Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto brzydko upada, ten ładnie wstaje

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Tamci bohaterowie byli oczywiście nieludzko dzielni, zwinni i uroczy, ale w tym całym swoim heroizmie byli też jakoś tak bardzo... ludzcy.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Tamci bohaterowie byli oczywiście nieludzko dzielni, zwinni i uroczy, ale w tym całym swoim heroizmie byli też jakoś tak bardzo... ludzcy. Lądowali przecież zwykle na samiutkim dnie, mieli za uszami masę grzechów, no i z tego czy innego powodu postanawiali za nie odpokutować. A w końcu nie ma nic radośniejszego dla widza niż oglądanie takiego win odkupienia, na dokładkę jeszcze połączonego z zemstą na różnych niegodziwcach. Bo sensacyjne kino akcji ze swojego złotego okresu sprzed paru dekad miało swój smaczek, którego dzisiejszym produkcjom, naszpikowanym komputerowymi popisami i efektami 3D, po prostu brakuje. <!** reklama>

Ale brakuje im też tamtych szelmowskich typków, których idealnym reprezentantem był Mel Gibson. Któż jak nie on piękniej podnosił się po kolejnych upadkach? Tyle że w pewnym momencie cała jego kariera zaczęła przypominać film akcji. Bo Gibson i był gwiazdorem popkina, i angażował się w ryzykowne przedsięwzięcia artystycznie jak „Pasja” czy „Apocalypto”, i wreszcie w życiu prywatnym ruszył do boju z całym światem, zmagając się z oskarżeniami o to, że jest pijakiem, damskim bokserem i antysemitą. Dzisiaj pasuje do Hollywood tak jak Jarosław Kaczyński do młodzieżówki Platformy Obywatelskiej. I tak jest traktowany.

Doszło wręcz do tego, że jego nowy film, „Dorwać gringo”, w Stanach nie trafił do kin, tylko do kablówek i musi się zadowolić podbijaniem reszty świata. A szkoda, bo to całkiem udana wycieczka w przeszłość, w czasy, kiedy pokręceni życiowo i moralnie bohaterowie kina akcji dostawali w łeb, dowcipkowali i uwodzili, ale w końcu, jak przyszło co do czego, to zawsze wybierali dobrze. Bo - umówmy się - to nie jest kino, o które możemy zahaczyć jakąś myślą. To czysta rozrywka, za to na niezłym poziomie. Co prawda pięknemu Melowi bliżej już do sześćdziesiątki niż pięćdziesiątki, ale dzięki temu stawia raczej na swój uśmieszek i słowne gierki niż fizyczne wygibasy. Oglądamy więc cynicznego bandziora o złotym sercu oraz klasyczny motyw zemsty z lubianą przez publikę manipulacją, dzięki której szczuje się jednych złych na drugich złych. No i przede wszystkim nie ma tu żadnego napinania się, żadnego udawania, że w tych lekko kiczowatych zagrywkach jest jakieś mruganie i drugie dno. Oldskulowo, ale z sensem.

Tak więc śledzimy opowieść o amerykańskim przestępcy, który ląduje w meksykańskich więzieniu. Na wieki wieków. Jego łupem zainteresowali się bowiem miejscowi policjanci, nikt więc nie chce, żeby facet więzienie przeżył. Ale nasz bohater oczywiście walczy o swoje. Do tego poznaje jeszcze panią mamę i jej synka. Chłopak jest hodowany jako dawca wątroby dla bandziora trzęsącego okolicą.

Sporą ciekawostką jest zresztą obrazek tego więzienia, kompletnie innego tworu niż to, co zwykle więzieniem nazywamy. Coś takiego jak El Pueblito - więzienie ze sklepikami, knajpami, domami publicznymi i mieszkającymi tam latami rodzinami skazańców - naprawdę istniało. Znamy to z dokumentalnych produkcji, bo był to eksperyment resocjalizacyjny, zakończony zupełną klapą, jako że całkowitą kontrolę nad nim przejęli przestępcy. Pokazano nam to sugestywnie i bez przegięcia. I to jest chyba największa ciekawostka tego filmu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!