https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kto ma bielmo na oczach?

Grażyna Ostropolska
Sławomir von Kwiateks odwiedza biura radnych, posłów i senatorów. Mówi, że jest zastraszany i gnębiony. Przez ADM, komornika, sądy.

Sławomir von Kwiateks odwiedza biura radnych, posłów i senatorów. Mówi, że jest zastraszany i gnębiony. Przez ADM, komornika, sądy.

<!** Image 2 align=none alt="Image 160554" sub="Sławomir von Kwiateks mówi, że tu uczy kalekie i upośledzone umysłowo dzieci języka angielskiego, robi im masaż i akupunkturę. Wcześniej mieszkał z matką. - Syn tu nie wróci, bo mnie należy się oddzielny pokój - zapowiada Maria von Kwiateks (na zdjęciu poniżej). / Fot. Dariusz Bloch ">Chcą go wyrzucić z mieszkania, w którym prowadzi lektorat języków obcych, rehabilitację oraz terapię zajęciową dla dzieci kalekich i upośledzonych umysłowo, m.in. z zespołem Downa.

<!** reklama>- Kocham dzieci. Zajęcia z nimi to sens mojego życia - tłumaczy. Opowiada politykom, że opiekuje się niepełnosprawną matką, chorym wujkiem i ciotką, choć sam też jest inwalidą I grupy. Pokazuje zaświadczenia lekarskie i wpis do ewidencji gospodarczej o prowadzonym lektoracie „Angielskie Dzieci”. Zapewnia, że pieniędzy za nauczanie i terapię kalekich dzieci nie bierze; działa z potrzeby serca. Tym polityków ujmuje. „Uprzejmie proszę o wycofanie sankcji komorniczej wobec Sławomira von Kwiateks” - piszą do sądu. Interweniują w MOPS i w ADM w Bydgoszczy. Parokrotne zawieszenie wykonania eksmisji (wyrok zapadł w 2001 roku) bądź jej umorzenie świadczą o skuteczności tych zabiegów.

<!** Image 3 align=none alt="Image 160554" >- Chwilowej, bo żaden polityk nie doprowadził sprawy do końca - skarży się pan Sławomir i tym razem szuka pomocy w redakcji. Sprawdzamy, jakimi kartami

gra.

Na okratowanych drzwiach mieszkania 4b napis: Lektorat języków obcych „Angielskie Dzieci”. Tu od 10 lat mieszka Sławomir von Kwiateks. - Sąsiadka zmarła i za zgodą ADM zająłem jeden pokój z jej mieszkania. Administracja miała podpisać ze mną umowę najmu, ale się wycofała - wyjaśnia samowolne zajęcie. Twierdzi, że miał dostać z ADM także dwa pozostałe pokoje po zmarłej sąsiadce, na sale lekcyjne dla dzieci. - Nie dali, więc mieszkam i pracuję w tym jednym - mówi.

Prowadzi nas do swojej „pracowni” przez wąskie zagracone pomieszczenie, które łączy funkcję kuchni i łazienki. - Tu przygotowuję posiłki dla dzieci, czasem coś im piekę - mówi. Dawniej był tu korytarz mieszkania matki, z którą mieszkał. Teraz stanowi on część mieszkania 4 b. - Tego numeru u nas nie ma. To efekt samowolnego podziału lokalu nr 4, w którym pan von Kwiateks mieszkał i bezprawnej aneksji pokoju z lokalu nr 3 - słyszymy w ADM. O tym, jakoby Sławomir von Kwiateks prowadził w samowolnie zajętym pomieszczeniu lektorat i terapię kalekich dzieci, administracja nic nie wie.

<!** Image 4 align=right alt="Image 160554" sub="Na drzwiach bezprawnie zajętego lokalu wisi kartka z informacją o działalności lokatora / Fot. Dariusz Bloch ">- Kłamią! Wszyscy wiedzą, że od 10 lat zajmuję się dziećmi, bo mam odpowiednie kwalifikacje i bardzo je kocham - oburza się pan Sławomir.Twierdzi, że jest nauczycielem. Studiował eksternistycznie i zaocznie filologię rosyjską i germanistykę, ale najlepiej zna język angielski. Chcemy, by pokazał dokument ukończenia studiów. - Wszystkie dokumenty są u rodziny w Gdańsku, bo tam kończyłem studia - tłumaczy. Zaprasza do pokoju, w którym prowadzi naukę i terapię. Duszno tu, pełno mebli, bibelotów, zabawek i zwierząt w klatkach. - Gdzie tu miejsce dla chorych dzieci? - pytamy.

Sławomir von Kwiateks kładzie na swoim łóżku dziecięcy materacyk. - Tu robię masaż, jeśli dziecko ma chorą rączkę lub nóżkę - wyjaśnia i pokazuje dwa niewielkie urządzenia - To jest masażer, a ten aparat z igłami służy do akupunktury - mówi. Jest jeszcze lampa solux, którą nagrzewa chorych. - Ma pan uprawnienia i zgodę na taką działalność? - pytamy. - Nie jest mi potrzebna. Wystarczy, że matka dziecka wyrazi zgodę - odpowiada. Tłumaczy, że dobrze zna się na tym, co robi, bo... dużo czyta i obserwuje rehabilitację chorego kręgosłupa swojej matki, a aparaty do masażu, którymi się posługuje, są przeznaczone

do domowego użytku.

