Przywłaszczył sobie wartego 60 tysięcy forda mondeo i gwiżdże na policję oraz prokuraturę. W firmach pożyczających samochody mówią, że skala procederu jest znaczna, a prawo bezradne.
Po co niepotrzebnie ryzykować? Zamiast kraść z ulicy, można udać się do wypożyczalni samochodów i legalnie wziąć na kilka dni pojazd z kluczykami i dowodem rejestracyjnym.
<!** Image 3 align=none alt="Image 190541" >
W tym czasie można go zalegalizować w kraju na tak zwany „przeszczep”, wywieźć za granicę albo rozebrać na części. Nie trzeba się też martwić o odpowiedzialność karną. Jak mówią właściciele firm pożyczających cztery kółka, sprawy tego typu przeważnie kończą się umorzeniem. Prokuratura i policja nie radzą sobie nawet w ewidentnych przypadkach, jak choćby ten z Grudziądza.
<!** reklama>
Dwuletni ford mondeo wyceniony na ok. 60 tysięcy złotych został wypożyczony 24-letniemu grudziądzaninowi Łukaszowi P. (posługującemu się prawdziwymi dokumentami) w czerwcu 2011 roku przez warszawską spółkę Kineo. Kiedy w umówionym terminie samochód nie wrócił, a mężczyzna nie odbierał telefonów z wypożyczalni (inne tak), jeszcze tego samego dnia wieczorem sprawę zgłoszono w Komendzie Rejonowej Policji Warszawa I.
- Półtora miesiąca później, kiedy zorientowałem się, że w sprawie nic się nie ruszyło, osobiście pojechałem do Grudziądza, gdzie przyjęli mnie zdziwieni policjanci. Przy mnie dzwonili do Warszawy, żeby w końcu stwierdzić, że postępowanie jest, ale oni nie dostali z Warszawy żadnych dokumentów - mówi Rafał Dzido z zarządu spółki Kineo. Sam ustalił, że 24-latek przez jakiś czas prowadził wystawne życie, na jakie go normalnie nie stać, a potem gdzieś zniknął.
W sierpniu Rafał Dzido złożył zawiadomienie do prokuratury w Warszawie, ale przez półtora miesiąca prowadzono tam tzw. spór kompetencyjny ustalając, który z rejonów ma się zająć dochodzeniem. Kiedy w końcu to wyjaśniono, w ciągu zaledwie dwóch tygodni sprawa została umorzona na wniosek policji z powodu braku znamion czynu zabronionego. Pisane później wnioski o ponowne wszczęcie dochodzenia nic nie dały.
- To musiało być zlecenie jakiejś grupy. Ktoś temu chłopakowi zapłacił - nie ma złudzeń Andrzej Wencel z Bydgoszczy. W jego wypożyczalni Auto Standard podobne przypadki zdarzają się raz na kilka miesięcy. Kradzione są nawet auta zabezpieczone systemem GPS.