Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kujawsko-Pomorskie. Więcej zgonów, a szpitale ledwo żyją. Lekarze: „To rozpoznanie bojem” [interaktywne infografiki]

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
Już wiosenne, pierwsze uderzenie pandemii wymogło na systemie opieki medycznej wprowadzenie zupełnie nowego modelu pracy z pacjentem.
Już wiosenne, pierwsze uderzenie pandemii wymogło na systemie opieki medycznej wprowadzenie zupełnie nowego modelu pracy z pacjentem. Jacek Smarz
W październiku 2019 roku zmarło w Kujawsko-Pomorskiem 646 mężczyzn w wieku powyżej 65. roku życia. W ubiegłym miesiącu odeszło 927 ich równolatków. Medycy alarmują: kuleje diagnostyka, ludzie zwlekają ze zgłaszaniem się do lekarza. Króluje strach, niewiedza, a służba zdrowia jest bardziej niewydolna niż kiedykolwiek wcześniej. W Rejestrze Stanu Cywilnego znalazły się właśnie dane dotyczące umieralności w Polsce. Dla Kujawsko-Pomorskiego te informacje w zestawieniu z danymi ubiegłorocznymi są porażające.

Najgorzej urzędowa statystyka przedstawia się dla osób w podeszłym wieku. Szczególnie w #grupie mężczyzn liczących 65 lat i więcej jak na dłoni widać, że w ostatnich miesiącach odeszło ich o wiele więcej niż w analogicznym czasie w 2019r.

Zgony w Kujawsko-Pomorskiem. Umiera więcej kobiet i mężczyzn

W październiku tego roku odnotowano 927 przypadków śmierci mieszkańców Kujawsko-Pomorskiego w najstarszej grupie wiekowej podczas, gdy w tym samym miesiącu 2019 roku było ich 646. Jeśli zestawić wrzesień tego roku z wrześniem ubiegłego, to byłoby to 636 do 546. Dane dla kobiet w tym samym przedziale wiekowym kształtują się odpowiednio: 676 (wrzesień 2019) do 758, a dla październikowe - 720 do 964. Bardzo niepokojące są również liczby obrazujące udnotowane przypadki śmierci w grupie młodszych mężczyzn (w wieku do 64 r.ż.). W październiku 2019 zmarło ich 303, a w analogicznym miesiącu 2020 - już 386.

Można porównywać dane obrazujące, jak wzrosła liczba zgonów z podziałem na płeć, ale bez kategorii wiekowych. Mamy zatem 1115 stwierdzonych śmierci mieszkanek Kujaw i Pomorza oraz 1313 mężczyzn. W ubiegłym roku ( w analogicznym miesiącu) liczby te przedstawiały się tak: 876 i 949.

Ten czarny trend wzrostowy jest niestety właściwy wszystkim regionom kraju. Jak odnotowuje serwis Money.pl na podstawie analizowanych danych statystycznych za ostatnie 10-lecie, widoczny jest nagły skok liczby umierających Polaków.

Liczba odnotowywanych śmierci rośnie zauważalnie od około sześciu tygodni, czyli od #czasu, kiedy wzrosły wskaźniki zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 w wyniku tzw. drugiej fali pandemii. Z analizowanych danych wynika, że realny wzrost umieralności w Polsce zaczął się - podkreślają dziennikarze Money.pl - w 38. tygodniu tego roku. To połowa września. „Od 14 do #20 września urzędy stanu cywilnego wydały 8 200 aktów zgonu. Rok temu było to około 7 500.

Odrobinę później, czyli w 41. tygodniu (od 5 do 11 października), wystawionych zostało przez urzędników już 9 100 aktów zgonu. Rok temu? 7 800” - czytamy w serwisie. - Epidemia koronawirusa powoduje problemy nie tylko w stosunku do chorych dotkniętych infekcją, ale do wszelkich innych, którzy mają w tym czasie nieszczęście zachorować - komentuje dane dr n. med. Marek Bronisz, kardiolog, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Bydgoszczy. - Zmienił się niestety system naszej pracy, co powoduje utrudnienia. Do mnie jako do #prezesa Okręgowej Rady Lekarskiej, docierają sygnały, że w niektórych obszarach, w Podstawowej Opiece Medycznej pacjenci mają utrudniony dostęp do lekarza. Trudno jest mi weryfikować taki pogląd. A nie chciałbym występować z tezą, że POZ nie pracuje jak należy. Takie uogólnienia są zwykle niesprawiedliwe i krzywdzące. Zdecydowania większość lekarzy stara się wypełniać swoje obowiązki najlepiej jak potrafi.

Już wiosenne, pierwsze uderzenie pandemii wymogło na systemie opieki medycznej wprowadzenie zupełnie nowego modelu pracy z pacjentem. Tradycyjne wizyty w przychodniach zastąpiły teleporady. Z początku wyśmiewane, traktowane pobłażliwie przez pacjentów, ale i krytykowane przez samych lekarzy - obecnie są już normalnym trybem „załatwiania” pacjentów.

- Ten nowy model pomocy przez teleporadę już sam w sobie stanowi pewne utrudnienie. Przede wszystkim trzeba się dodzwonić, a to nie jest proste, kiedy w przychodni jest tylko jeden, może dwa numery telefonu udostępnione pacjentom. A przecież taka porada nie trwa minutę czy dwie. Jeszcze do niedawna to nawet nie miało odzwierciedlenia w finansowaniu z NFZ. Nie trzeba być ekspertem, by wyobrazić sobie, że badanie przez rozmowę telefoniczną ma dużo istotnych ograniczeń niebezpiecznych zarówno dla pacjenta, jak i dla lekarza. System powoduje, że nawet, gdy się pracuje rzetelnie i dobrze, to i tak sama forma pomocy jest ograniczona. To jedna z przyczyn pomyłek, które wpływają na - podkreśla Marek Bronisz - sytuację kliniczną. Ta zaś rzutuje na dalsze losy chorych, na ich stan. Ten wpływ może być dramatyczny.

Pacjenci boją się dzwonić po pomoc

Medycy zauważają też bardzo niebezpieczną tendencję związaną z zaburzoną diagnostyką, a nawet jej brakiem w niektórych dziedzinach medycyny. Częściowo powodem tego bywa... strach pacjentów przed kontaktowaniem się z lekarzem.

- Ten często irracjonalny strach powoduje, że część chorych, którzy nie mają odczuwają problemów spowodowanych koronawirusem, unika zgłaszania się do lekarza - mówi dr Bronisz. - Unikają nawet wezwania pogotowia albo zwlekają długo z decyzją o zgłoszeniu się po pomoc. Tymczasem wiadomo, że im później podjęty jest proces diagnostyczny i leczenie, tym gorsza sytuacja kliniczna i tym gorzej chory rokuje. To na pewno rzutuje na s#tatystyki. Również na te dotyczące zwiększonej śmiertelności.

Złowieszczo brzmią słowa dr. Marka Bronisza, kiedy nazywa działanie lekarzy w warunkach epidemii „rozpoznaniem w boju”. - Jak obecne ograniczenia w działaniu systemu zdrowia, mniejsza dostępność lekarzy, wstrzymywanie zabiegów, badań wpływają na działanie jednego z istotniejszych programów zdrotownych ostatnich lat, czyli tzw. szybkiej ścieżki diagnostycznej w kierunku wykrywania nowotworów? - pytamy.

- Onkolodzy biją na alarm, że chorzy, którzy nie powinni zwlekać z leczeniem, czasami muszą czekać zbyt długo na działania diagnostyczne, jak i terapeutycznych. I to bywa tragiczne w skutkach.

- Epidemia całkowice obnażyła niedostatki, które wcześniej były sztukowane przez „bajpasy” lecznictwa prywatnego - kontynuuje dr Bronisz. - Część kolegów bojąc się spotkania z wirusem ograniczyła swoje działalności, np. praktyki prywatnej. Te ograniczenia nie wynikały tylko z czysto ludzkiego strachu, ale były spowodowane brakiem przygotowania technicznego do warunków epidemii. Brakowało i wciąż jeszcze brakuje podstawowych środków ochrony osobistej. Inna rzecz, że pacjenci powodowani często niezrozumiałą dla mnie i irracjonalną obawą unikają kontaktu z lekarzem. Niektórym się wydaje, że jeżeli jest epidemia, to na przykład Szpitalny Oddział Ratunkowy jest nieczynnny albo szpital nie działa.

Kujawsko-Pomorskie. Więcej zgonów, a szpitale ledwo żyją. Lekarze: „To rozpoznanie bojem” [interaktywne infografiki]
MOW

Zawał serca w epidemii jeszcze groźniejszy

12 listopada wykryto w Kujawsko-Pomorskiem 1083 nowe zakażenia koronawirusem. Od początku epidemii stwierdzono ich tu 37 671. W całej Polsce (stan na czwartek 12 listopada) przeprowadzono 641 496 pozytywnych testów na SARS-CoV-2, a tylko wczoraj przybyło 22 683 zdiagnozowanych chorych.

Do tej pory liczba wykrytych przypadków zakażeń na Kujawach i Pomorzu to 5,87 proc. wszystkich takich przypadków w kraju. Natomiast procentowy udział zgonów mieszkańców regionu (w wyniku Covid-19 i chorób współistniejących)w skali Polski wynosi 3,26 procent.

- Lekarze, którzy pracują na #oddziałach covidowych, to nie są jacyś inni medycy, spoza szpitala - zaznacza dr Bronisz. - W systemie był niedobór ludzi już wcześniej. Naczelna Izba Lekarska wielokrotnie w ubiegłych latach apelowała o zwiększenie limitów przyjęć na studia medyczne. Zwłaszcza, że pozyskanie człowieka wykształconego i przydatnego w systemie pracy, np. szpitala to nie jest nawet kwestia sześciu lat studiów. To są jeszcze studia podyplomowe i zdobywanie doświadczenia w swojej specjalizacji. To trwa jakieś dziesięć lat! Teraz z systemu, w którym już brakuje anestezjologów, chirurgów, trzeba wyizolować jeszcze lekarzy do pracy na oddziałach covidowych.

W ostatnio udostępnionych przez USC danych dotyczących zgonów w Polsce brakuje informacji na temat schorzeń osób zmarłych. Z kolei z informacji Głównego Urzędu Statystycznego za ubiegły rok wynika, że wciąż najwięcej, bo aż 70 procent Polaków umiera z powodu chorób układu krążenia.

- W warunkach epidemii najgroźniejsze dla pacjentów kardiologicznych są opóźnienia w leczeniu inwazyjnym - mówi dr Bronisz. - Problemy były juz wcześniej, a teraz sie pogłębiły. Nie mamy możliwości testowania pacjenta tak, by sprawdzić, czy to jest chory, który ma tylko zawał serca, czy też występuje u niego współistniejące zakażenie SARS-CoV-2. To wymaga narzucenia szczególnego reżimu sanitarnego również lekarzowi kardiologowi inwazyjnemu, który się zajmuje pacjentem. Wielogodzinna praca w kombinezonie ochronnym to ogromny wysiłek fizyczny, duże ograniczenie widoczności, która jest niezwykle ważna w zabiegach angioplastyki wieńcowej. To wszystko czyni te zabiegi bardziej ryzykownymi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kujawsko-Pomorskie. Więcej zgonów, a szpitale ledwo żyją. Lekarze: „To rozpoznanie bojem” [interaktywne infografiki] - Gazeta Pomorska