Anwil Włocławek zwycięzcą Pucharu Europy FIBA
Zwycięstwo Anwilu to międzynarodowe osiągnięcie bez precedensu w polskiej koszykówce klubowej. Najbliżej był 20 lat temu Prokom Trefl Sopot w Pucharze Europy FIBA, powstałym w efekcie reorganizacji rozgrywek i połączenia Pucharu Saporty i Pucharu Koraca. Przegrał jednak wówczas jednym punktem w finale z Arisem w Salonikach.
W czwartek koszykarze Anwilu wrócili do Polski. Z Paryża przylecieli do Warszawy na lotnisko im. Fryderyka Chopina
- Niesamowite, nie mogę w to jeszcze uwierzyć, ponieważ nigdy to się nie zdarzyło w historii polskiej koszykówce w historii. Jesteśmy przeszczęśliwi dzisiaj do tej pory nie mogę uwierzyć. Cały czas patrzę na ten medal i patrzę i mówię, kurczę, naprawdę to zrobiliśmy - powiedział Michał Nowakowski.
Na wyjeździe Anwil odnalazł swoją skuteczność zza łuku. Koszykarze polskiego klubu trafili 13 z 29 rzutów za trzy, podczas gdy we własnej hali ledwie 8 z 27.
- Skuteczność z dystansu odegrała kluczową rolę. Tylko nie wiem czemu lepiej nam idzie na wyjazdach niż u siebie [śmiech] - dodaje Nowakowski.
Gra zespołowa kluczem do sukcesu
Anwil nie tylko imponował skutecznością zza łuku, ale przede wszystkim budową ataków. Podopieczni Przemysława Frasunkiewicza zanotowali 43 asysty w dwumeczu - o 12 więcej niż ich finałowi rywale.
- Miało to ogromny wpływ. Trener powiedział, że jak nie dzielimy się piłką i będziemy grać 1 na 1, to mało co możemy zdziałać. A mamy taką głębię składu, tak potrafimy "bujnąć" tą obroną, z lewej strony do prawej, że naprawdę ktoś tam się zgubi. Ktoś się pomyli i wtedy jest ta przewaga, którą potrafimy wykorzystać. To miało ogromne znaczenie, szczególnie w 2 połowie - tłumaczy Nowakowski.
MVP finałów został Amerykanin Phil Green IV.
- [Green] grał świetne zawody i zasłużył na tę nagrodę. To świetny gracz i rewelacyjny człowiek. Cieszę się, że ta nagroda trafiła w jego ręce - powiedział Nowakowski.