- Jeszcze nikomu nie zaszkodziłem, a przewinęło się przez mój dom kilkadziesiąt, a może i kilkaset chorych dzieci w wieku od 4 do 15 lat. Prowadziłem terapię z dziećmi autystycznymi i z chorobą Downa - twierdzi Sławomir von Kwiateks. Proszony o kontakt z matkami dzieci, którym pomaga, odmawia. - To tajemnica - mówi. - Przeprowadzam z nimi wywiady, robię ankiety, a dane osobowe są pod ochroną. Obiecuje, że jeżeli matki zgodzą się z nami porozmawiać, to zorganizuje spotkanie. Twierdzi, że ogłasza się w „Anonsach” i w Internecie. Chętnych nie brakuje. Czyta lekarskie zalecenia dla chorych dzieci i indywidualnie umawia je na terapię. - Za pierwszym razem proszę, by matka była z nami, bo dziecko musi się oswoić z nowym miejscem. Potem kobieta zostawia je u mnie na dwie lub trzy godziny, a sama idzie na zakupy lub posiłek - mówi pan Sławomir. Dodaje, że kupuje dzieciom bloki, uczy je rysunku i rzeźby. Chwali się, że na podstawie obserwacji jednego z chorych pisze... psychologię behawioralną. - Piszę też wiersze - nadmienia.

<!** Image 5 align=none alt="Image 160554" sub="Na swoim łóżku pan Sławomir kładzie materacyk i robi dzieciom masaże / Fot. Dariusz Bloch ">- Mam takiego mądrego syna, a oni chcą go zniszczyć! - użala się nad panem Sławomirem matka. Drzwi jej mieszkania są obok i też chroni je krata. - Musimy się bronić, bo komornik się dobija i straszy eksmisją - twierdzi kobieta. Czasem jeździ na inwalidzkim wózku, innym razem porusza się nawet bez laski. Dużo mówi, próbuje zakrzykiwać syna. - To choroba, mama jest na tramalu, bo na morfinę nas nie stać - usprawiedliwia ją syn. Mówi, że bardzo mamę kocha i nigdy jej nie opuści. Z eksmisyjnym wyrokiem nigdy się nie pogodzi.

Po raz kolejny udało mu się wstrzymać egzekucję. - Dostarczyłem komornikowi zaświadczenie lekarskie - pokazuje dokument, z podpisem biegłego sądowego, takiej treści: „Zgłosił się pan Sławomir von Kwiateks z prośbą o wydanie opinii o stanie zdrowia na postawie zaświadczenia lekarskiego z Poradni Zdrowia Psychicznego. Z ww zaświadczenia wynika, że od 2001 roku jest on leczony w tej przychodni z powodu zespołu neurasteniczno-lękowego, wymagającego systematycznego leczenia psychiatrycznego i że eksmisja z mieszkania może spowodować zagrożenie dla zdrowia i życia pacjenta”.

- Ja chory psychicznie nie jestem. To ADM, grożąc eksmisją, doprowadziła mnie do takiego stanu - zastrzega pan Sławomir. - Inwalidztwo I grupy i rentę mam z powodu astmy i chorego serca - twierdzi, posiłkując się orzeczeniem ZUS. Zapisano tam, że 34-letni Sławomir von Kwiateks jest niezdolny do samodzielnej egzystencji z powodu znacznego stopnia niepełnosprawności i ma prawo do zamieszkiwania w oddzielnym pokoju.

Czy to oznacza, że

uniknie eksmisji?

- Chcą mnie eksmitować do mieszkania matki, ale to niemożliwe - broni się pan Sławomir. Twierdzi, że jego matce, Marii von Kwiateks, z racji inwalidztwa I grupy też należy się oddzielny pokój. A poza tym jest u niej zameldowana rodzina. - Chory wujek, zabrany z domu opieki społecznej, moja przyszywana chora ciocia i kuzyn, który pomaga mi znosić matkę ze schodów - wyjaśnia, wskazując zamknięte pokoje.

Była tu jeszcze zameldowana niewidoma ciocia (zmarła 3 lata temu) oraz młody lokator, którym pan Sławomir się opiekował. - Ich też chcieli zniszczyć, wsadzić do psychiatryka - twierdzi. Opowiada, jak zaprowadził młodego lokatora, chorego na schizofrenię paranoidalną, do kliniki po pastylki. - A oni ubrali go w kaftan i na 3 miesiące wywieźli do Świecia - wspomina. - Podobnie było z niewidomą ciotką, którą karetka zabrała do psychiatryka na 10 dni - dodaje.

Dlaczego o tym mówi? - Bo ze mnie też

chcą zrobić wariata!

- oburza się. I jako dowód pokazuje sądowe postanowienie, zgodnie z którym zobowiązano komornika, by przed wykonaniem eksmisji Sławomira von Kwiateksa z samowolnie zajętego pokoju zasięgnął opinii biegłego psychiatry na okoliczność stanu psychicznego lokatora. - Wydzwania do mnie komornik i każe się stawić na badanie w klinice, a ja mu mówię, że taka wizyta zagraża mojemu zdrowia i nawet orzecznicy ZUS badali mnie i matkę w domu - mówi pan Sławomir. Zaznacza, że w domu psychiatrę przyjmie.

I jest to dobre wyjście. Niech psychiatra pojawi się u von Kwiateksów, zobaczy ich dom, wysłucha i... wszystko będzie jasne.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski