Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec kariery sportowej jest jak zamknięty rozdział w książce

Małgorzata Pieczyńska
Małgorzata Pieczyńska
Andrzej Szajna (z prawej) prowadzi zajęcia gimnastyczne na Zawiszy, jest też zapraszany do szkół
Andrzej Szajna (z prawej) prowadzi zajęcia gimnastyczne na Zawiszy, jest też zapraszany do szkół Dariusz Bloch
Sport to dla nich wszystko. Wylewają siódme poty na treningach, żyją od zawodów do zawodów. Przychodzi jednak moment, gdy muszą się wycofać. Co wtedy?

Marek Leśniewski, znakomity przed laty kolarz, wicemistrz olimpijski z Seulu, zakończył karierę sportową w 2001 roku. Razem z rodziną mieszkał wtedy we Francji.

- Miałem 38 lat. Czułem, że mój organizm już tak nie regeneruje się jak dawniej. Miałem gorsze samopoczucie. W ostatnim swoim sezonie wygrałem jeszcze 16 wyścigów w amatorach, ale zwycięstwa nie dawały mi już takiej radości. W uszach wciąż dźwięczały mi słowa mojego trenera „Jeździj na rowerze, dopóki sprawia ci to przyjemność. Jak zaczniesz niszczyć zdrowie, przestań. Życie po życiu też jest piękne” - mówi. Decyzję o zakończeniu kariery skonsultował z żoną. - Najstarszy syn Artur miał wtedy 17 lat, Adrian 4 latka. Musiałem myśleć o bliskich. We Francji zatrudniłem się u znajomego w firmie, która sprowadzała kontenery na odpady. Jeździłem do kontrahentów, ale bardzo brakowało mi kolarstwa. To było tak, jakbym zamknął jakiś rozdział w książce.
[break]

Czar dwóch kółek

Któregoś dnia podjął błyskawiczną decyzję o powrocie do kraju. - Okazało się jednak, że potraciliśmy w Bydgoszczy trochę kontaktów. Gdyby nie żona, pewnie bym się załamał. Na szczęście los się do mnie uśmiechnął i zostałem trenerem męskiej kadry młodzieżowej do lat 23 przy Polskim Związku Kolarskim, potem dyrektorem sportowym grupy kolarskiej CCC Polsat Polkowice. Odżyłem. Znów byłem blisko sportu - wspomina Leśniewski.

Były kolarz wciąż szukał sposobu na życie. Próbował swoich sił w biznesie, otworzył też sklep rowerowy. - Moje rowery były markowe, a więc drogie. Nie zarabiałem i trzeba było zamknąć sklep - mówi. Pracował też w firmie Museeuw w Osielsku jako specjalista ds. sprzedaży na wschodnią Europę, ale kryzys sprawił, że firma wycofała się z naszego rynku i stracił robotę. Dziś pracuje w bydgoskim ratuszu. Po latach wskrzesił „Czar dwóch kółek”, w którym bierze udział mnóstwo dzieci i młodzieży. Za każdym razem, gdy Tour de Pologne zawita do Bydgoszczy, pomaga przy organizacji wyścigu.

- Wciąż mam głód kolarstwa. To jest jak choroba. Dobrze, że w chwili, gdy kończyłem z wyczynowym sportem, miałem u boku bliskich. Bez wsparcia rodziny chyba bym zwariował.

Moment zakończenia kariery doskonale pamięta też Andrzej Szajna, utytułowany i najlepszy polski gimnastyk lat 70. Sport zawsze dodawał mu sił, choć trudno było to pogodzić z wychowaniem siedmiorga dzieci. Gdy wycofał się ze sportu, miał 35 lat. - Do tej myśli dojrzewałem stopniowo. Trochę przesądziły o tym względy zdrowotne. Kontuzja barku mocno dawała mi się we znaki. Musiałem zawiesić treningi. Było ciężko, ale w końcu powiedziałem „stop”- wspomina.

Sport uczy pokonywać przeszkody

Ze sportem nie zerwał całkowicie. Do dziś prowadzi zajęcia gimnastyczne na Zawiszy, jest ochroniarzem podczas meczów bydgoskich piłkarzy. Jest zapraszany do szkół na prelekcje o sporcie. Przyznaje jednak, że i w jego życiu były chude lata. Aby utrzymać rodzinę, podejmował różne prace. - Na szczęście sport nauczył mnie pokonywać przeszkody.

Żadna robota nie hańbi. Czego ja nie robiłem. Byłem mechanikiem w warsztacie samochodowym, zaopatrzeniowcem. Miałem sklepik ogólnospożywczy - wylicza. Andrzej Szajna nie ukrywa też, że ma duszę hazardzisty. - Kiedyś lubiłem grać w pokera, ale to już przeszłość.

O zakończeniu kariery mówi wprost: - To trudny moment dla sportowca. Trzeba mieć mocną psychikę, aby to udźwignąć.

Ściskało w gardle...

Agnieszka Malinowska, była siatkarka Pałacu Bydgoszcz, skończyła z wyczynowym sportem w wieku 30 lat. - Doskwierała mi kontuzja kolana. I wtedy pojawiła się pierwsza myśl, aby zrezygnować. Przeszłam operację, miesiąc później zaszłam w ciążę. I to przesądziło. Nie ukrywam, ściskało mnie w gardle, gdy widziałam, jak moje koleżanki z drużyny grały. Chodziłam na ich wszystkie mecze, do dziś chodzę, chociaż skład zespołu już dawno się zmienił.

Trudno się pozbierać, gdy nagle nie ma regularnych treningów i wyjazdów na mecze. Brakuje adrenaliny. Na szczęście, gdy mój synek Wojtek miał 6 miesięcy, dostałam pracę na pół etatu w SP nr 31 w Bydgoszczy. Pracuję tam zresztą do dziś. Prowadzę zajęcia z wychowania fizycznego i jestem trenerką w klasach sportowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!