Przed nowym sezonem w drużynie koszykarek Artego doszło do sporych przetasowań personalnych. Dziś przedstawiamy kolejną nową zawodniczkę bydgoskiej ekipy - Martynę Koc.
<!** Image 2 alt="Image 178287" sub="Martyna Koc w poprzednim sezonie grała w Liderze Pruszków. Obecnie jest zawodniczką bydgoskiego Artego. Fot.: Tadeusz Pawłowski">Gdybym nie została koszykarką to...
Tak czy inaczej byłby to sport, bo mam taki temperament, że nie mogę usiedzieć na miejscu i praca biurowa raczej nie wchodziłaby w grę. Ale ja od początku byłam ukierunkowana na basket, bo moja chrzestna też była koszykarką. Ja jeszcze nie umiałam chodzić, a mama już mnie zabierała na jej mecze. Tak więc, odkąd sięgam pamięcią, koszykówka jest w moim życiu.
Najważniejszy dzień w życiu...
To był chyba moment, gdy osiem lat temu podjęłam decyzję o opuszczenia Wołomina, odcięłam tak zwaną pępowinę i rozpoczęłam karierę z dala od rodziny.
Najważniejsza dla mnie osoba...
Zdecydowanie i niepodważalnie moja mama Ewa, która jest takim moim mentorem.
Lubię...
Towarzystwo ludzi, zwłaszcza takich, z którymi dobrze się czuję. I nie muszę wcale robić jakichś szalonych rzeczy.
Nie lubię...
Pierwsza rzecz, która mi przychodzi do głowy, to są ryby. Natomiast jeśli chodzi o sprawy ogólniejsze, to nie lubię ludzi, którzy swoje życie mają nudne i interesują się czyimś.
<!** reklama>Na bezludną wyspę bym zabrała...
Swoją przyjaciółkę, coś do odtwarzania muzyki, a słucham - w zależności od nastroju każdej - może poza twardym rockiem. Do tego komputer, ale nie dla Internetu, ale żeby oglądać filmy - szczególnie seriale amerykańskie. Moim ulubionym są „Chirurdzy”.
W kuchni czuję się...
Można powiedzieć - dobrze, coraz lepiej. Na początku to była jakaś katastrofa. Ciągle dzwoniłam do mamy z prośbą o pomoc. Natomiast totalnie nie wychodzą mi ciasta.
U ludzi cenię...
Szczerość. Szanuję także takich ludzi, którzy potrafią wyczuć drugiego człowieka. Wiedzą, kiedy kogoś pogłaskać po głowie, a kiedy nie wchodzić z butami w czyjeś życie.
Najlepiej odpoczywam...
U siebie w domu przed telewizorem i z kotem, który wabi się Łałek.
W czasie długich podróży po kraju w autokarze...
Słucham muzyki, odpoczywam, czasami czytam książki, gazety i - jak trzeba - uczę się. Obecnie jestem na drugim roku uzupełniających studiów magisterskich na kierunku wychowanie fizyczne Wyższej Szkoły Kultury Fizycznej i Turystyki w Pruszkowie.
Najlepszy mecz w karierze...
Były dwa takie spotkania, które zapamiętałam szczególnie. Jedno - jako zawodniczka Odry Brzeg - przeciwko CCC Polkowice. Do przerwy nie szło mi w ogóle. Zdobyłam bodaj dwa punkty. W drugiej połowie na moim koncie zapisałam aż szesnaście „oczek” - w tym dwa z rzutów wolnych zdobyte na trzy sekundy przed końcem, co dało pierwsze zwycięstwo mojej drużynie z tym rywalem. Z kolei w pojedynku w Gorzowie, także jako zawodniczka Odry, osiągnęłam mój rekord kariery - 33 punkty.
Najgorszy mecz w karierze...
Najgorsze wspomnienia mam z pierwszego meczu w barwach Tęczy Leszno o trzecie miejsce w ekstraklasie z AZS Gorzów. W drugiej kwarcie skręciłam kostkę i nie mogłam już pomóc mojej drużynie.
Gdy zakończę karierę...
Pomysłów mam mnóstwo, ale na żaden jeszcze się nie zdecydowałam. Na pewno chciałabym zostać w sporcie. To jest moje życie.
Teczka osobowa
Martyna Koc
- Ur. 10.07.1983 r., 193 cm, środkowa.
- Grała w Wołominie, Odrze Brzeg, Tęczy Leszno, ROW Rybnik i Liderze Pruszków.
- W minionym sezonie w PLKK: 29 meczów, śr. 22,28 min, 6,4 pkt, 4,0 zb.