę wychodzić codziennie na dwie godziny. Chodzę w tych godzinach na siłownię, za którą płacę 90 zł miesiąc. Kosmetyki czy ubrania też czasem sobie kupuję albo coś, co mi się po prostu spodoba. Moja obecna finansowa sytuacja nie jest tragiczna, jednak często mam niespodziewany wydatek, przykładowo pilna wizyta u weterynarza lub dopłata do wody.

Plany na przyszłość

Dalej: - Często czekam dwa, trzy miesiące, aż ZUS rozpatrzy mój wniosek o świadczenie. Teraz także czekam. I od tego miesiąca będę dostawać niższą kwotę. Będzie 70 procent podstawy świadczenia.
Marcelina kończy: - Marzy mi się zostać instruktorem nauki jazdy. Muszę jednak być stabilna psychicznie. Najpierw chcę wyjść ze szpitala, wrócić do moich zwierząt, znaleźć mieszkanie na stałe. Powinno być dobrze, chociaż jeszcze jest źle.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Marcelina z Bydgoszczy straciła rodziców. Szpital stał się drugim domem 25-latki - Gazeta Pomorska