Tradycyjnie przed świętami skarżą się do nas panie ekspedientki z Bydgoskiej Spółdzielni Spożywców. Skarżą się, iż muszą pracować tak długo, że nie mają czasu na przygotowanie w domu wigilijnej wieczerzy lub wielkanocnego śniadania (niepotrzebne skreślić). I równie tradycyjnie prezes Piszczek - w tym fotelu sam jak symbol tradycji - odpowiada, że taka jest specyfika pracy w handlu.
<!** Image 2 align=right alt="Image 147733" sub="Wczoraj w Fordonie ok. godz. 18.00 na skrzyżowaniu ulic Akademickiej
i Igrzyskowej być może prędkość, a prawdopodobnie oślepiające o zachodzie słońce było przyczyną niebezpiecznego zderzenia motocykla Suzuki z bmw. Pasażer samochodu z obrażeniami kręgosłupa oraz motocyklista ze złamaną ręką zostali przewiezieni do szpitala. Fot. Radosław Sałaciński">Jako dziennikarz, czyli „serce serc” w dzisiejszych, mało poetyckich czasach, tłoczącym krew organem jestem za paniami z BSS, jednak organ tłoczący myśli podpowiada mi, że rację ma niezatapialny prezes Piszczek. Prawnie wyeliminowaliśmy już z kalendarza kilkanaście dni, w których nie wolno zmuszać do pracy najemnej siły za ladą. I wychodzi na to, że największym bezbożnikami w Polsce nie są celnicy czy jawnogrzesznice, lecz właściciele sklepików i kiosków, tudzież członkowie ich rodzin. Bo oni jakoś nie kwapią się do świętowania dni świętych, zwłaszcza drugich dni Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy czy Wszystkich Świętych. Ba, my wszyscy ich w grzech wpędzamy, gnając do sklepiku na rogu, gdy w święta źródełko wyschnie. Ciekaw jestem, ilu uczciwych katolików odczuwa z tego powodu wyrzuty sumienia. Działające w handlu związki zawodowe co jakiś czas też podrzucają redakcjom dane, z których wynika, że generalnie coraz niechętniej robimy zakupy w weekendy. Według tych wyliczeń w niedzielę duże markety święcą już pustką, a i w soboty przychodzi do nich mniej klientów. Cóż, chylę czoło przed socjologią jako nauką, lecz tych zmian, na miły Bóg, nie dostrzegam. Ale jeśli naprawdę zachodzą, to problem wkrótce rozwiąże się sam. Żaden kapitalista krwiopijca nie będzie przecież otwierał geszeftu w weekend po to, by zniewolony do pracy personel liczył muchy na suficie.
***
Krzepiące dla kierowców, mniej krzepiące dla pieszych wieści wyczytać można między wierszami z artykułu o skuteczności fotoradarów w środowym wydaniu „Expressu”. Krzysztof Kosiedowski z Zespołu Prasowego Urzędu Miasta Bydgoszczy wypowiada następujące zdania: „Jeśli mieszkańcom zależy na masztach, powinni zwrócić się do policji. Pierwsze fotoradary stawialiśmy razem. Teraz jednak montaż słupów nie wiąże się z doprowadzaniem kabli, więc policjanci mogą sami podejmować decyzję w sprawie ich lokalizacji”.
<!** reklama>Wynika z tego, że albo w fotoradarach obecnie wykorzystywane są tak zaawansowane technologie, że przewody doprowadzające energię stały się zbędne, albo - o zgrozo - wszystkie najnowsze skrzynki na fotoradary to drogowe strachy na wróble, naprawdę nierobiące żadnych zdjęć. Gdyby tak było w istocie, to kluczem do pirackiego szczęścia byłaby wiedza, które fotoradary są tymi „pierwszymi”, do których jeszcze elektrycy doprowadzili prąd. Ze wspomnianego artykułu dowiedzieliśmy się też, że w Bydgoszczy równość więcej znaczy niż w Toruniu. Torunianie mogą bowiem wnioskować o budowę progów zwalniających, za które sami zapłacą. W Bydgoszczy bogacze nie mają takiego przywileju. I chyba dobrze, bo społeczna tolerancja dla progów też ma swój próg.
***
23-metrowa wieża, na niej siedmiometrowa, ażurowa konstrukcja ze stali, a na niej jeszcze trzymetrowy krzyż. Parafia na południowo-wschodnim krańcu Szwederowa doczekała się w Wielkim Tygodniu kto wie, czy nie najwyżej położonego, od poziomu morza licząc, krzyża w mieście. Wieża góruje nad niewielkim w sumie budynkiem kościoła przy Jesionowej, który budowano siedem lat. W innym wypadku byłby to powód do krytyki, lecz nie w tym. Ksiądz Ryszard Pruczkowski budował wolno, bo rozsądnie, rzekłbym: taktownie i dzięki temu chyba nikt w jego parafii nie może się skarżyć na to, że proboszcz z niego zdzierał, na niego naciskał czy z niego wyciskał albo go do czegoś zmuszał, by jak najszybciej zaspokoić duszpasterskie ambicje. Księża mieli ostatnio sporo złej prasy. Tuż przed Wielkanocą dobrze byłoby pamiętać również o tym, że wśród urzędników pana B. są takie dobre duchy jak ksiądz Ryszard.