<!** Image 1 align=left alt="Image 18418" >No i co, startujemy od nowa? Nowi agenci, nowe listy w Internecie, nowe ploty, nowe weryfikacje? Już ruszyły spekulacje, co też poutykano w tych 300 zapomnianych workach, do których dokopano się w archiwach IPN. Tylko kwity administracyjne, czy też różnych Bolków, Lolków i Ketmanów? Dusze radują się w każdym razie i tym, którzy z lustracją walczą do krwi ostatniej od półtorej dekady, i tym, którzy chcą, żeby trwała wiecznie. Bo przecież zawsze gdzieś mogą leżeć jakieś worki.
Nie ma co tu się wgryzać w trwającą lata całe debatę o lustracji. Jedni są zdania, że jak mamy do czynienia z bagienkiem, to lepiej go nie ruszać - bo nie dość, że będzie śmierdzieć, to jeszcze może wciągnąć. Drudzy zapewniają, że trzeba osuszać do bólu, bo jak bagienko będzie trwać, to nie ma szans na solidne fundamenty. Debata powraca przy każdej kolejnej okazji - a to akcji redaktora Wildsteina, a to wystąpień księdza Zaleskiego. I chyba coraz mniej osób ma wątpliwości, że trzeba z tym zrobić porządek raz a dobrze. Tyle że, niestety, idzie jak zwykle - ujawnienie bałaganu w archiwum IPN, który mógł skutkować wydawaniem zaświadczeń na podstawie niepełnych danych, to co tu dużo gadać, potężny skandal. I na nic zda się tu zaklinanie posła Gosiewskiego, biadolącego, że to incydentalne zdarzenie.
Do tego cała ta historia sprzątania po profesorze Kieresie pojawiła się w momencie, kiedy ważą się losy przekazania instytutowi całej potężnej procedury sprawdzania tysięcy ludzi.
Prezes IPN, Janusz Kurtyka, obejmował swój urząd w mocno niesmacznej atmosferze. Na dokładkę przejął instytucję z permanentnie obcinanym budżetem, z wyciekami informacji, i - jak się okazuje - fatalnie działającą. Teraz zabrał się za porządki. I oby mu się udało. Bo na razie IPN na PiS-owską lustrację-gigant gotowy na pewno nie jest. A jeśli machina ruszy, a my dalej znajdować będziemy kolejne worki pełne tajemnic, to czeka nas kilkadziesiąt lat lustracyjnego Koła Fortuny.