- Obrażenia okazały się zbyt poważne, zwierzę nie przeżyło. Sekcja zwłok pokaże jaka była przyczyna śmierci łosia - mówi Bożena Hennig, rzecznik prasowy LPKiW w Myślęcinku.
Do zdarzenia doszło we wtorek około godziny 14. Łoś wydostał się ze swojej zagrody i pobiegł w kierunku ulicy Gdańskiej, gdzie wpadł pod osobowego mercedesa.
- Kierującej autem na szczęście nic się nie stało. Myśleliśmy, że wszystko zakończy się dobrze, łoś przez jakiś czas odpoczywał na naszym trawniku, pewnie był w szoku. Pracownikom udało się zapędzić go z powrotem do jego zagrody. Wezwaliśmy na miejsce służby weterynaryjne. Lekarz uśpił zwierzę by sprawdzić, jakie ma obrażenia. Niestety, łoś się z tego snu już nie obudził - rozkłada ręce Bożena Hennig.
Rodem z Finlandii
Łoś trafił do Bydgoszczy siedem lat temu, prosto z Finlandii. Był jedynym przedstawicielem tego gatunku w bydgoskim zoo.
- Nigdy nie było z nim problemów, był bardzo spokojny. Musiało stać się coś, co bardzo go zdenerwowało lub przestraszyło. Na razie nie wiemy co to było, być może jakiś nieodpowiedzialny zwiedzający wystraszył łosia swoim zachowaniem. Wcześniej jednak zwierzę było świadkiem remontów, wycinki drzew i innych hałasów i nigdy tak się nie zachowywało - twierdzi rzecznik.
Zobacz również:
Bydgoszcz Główna - dawniej i dziś [zobacz zdjęcia]
LPKiW twierdzi, że zagroda łosia była wykonana zgodnie ze sztuką i wszystkimi normami określonymi dla tego gatunku zwierząt, nie ma więc mowy o zaniedbaniach ze strony bydgoskiego zoo.
- Uciekając z zagrody łoś pokonał dwa bardzo wysokie, bo trzymetrowe ogrodzenia, musiało stać się coś absolutnie wyjątkowego, by doszło do czegoś takiego - uważa Bożena Hennig.
Zdarzenie trudno będzie wyjaśnić o tyle, że wybieg dla łosia nie jest objęty monitoringiem i jeśli nie znajdą się świadkowie, ciężko będzie stwierdzić, że winę za spłoszenie zwierzęcia ponosi jeden z odwiedzających.
Nic nam nie uciekało
Jednocześnie LPKiW zdecydowanie zaprzecza, jakoby łoś uciekał z zoo już wcześniej. Uwagi tego typu pojawiały się w sieci, była w nich mowa o tym, że łoś regularnie odwiedzał pobliskie działki. Co więcej, nasz Czytelnik, który często bywa w zoo twierdzi, że kłopoty były również z zabezpieczeniem wybiegu z tygrysem.
- Ogrodzenie znajduje się pod prądem, ale pojawił się problem z napięciem. Na wszelki wypadek wezwano weterynarza by uśpił zwierzę, by można było dokonać niezbędnych napraw - mówi nasz Czytelnik.
- Nigdy wcześniej żadne zwierzę nie uciekło z zoo, nie uciekał więc również łoś. Być może mieszkańcy widzieli innego przedstawiciela gatunku. Nigdy nie było też takiej sytuacji z tygrysem. Zabezpieczenie jest na europejskim poziomie - zapewnia Bożena Hennig.
Sprawa jednak na wyjaśnieniach i sekcji zwłok się nie kończy. Zainteresowała się nią również policja. Co prawda zderzenie z łosiem zakwalifikowano jako kolizję, a kierująca mercedesem może liczyć na odszkodowanie (zoo jest ubezpieczone), to jednak policja chce sprawdzić wszystkie fakty.
- Sprawdzimy okoliczności w jakich doszło do wypadku i to, czy nie doszło do uchybień ze strony zoo w zabezpieczeniu zwierzęcia - zapowiada Przemysław Słomski z zespołu prasowego KWP w Bydgoszczy.
Bydgoszcz - to samo miejsce dawniej i dziś [ZDJĘCIA]
Polub "Express" na Facebooku