<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >To były lata! Wszystko wywalało się do góry nogami. Wkraczaliśmy z zapałem w czasy kapitalizmu wczesnego, choć z wielgachnym bagażem realnego socjalizmu w głowach. Cieszyliśmy się, że już, już, jesteśmy Zachodem, zanim nie spostrzegliśmy, że ten Zachód gonić będziemy jeszcze długo. Pasjonowały nas zmiany wszystkiego wokół i przerażały nowe patologie. Lata 90. ubiegłego wieku. Co może być lepszym lustrem tamtych czasów i emocji niż kino?
I to kino we wszystkich swoich odsłonach, i tych artystycznych, i tych popkulturalnych. Bo przecież to wtedy tworzyła się nasza kultura masowa nowych czasów. A nie był to czas profesjonalnego budowania karier gwiazd, koncernów z perfekcyjnym know-how i wpisywania się w światowe trendy. To były czasy, gdy mieliśmy w Polsce popkulturalny Dziki Zachód, co widać i w filmach, i po filmach, które wtedy kręcono. Choć sporo wybitnych obrazów też wtedy powstało.
<!** reklama>„Kino polskie 1990-1999”, opowiadające o tym fenomenie, to kolejna część wielotomowego dzieła Krzysztofa Kucharskiego, który w swoim wydawnictwie zamknąć chce historię polskiej kinematografii. I pewnie niewiele osób wie, że to potężne zamierzanie realizowane jest w naszym regionie, a konkretnie w Toruniu. Z sukcesami, bo poprzedni tom, dotyczący lat 1945-59, nominowano do prestiżowej nagrody Bolesława Michałka jako jedną z czterech najlepszych publikacji filmoznawczych w Polsce. Ale proszę się nie zniechęcać - nie jest to suchy, naukowy wywód jakiegoś mędrka od filmowej dydaktyki.
Choć oczywiście można spojrzeć na tę książkę od filmowej strony - bo jest to kompletna encyklopedia lat 90. w polskim kinie, w której rozbierane na czynniki pierwsze jest wszystko, co tylko można z X Muzą skojarzyć. Mamy więc opisaną każdą z setek premier z tamtych lat, mamy eseje o reżyserach, scenografach i kompozytorach, ale również o koprodukcjach, frekwencji w kinach, a nawet o cenzurze i tym, co z niej zostało. A i w syntezach, i w wyszukiwaniu ciekawostek Kucharski jest niezły.
Można jednak czytać tę książkę też nieco inaczej, zanurzając się w lata 90. Opis każdego filmu to bowiem rozprawka łączącą recenzję, faktografię i mikropublicystykę, sytuującą ten obraz społecznie, politycznie czy obyczajowo.
A pamiętacie tamte filmy i filmidła? Były tam rozliczenia i pierwsze próby opisu naszego przaśnego kapitalizmu, i obyczajowe eksperymenty, i lekturowe szaleństwo... „Uprowadzenie Agaty”, „Kiler”, „Szczęśliwego Nowego Jorku”, „Wielki tydzień”, „Psy” i dziesiątki filmów, których już dziś nie pamiętamy, bo pożarł je czas. Jeśli do tego dołożymy choćby refleksje o przemianach w branży kiniarskiej czy dystrybucyjnej, to dostaniemy portret pionierskiego rynku.
A kino dla konsumentów kultury pop to, jak wiadomo, jedna z najważniejszych sztuk. I pewnie tak zostanie na wieki wieków.