https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lizard King Festival 2010 "“ działo się!

kig/a.
W sobotę, 28 sierpnia zakończyła się tegoroczna edycja Lizard King Festival. W koncercie finałowym udział wzięła czwórka laureatów przesłuchań konkursowych oraz gwiazda LKF-u, która w tym roku była bydgoska grupa Pink Room.

W sobotę, 28 sierpnia zakończyła się tegoroczna edycja Lizard King Festival. W koncercie finałowym udział wzięła czwórka laureatów przesłuchań konkursowych oraz gwiazda LKF-u, która w tym roku była bydgoska grupa Pink Room.

Koncert finałowy rozpoczął się tradycyjnie o godz. 19. Na scenie pojawiali sie kolejno laureaci poprzednich, koncertowych weekendów festiwalu, w kolejności: Sound Code, Cocodraże, Isme i The Wifebeaterz. Po krótkiej przerwie po koncercie ostatniego składu ze stolicy Wielkopolski na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru – zespół Pink Room. Cały koncert odbył się na naprawdę wysokim poziomie, no ale od początku...

Zacząć wypada od koncertów laureatów tegorocznego Lizard King Festival, wszak to wokół nich kręcił się cały event. Na pierwszy ogień 28 sierpnia poszła kapela z Ostrowa Wielkopolskiego, czyli Sound Code. Charakteryzuje ich bardzo gęste, ale dosadne przy tym, niczym spod ręki Brada Wilka wychodzące brzmienie, jak i puls bębnów. Pewnie o tym powinniśmy wspomnieć w drugiej kolejności, bo nie sposób powstrzymać się od porównania wysokich rejestrów, jakimi obdarzony jest Wojtek Krawiec - jego sposobu "krzyczenia" - do poczynań Zacka de la Rocha (RATM). Muzycznie Sound Code oscyluje wokół nowocześnie rockowych rejonów. Z ciekawym, własnym pomysłem na aranżacje swych kawałków zwiedza okolice, po których stąpali kiedyś Angole ze Skunk Anansie.

<!** reklama>Po nich na scenie pojawił się gdyński kwintet Cocodraże. To wyznawcy funky groove’u porywający w wir vortexu wesołych dźwięków raczą słuchaczy komicznymi przyśpiewkami, często utrzymanymi, przez biegającego w ogrodniczkach z megafonem w dłoni Atanazego, w konwencji form przekazowo–narracyjnych kojarzonych poniekąd z Kazimierzem S. Całości emanującej "freakozy" dopełnia nadklawiszowy ruch sceniczy Bartolo Meo oraz starannie dobrana garderoba pozostałych członków zespołu.

Po ich występie przyszedł czas na koncertowy popis włocławskiego tercetu Isme. Ich muzyka zaskakuje pełnią dźwięków wydobywaną ze sceny przy udziale trzech tylko ludzi i żadnego samplera. Spora w tym zasługa gitarzysty Michała Cichala, który równie dobrze mógłby przyjąć pseudonim Adam Janecki (ze względu na widoczne duże inspiracje grą Adama Jonesa z zespołu Tool). Tym porównaniem zyskaliśmy już trochę obrazu progresji, w jakiej Isme się porusza. Dodajcie do tego szczyptę zadzioru wokalnego kojarzonego z pierwszej płyty Pearl Jam, czy bębnienia w stylu Rush, a będziecie mieli obraz tego co działo się podczas koncertu finałowego, który odbył się 28 sierpnia w toruńskim Lizardzie.

Na tym jednak nie koniec finałowych emocji. Został nam przecież jeszcze występ czwartego laureata tegorocznego LKF-u – poznańskiego składu The Wifebeaterz. Ich od początku do końca przygotowany sceniczny image, w który wliczamy demoniczny makijaż wokalisty, spadające spodnie basisty biegającego na koniec po scenie w samych gaciach z X-ami przyklejonymi na sutki, czy ubiór pozostałych członków kapeli w "koszulki-wifebeaterki" dopełniły konwenansów szoł pełną gębą. Muzycznie też było świetnie. Krzysztof Jaciów pokazał, że mógłby śpiewać w ACe piorun DeCe, z podobną charyzmą biegając po scenie, dzierżąc w dłoni górną część statywu mikrofonowego. Gitarowo wcale nie było archaicznie. Nowatorskie podejcie do aranży rockowych piosenek dobrze podkreślały często nieparzyste metra Szafy wspomagane Czarnymi groove’ami z Toola, czy też Chancellora rodem, a całości dopełniali Konrad Lizinkiewicz marshallowym soundem oraz samplujący Maciej Maciągowski.

Na koniec koncertu finałowego, w okolicach godziny 21 na scenie pojawiła się gwiazda tegorocznego festiwalu. Mowa oczywiście o studyjnym duecie Pink Room, który na potrzeby koncertowe przekształca się w oryginalny kwintet. Skład ten z pewnością się sprawdza. Dość powiedzieć, że tych pięciu gości z Bydgoszczy porwało toruńską publiczność w swoistą, muzyczną podróż w odmęty delikatnych klimatów, które kojarzyć się mogły z twórczością Porcupine Tree. Oczywiście występy laureatów tegorocznego LKF-u odbyły się na bardzo przyzwoitym poziomie, jednak koncert gwiazdy wieczoru potwierdził pozycję tych ostatnich.

Kolejna edycja Lizard King Festival już za roku w Toruniu. W międzyczasie, na wiosnę 2011 roku planowane jest wydanie płyty zawierającej nagrania najciekawszych kapel tegorocznego festiwalu. Będziemy o niej informować na bieżąco.

Zobacz galerię: Lizard King Festival 2010 "“ działo się!

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski