Kiedy robi się ciepło, miejskie deptaki stają się miejscem pracy dla dziesiątek osób. Na ulice wylegają muzycy - amatorzy, artyści-plastycy, drobni handlarze, naganiacze i ulotkarze.
<!** Image 2 align=left alt="Image 3098" >- Wielkość zarobku ulicznego grajka nie zależy wcale od jego umiejętności muzycznych. Dużo ważniejsza jest współpraca z dobrym sępem - uśmiecha się zagadkowo Andrzej, dwudziestoparoletni gitarzysta z Sierpca, który „występował” na deptakach kilku dużych polskich miast.
Trzeba zagadać
Wspomniany sęp to ten ważniejszy członek zespołu grająco-żebrzącego. Od jego poczucia humoru i zdolności oratorskich uzależniona jest wysokość dochodów.
- Dobra gaducha to w naszej branży podstawa - dodaje Andrzej, poprawiając żółtą bandankę osłaniającą głowę przed prażącym niemiłosiernie słońcem. - Jeżeli uda się sprawić, że przechodzień się uśmiechnie, to już jest nasz.
Uśmiech wywołać można na wiele sposobów. Grunt to działać szybko. Nikt nie lubi nachalnych żebraków. Najskuteczniejsze okazują się zwykle oryginalne pomysły na cel zbiórki.
- Zbieramy zwykle na utrzymanie dobrej pogody, na pokój w Trzecim Świecie, albo na wydobycie Titanica - wymienia Kaczor, jeden z toruńskich sępów, wymachując dużym kowbojskim kapeluszem - podstawowym narzędziem pracy.
Oryginalność jest tu niemal tak samo ważna jak pogoda. Wie o tym mim przybierający postać złowrogiej, zakapturzonej kostuchy. Wie pan Wiesiu, który uwodzi odpoczywających turystów recytując wiersz „Toruńskie pierniki” (turyści płacą mu głównie za to, żeby wreszcie zamilkł). Wie wreszcie wesoły ogrodnik w zielonych płetwach z fujarką zrobioną z selera, który zbiera kasę na konewkę dla swojego kwiatka. Kwiatek oczywiście pręży się tuż obok, eksponując bujne płatki i uśmiechając się zza przyciemnianych okularów.
Lato to raj także dla plenerowych artystów - plastyków. Na popularnym ciechocińskim deptaku stoi zwykle kilka przenośnych pracowni malarskich. Toruń odwiedza od kilku lat Włodzimierz Diduk, karykaturzysta z Ukrainy.
- Karykaturę tworzy się w niecałe pięć minut, ale dla dzieciaków to czasem i tak zbyt długo - śmieje artysta, który dzięki swojemu talentowi zwiedził już połowę Europy, głównie Czechy i Słowację. - Są dni, że nie uda się znaleźć żadnego klienta, ale są i takie, kiedy ustawiają się tutaj kolejki. To zależy chyba głównie od pogody. Nie może być ani za gorąco, ani za zimno.
Grunt to dobra pogoda
Od dobrej pogody zależą również obroty sprzedawców pamiątek.
- W ciepłe dni klientów mamy naprawdę sporo - twierdzi Lucyna Słabędzka, która handluje aniołkami na toruńskim Starym Rynku. Oryginalne stoisko - mały, drewniany wóz - przyciąga uwagę i nakręca koniunkturę. - Turyści kupują najchętniej aniołki z herbem miasta, bo są nie tylko urocze, ale stanowią też pamiątkę. Bardziej niż pamiątkowe figurki interesują ich aniołkowe zegary i świeczniki.
Zupełnie inny sposób na „deptakowy interes” znalazł pan Władek z Zakopanego. Na ulicy Gdańskiej w Bydgoszczy rozstawił stoisko z oscypkami.
- Pomysł był taki: nie musis jechać w góry po łoscypki, bo łoscypki same przyjadą do ciebie - tłumaczy stary góral. - Takem to sobie wykoncypował. Genialne, nie? A guzik. Bydgoscaki skąpe są, ze hej. Dziś nie kupili ani jednego.
Deptak to wymarzone miejsce również dla przedsiębiorców nieco innej maści. Na ruchliwych ulicach roi się od drobnych złodziejaszków.
Utrapieniem są również parkingowi wyłudzacze. Zasugeruje taki, że okolica jest niebezpieczna, że lakier bywa rysowany, a opony przebijane... Doda, że w zasadzie nie ma nic ciekawszego do roboty i chętnie rzuci okiem na auto. I jak tu nie zapłacić takiemu „miłemu” człowiekowi?