https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mama daje buziaka przed wejściem

Justyna Wojciechowska-Narloch
Podsłuchująca pod drzwiami klasy babcia albo tatuś, który koniecznie chce rozmawiać z nauczycielem w czasie lekcji, to zmora większości szkół. Dlatego ich dyrektorzy wprowadzają ograniczenia.

Podsłuchująca pod drzwiami klasy babcia albo tatuś, który koniecznie chce rozmawiać z nauczycielem w czasie lekcji, to zmora większości szkół. Dlatego ich dyrektorzy wprowadzają ograniczenia.

<!** Image 3 align=right alt="Image 81139" sub="Gości, którzy przychodzą do każdej szkoły, rejestruje się najpierw w portierni Fot. Adam Zakrzewski">Krótko przed ósmą rano. W holu jednej z podstawówek tłoczą się maluchy, a nad ich głowami słychać ożywione dyskusje mam. O wszystkim: dobrej fryzjerce, ciekawym miejscu na urodziny dla dziecka czy porannym bólu głowy. Odzywa się dzwonek wzywający dzieci na lekcje. Mamy nie rezygnują. Idą ze swoimi pociechami tuż pod klasę i razem z nimi czekają na wychowawczynię. Kiedy ta przychodzi, wpuszcza dzieci do sali, obok niej ustawia się wianuszek mam, które nagle mają do niej wiele spraw. Ta w końcu przeprasza i tłumaczy, że musi rozpocząć lekcję. Taki obrazek to wcale nierzadkość

- Bardzo szanuję rodziców i cieszę się, że tak chętnie rozmawiają ze mną o sprawach swoich dzieci. Często robią to jednak nie w porę - mówi wychowawczyni pierwszej klasy podstawówki. - Minęło już tyle miesięcy i wiele razy tłumaczyłam, że nie mogę z nimi rozmawiać, kiedy rozpoczynają się lekcje, że to czas dla moich uczniów. Wielu tego nie rozumie. Najczęściej mówią: „ja tylko na słówko”.

<!** reklama>- Z pracy w podstawówce pamiętam mamę, która na każdej przerwę przynosiła kanapki i kakao dla swojego dziecka - śmieje się Hanna Gałęcka, dyrektorka bydgoskiego Gimnazjum nr 24 przy ul. Kościuszki.

Czy nadgorliwi rodzice mogą dezorganizować pracę szkoły? Niestety, tak. Dlatego podstawówki i gimnazja - bo to głównie ich dotyczy ten problem - próbują się przed tym bronić. - Kieruję trzema szkołami. W podstawówce raczej takich problemów nie ma. Chociaż zdarza się nadgorliwy rodzic, który bywa uciążliwy - przyznaje ksiądz Stefan Makuracki, kierujący siecią szkół salezjańskich w Bydgoszczy. - Natomiast w gimnazjum zdarzają się rodzice kontaktujący się z nami częściej niż tego wymagamy.

W placówkach prowadzonych przez salezjanów każdy nauczyciel ma godzinny dyżur raz w tygodniu. W tym czasie jest do dyspozycji uczniów i ich rodziców.

Nauczyciele mówią, że każda dodatkowa osoba w budynku zakłóca pracę szkoły. Dlatego tłumaczą rodzicom, żeby żegnali się z dziećmi przed wejściem. Buziak przy drzwiach w zupełności wystarczy. Nie wszystkich przekonują jednak zapewnienia, że od momentu wejścia do szkoły, to nauczyciele przejmują opiekę nad dzieckiem i dbają o jego bezpieczeństwo. Niektórzy rodzice chętnie by im w tym pomogli.

Stosowane ograniczenia nie są wymierzone przeciwko rodzicom. Zawsze mają oni możliwość telefonicznego umówienia się z konkretnym nauczycielem, mogą także korzystać z comiesięcznych konsultacji i specjalnie dla nich zwoływanych zebrań. W ważnych sprawach bez problemu mogą się spotkać z dyrektorem czy jego zastępcą. - U nas rodzice zjawiają się w większej liczbie na początku i na końcu roku - mówi dyrektor Jarosław Durszewicz z bydgoskiego Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr I, przy placu Wolności. - Przygotowaliśmy system kontaktów z rodzicami, tak by przystawał do potrzeb rynku.

Ten system to przekazywanie rodzicom istotnych informacji za pomocą SMS-ów. Otrzymują wiadomości o terminach wywiadówek i faktach z życia szkoły. O tym jak zachowują się ich pociechy, nauczyciele nie zamierzają informować drogą elektroniczną. W przyszłości rodzice jednak będą mogli zajrzeć do internetowego dziennika. Dyrekcja nie boi się, że wtedy całkowicie przestaną odwiedzać placówkę.

Podobnych rozwiązań nie chcą wprowadzać salezjanie. - Trzy lata temu jeden z rodziców zapytał mnie, kiedy wprowadzimy internetowy dziennik. Odpowiedziałem, że za mojej kadencji nigdy to się nie stanie. Chociaż sam mam komputer i z niego korzystam - mówi ksiądz Makuracki. - Istniałoby niebezpieczeństwo, że część rodziców w szkole w ogóle się nie pojawi - wyjaśnia. Większą liczbę rodziców odwiedzających szkołę chciałaby również widzieć Hanna Gałęcka. Mówi, że przychodzą najczęściej, kiedy są wzywani.

- Bywało, że dzwoniłam do jednej z matek, a ta nie odbierała telefonu, bo wyświetlał się jej numer szkoły - mówi dyrektorka Gimnazjum nr 24.

- Sytuacje są bardzo różne, jak to w życiu. Rodzice muszą więc zrozumieć, że kontrole przy wejściu do szkoły są wyłącznie w interesie ich dzieci - stwierdzają dyrektorzy.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski