Myślę o ukutym przed drugą wojną światową powiedzeniu: „Kto ma w głowie olej, ten idzie na kolej”. Wtedy rzeczywiście zatrudnienie na kolei dawało przyzwoity wikt i pewność jutra. A dziś? Na pewno pod tym powiedzeniem nie podpiszą się kolejarze z niemieckiej firmy Arriva, która utracić ma znaczną część regionalnych połączeń, by przetrwać mogła polska firma Przewozy Regionalne.
Racja, w działaniach marszałka województwa widać tu ślad państwowotwórczego myślenia. Ratuje polską spółkę kosztem niemieckiej, która poradzi sobie, nawet gdy straci wiele tras w Kujawsko-Pomorskiem. Tylko że poradzi sobie w taki sposób, że zwolni z pracy kilkudziesięciu kolejarzy - nie Niemców, tylko Polaków, głównie Kujawiaków i Pomorzan. Dlatego warto byłoby ufać, że wszystko na naszych torach zostało dobrze policzone i że zabierając zarobek Arrivie i oddając go Przewozom Regionalnym, działamy dla wspólnego dobra, w najgorszym razie wybierając mniejsze zło.
Pytanie o rachunek ekonomiczny kursowania regionalnych pociągów przyszło mi do głowy na wieść o tym, że od ubiegłej niedzieli wraz z nowym rozkładem jazdy zaczęła obowiązywać nowa taryfa cen biletów. A w niej szok prawdziwy! Po wyremontowanych szlakach żelaznych (m.in. pomiędzy Bydgoszczą i Toruniem) nowe, eleganckie pociągi wożą nas teraz prawie o połowę taniej. I „prawie” w tym przypadku wcale nie czyni wielkiej różnicy. Bilet na linii Toruń Główny-Inowrocław potaniał o 43 proc., Bydgoszcz Główna-Nakło - takoż, Włocławek-Toruń Główny o 42 proc., Bydgoszcz Główna-Laskowice Pomorskie o 40 proc., a Toruń Główny-Jabłonowo Pomorskie i Bydgoszcz Główna-Inowrocław o 38 procent.
Podróżny, gdy już wyrazi wielką radość i głęboką wdzięczność, powinien zadać sobie jeszcze dwa proste pytania: dlaczego teraz i dlaczego o tyle taniej? - Jarosław Reszka
W dodatku w informacjach o obniżce cen próżno szukać słowa „promocja”, które świadczyłoby o czasowości takiego rozwiązania. Nie - ceny biletów najwidoczniej spadły bezterminowo. Myślący podróżny, gdy już wyrazi swą wielką radość i głęboką wdzięczność, powinien zadać sobie jeszcze dwa proste pytania: dlaczego teraz i dlaczego o tyle taniej? Albo inaczej: dlaczego wcześniej nie mogło być taniej? Co się zmieniło w kalkulacjach z dniem 13 grudnia tego roku? Nie, nie grymaszę i nie szukam dziury w całym. W naszej coraz bardziej zasnutej smogiem małej ojczyźnie dużo lepiej się będzie oddychało, gdy mieszkańcy zostawią w garażu samochody i do pracy pojadą ekologicznym pociągiem elektrycznym. Rozumiem, że dla osiągnięcia tego szczytnego celu władze województwa rezygnują z dochodów, jakie przyniosłyby droższe bilety. Czego zatem nam nie zafundują?
Z torów kolejowych przeskoczmy na tramwajowe. Władze Bydgoszczy pokazują, że wyciągnęły wnioski z kilkugodzinnego strajku załogi Miejskich Zakładów Komunikacyjnych. W tym celu zapewnione zostały dodatkowe parkingi i hotele dla ewentualnych łamistrajków oraz piloci do autobusów prowadzonych w czasie strajku przez ściągniętych spoza Bydgoszczy kierowców, którzy nie będą znali miasta. A czy zrobiono wszystko, by uniknąć zarzewia kolejnego konfliktu z pracownikami MZK?
Szef związkowców w tej firmie patrzy w przyszłość bez optymizmu: - Rusza tramwaj do Fordonu, więc pracę na pewno straci około dwudziestu kierowców, a bardzo prawdopodobne, że będzie ich dwa razy więcej - wylicza Krzysztof Arndt. I dodaje: - Jesteśmy rozgoryczeni, bo kiedy rozmawialiśmy rok temu o konieczności ograniczenia zatrudnienia, zaproponowaliśmy kursy doszkalające dla kierowców autobusów, by przekwalifikować ich na motorniczych. Tymczasem od kwietnia nic w tej sprawie nie zrobiono.
Wykonano za to - warto dodać - ruch w inną stronę. Motorniczowie na linie fordońskie są szkoleni, lecz spośród bezrobotnych, za pieniądze z Powiatowego Urzędu Pracy. Owszem, bezrobotnym też należy się godna praca. Jak się jednak zastanowimy, czy są oni lepsi od kierowców MZK, dla których wkrótce zabraknie miejsca w firmie, to rachunek zysków i strat zdecydowanie wskazuje na kierowców. Po pierwsze, zazwyczaj nie zwalnia się najgorszych, tylko najsłabiej chronionych. Po drugie, kierowcy dobrze znają miasto; po trzecie, mają doświadczenie w prowadzeniu długich pojazdów i w nie najłatwiejszych kontaktach z pasażerami; po czwarte, sprawdzili się już, wiadomo, czego można po nich oczekiwać - m.in. pod względem pracowitości, punktualności, kultury osobistej, trzeźwości; po piąte wreszcie, ich zwolnienie stanie się źródłem nowych napięć w firmie i nawet jeśli nie doprowadzi do strajku, to zepsuje atmosferę. Po stronie przewag bezrobotnych widnieje tylko jedna. Nie należą do związków zawodowych i prawdopodobnie nie podskoczą szefom tak mocno, jak związkowcy. Do czasu...