<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/warta_ryszard.jpg" >No i mamy ministra z regionu. Jednak satysfakcja z tego powodu jest raczej średnia, bo nikt chyba dziś nie wie, czy nominacja Wojciecha Mojzesowicza na ministra rolnictwa wynika z uznania jego kompetencji, czy jest tylko elementem brutalnej gry, jaką Jarosław Kaczyński prowadzi wobec koalicjantów, by zmusić ich do całkowitej uległości albo do opuszczenia koalicji.
<!** reklama right>Mojzesowicz na pewno ma przynajmniej minimalne przygotowanie do tej funkcji, co więcej, nie mam wątpliwości, że będzie o niebo lepszym ministrem od kompletnie nieporadnego Krzysztofa Jurgiela, pierwszego szefa tego resortu w rządzie PiS, i od Andrzeja Leppera, który zbawiając cały świat, nie za bardzo miał czas na zajmowanie się rolnictwem. Z drugiej strony, oczywiste jest, że Mojzesowicz w ciepłym jeszcze fotelu po Lepperze to nie żaden policzek, ale potężny kopniak wymierzony szefowi Samoobrony. Zbyt długo obaj panowie byli w ostrym konflikcie i zbyt wyraźna jest ich obustronna niechęć.
A może na decyzję premiera wpłynęły oba te elementy? W każdym razie przez tę dwuznaczność Mojzesowicz znalazł się w dość niezręcznej sytuacji, bo trudno jest udowodnić, że awansowało się nie tylko po to, by komuś zagrać na nosie. Zwłaszcza gdy wchodzi się do urzędu praktycznie tylko na kilka miesięcy.