Marek Leśniewski, znakomity przed laty kolarz, wicemistrz olimpijski z Seulu, zakończył karierę sportową w 2001 roku. Razem z rodziną mieszkał wtedy we Francji.
- Miałem 38 lat. Czułem, że mój organizm już tak nie regeneruje się jak dawniej. Miałem gorsze samopoczucie. W ostatnim swoim sezonie wygrałem jeszcze 16 wyścigów w amatorach, ale zwycięstwa nie dawały mi już takiej radości. W uszach wciąż dźwięczały mi słowa mojego trenera „Jeździj na rowerze, dopóki sprawia ci to przyjemność. Jak zaczniesz niszczyć zdrowie, przestań. Życie po życiu też jest piękne” - mówi. Decyzję o zakończeniu kariery skonsultował z żoną. - Najstarszy syn Artur miał wtedy 17 lat, Adrian 4 latka. Musiałem myśleć o bliskich. We Francji zatrudniłem się u znajomego w firmie, która sprowadzała kontenery na odpady. Jeździłem do kontrahentów, ale bardzo brakowało mi kolarstwa. To było tak, jakbym zamknął jakiś rozdział w książce.
[break]
Czar dwóch kółek
Któregoś dnia podjął błyskawiczną decyzję o powrocie do kraju. - Okazało się jednak, że potraciliśmy w Bydgoszczy trochę kontaktów. Gdyby nie żona, pewnie bym się załamał. Na szczęście los się do mnie uśmiechnął i zostałem trenerem męskiej kadry młodzieżowej do lat 23 przy Polskim Związku Kolarskim, potem dyrektorem sportowym grupy kolarskiej CCC Polsat Polkowice. Odżyłem. Znów byłem blisko sportu - wspomina Leśniewski.
Były kolarz wciąż szukał sposobu na życie. Próbował swoich sił w biznesie, otworzył też sklep rowerowy. - Moje rowery były markowe, a więc drogie. Nie zarabiałem i trzeba było zamknąć sklep - mówi. Pracował też w firmie Museeuw w Osielsku jako specjalista ds. sprzedaży na wschodnią Europę, ale kryzys sprawił, że firma wycofała się z naszego rynku i stracił robotę. Dziś pracuje w bydgoskim ratuszu. Po latach wskrzesił „Czar dwóch kółek”, w którym bierze udział mnóstwo dzieci i młodzieży. Za każdym razem, gdy Tour de Pologne zawita do Bydgoszczy, pomaga przy organizacji wyścigu.
- Wciąż mam głód kolarstwa. To jest jak choroba. Dobrze, że w chwili, gdy kończyłem z wyczynowym sportem, miałem u boku bliskich. Bez wsparcia rodziny chyba bym zwariował.
Moment zakończenia kariery doskonale pamięta też Andrzej Szajna, utytułowany i najlepszy polski gimnastyk lat 70. Sport zawsze dodawał mu sił, choć trudno było to pogodzić z wychowaniem siedmiorga dzieci. Gdy wycofał się ze sportu, miał 35 lat. - Do tej myśli dojrzewałem stopniowo. Trochę przesądziły o tym względy zdrowotne. Kontuzja barku mocno dawała mi się we znaki. Musiałem zawiesić treningi. Było ciężko, ale w końcu powiedziałem „stop”- wspomina.
Sport uczy pokonywać przeszkody
Ze sportem nie zerwał całkowicie. Do dziś prowadzi zajęcia gimnastyczne na Zawiszy, jest ochroniarzem podczas meczów bydgoskich piłkarzy. Jest zapraszany do szkół na prelekcje o sporcie. Przyznaje jednak, że i w jego życiu były chude lata. Aby utrzymać rodzinę, podejmował różne prace. - Na szczęście sport nauczył mnie pokonywać przeszkody.
Żadna robota nie hańbi. Czego ja nie robiłem. Byłem mechanikiem w warsztacie samochodowym, zaopatrzeniowcem. Miałem sklepik ogólnospożywczy - wylicza. Andrzej Szajna nie ukrywa też, że ma duszę hazardzisty. - Kiedyś lubiłem grać w pokera, ale to już przeszłość.
O zakończeniu kariery mówi wprost: - To trudny moment dla sportowca. Trzeba mieć mocną psychikę, aby to udźwignąć.
Ściskało w gardle...
Agnieszka Malinowska, była siatkarka Pałacu Bydgoszcz, skończyła z wyczynowym sportem w wieku 30 lat. - Doskwierała mi kontuzja kolana. I wtedy pojawiła się pierwsza myśl, aby zrezygnować. Przeszłam operację, miesiąc później zaszłam w ciążę. I to przesądziło. Nie ukrywam, ściskało mnie w gardle, gdy widziałam, jak moje koleżanki z drużyny grały. Chodziłam na ich wszystkie mecze, do dziś chodzę, chociaż skład zespołu już dawno się zmienił.
Trudno się pozbierać, gdy nagle nie ma regularnych treningów i wyjazdów na mecze. Brakuje adrenaliny. Na szczęście, gdy mój synek Wojtek miał 6 miesięcy, dostałam pracę na pół etatu w SP nr 31 w Bydgoszczy. Pracuję tam zresztą do dziś. Prowadzę zajęcia z wychowania fizycznego i jestem trenerką w klasach sportowych.