Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobieca strona niepodległości. Tych kobiet nie znasz, a powinnaś!

rozmawia Mariusz Sepioło
Po wojnie kobiety były gotowe podjąć się nowych zadań, poczuły, że mają w sobie niezależność. Wróciły co prawda do swoich wcześniejszych ról, ale nigdy nie były już takie same.

Z dr Agnieszką Wysocką*, kuratorką wystawy „One budowały Niepodległą. (Nie)zwykłe kobiety z terenu dzisiejszego województwa kujawsko-pomorskiego”, rozmawia Mariusz Sepioło

Jak żyły (nie)zwykłe kobiety, bohaterki Pani wystawy?
Podam przykład: Aleksandra Aspis, założycielka pensji dla dziewcząt we Włocławku, przez całe życie lawirowała między policją, donosicielami i cenzurą rosyjską. Wszystko po to, by „panny aspisanki” - jak mówiło się o pensjonariuszkach - mogły uczyć się języka polskiego i polskiej kultury. Z kolei pod zaborem pruskim kobiety dostały prawo zrzeszania się, ale chwilę potem Bismarck wprowadził tzw. ustawę kagańcową, czyli prawo zabraniające używania języka polskiego w miejscowościach, gdzie Polacy stanowili mniej niż 60 proc. ludności. Mimo to potrafiły się zorganizować. Ta wystawa ma więc pokazywać kobiety zaangażowane w odzyskiwanie niepodległości, ale też z drugiej strony - odzyskujące własną tożsamość, niezależność. Efektem tego procesu było uzyskanie przez Polki praw wyborczych po odzyskaniu przez Polskę niepodległości sto lat temu.

O przyznaniu kobietom praw wyborczych do dziś wiemy niewiele. Co doprowadziło do tego momentu?
Życiorysy bohaterek wystawy pokazują, jak długi i złożony był to proces. Przykładem jest choćby Wincentyna Teskowa, która swój posag ślubny przeznaczyła przed wojną na wydanie pierwszych numerów „Dziennika Bydgoskiego”. Dziś pamięta się głównie o jej mężu Janie, ale to Wincentyna w czasie I wojny światowej, pod nieobecność męża samodzielnie wydawała „Dziennik”, a w powstaniu wielkopolskim organizowała przeprawę ochotników. Warto też wspomnieć o kobietach zajmujących się edukacją w trudnych warunkach, w pełnej konspiracji. W Toruniu była Wanda Szuman, we Włocławku Aleksandra Aspis a w Bydgoszczy Wanda Rolbieska, która gdy tylko stało się to możliwe, w 1920 roku założyła pierwszą szkołę polską dla dziewcząt. Panie z naszego regionu świetnie odnalazły się też potem w polityce, dwie weszły w skład pierwszego polskiego sejmu.

ALEKSANDRA ASPIS MIAŁA TYLKO 19 LAT, KIEDY ZAŁOŻYŁA WE WŁOCŁAWKU SZKOŁĘ DLA KOBIET.

Te kobiety pochodziły z różnych środowisk.
Zależało mi na tym, by pokazać, że przed odzyskaniem niepodległości kobiety sprawdzały się w bardzo różnych rolach. Są wśród nich też osoby zamożne, pochodzące ze sfer ziemiańskich - jak np. hrabina Aniela Potulicka czy hrabina Maria Skórzewska z Radziwiłłów - które pomagały kobietom zagubionym w życiu, ofiarom rewolucji przemysłowej, bezrobotnym, pozbawionym perspektyw. Fundowały kursy zawodowe, dzięki którym kobiety mogły odbić się od dna, utrzymać się, przetrwać. Oprócz tego powstawały też np. „czytelnie dla kobiet”, w których śpiewano patriotyczne pieśni, wystawiano jasełka Konopnickiej, czytano polskojęzyczną prasę itd. Wszystko w pełnej konspiracji. Drogę do niepodległości torowały też artystki.

Nie tylko Apolonia Chałupiec z Lipna, czyli popularna Pola Negri?
Także Wanda Siemaszkowa, przed wojną aktorka teatrów we Lwowie, Warszawie, Krakowie, która już w 1920 r. została dyrektorką Teatru Miejskiego w Bydgoszczy i starała się wystawiać ambitny polski repertuar, co nie do końca się tu sprawdziło. Kulturę, choć fizyczną, tworzyły wybitne sportsmenki, jak lekkoatletka Zofia Staruszkiewicz z Grudziądza. To zadziwiające, jak, mimo wielu przeciwności, potrafiły dać się zaborcom we znaki. Szczególnie w zaborze pruskim miały w sobie wykształcony etos ciężkiej pracy, nie bały się trudnych zadań, wchodzenia w męskie role. Sam Bismarck twierdził, że polskich kobiet trzeba się bać, bo tylko spiskują (śmiech).

A spiskowały?
Raczej edukowały swoje najbliższe otoczenie. Miały silne charaktery. W zaborze pruskim mawiało się, że jeśli Niemiec wyjdzie za Polkę, to właśnie ona najbardziej wpłynie na wychowanie dzieci. Bo mężczyzny najczęściej nie było w domu, musiał zarabiać na rodzinę albo wojować. W zaborze rosyjskim, gdzie panował znacznie większy analfabetyzm, to kobiety dbały o nauczanie języka polskiego. Czy wyobraża pan sobie, że Aleksandra Aspis miała tylko 19 lat, kiedy założyła swoją szkołę?

Dziś trudno to sobie wyobrazić.
We Włocławku pensję dla dziewcząt prowadziła Izabela Zbigniewska, dawniej zaangażowana w  powstanie styczniowe. Przez to straciła możliwość wykonywania zawodu. Świetnie wykształcona w Petersburgu Aspis przybyła do Włocławka, by kontynuować dzieło Zbigniewskiej. Musiała jednak bardzo uważać. Dlatego zajęcia z literatury odbywały się podczas lekcji z gimnastyki czy robótek ręcznych. Kiedy władze przysyłały do pensji wizytatorki, Aspis robiła co mogła, żeby panie zasnęły, by dalej prowadzić zajęcia z polskiego. Wszystkie kobiety działały w pewnym społecznym kontekście, a mimo to potrafiły wywalczyć sobie odrębną pozycję. Zdarzało się, że w przemysłowej Bydgoszczy, kiedy umierał przedsiębiorca, przez następne 5-10 lat firmę prowadziła samodzielnie jego żona. Dlaczego? Bo czekała, aż w odpowiedni wiek wejdzie jej syn i przejmie obowiązki. Zadawałam sobie pytanie: jak one sobie radziły? Jak robiły te wszystkie wspaniałe rzeczy w takich czasach?

W KWIETNIU 1917 R. ODBYŁA SIĘ DEMONSTRACJA GŁODOWA KOBIET - BYDGOSZCZANKI RZUCAŁY W RATUSZ KAMIENIAMI, BY ZWRÓCIĆ UWAGĘ NA PANUJĄCY W MIEŚCIE GŁÓD. PROTEST OKAZAŁ SIĘ SKUTECZNY. MAGISTRAT STWORZYŁ SPOŁECZNĄ KOMISJĘ DO SPRAW ROZDZIAŁU ŻYWNOŚCI.

Po wybuchu I wojny światowej zamieniły się rolami z mężczyznami?
Przyszedł rok 1914, mężczyźni szli do wojska, często nie wracali. W naszym regionie dużo było niemieckich garnizonów, które potrzebowały np. sprzętu medycznego, bandaży, prześcieradeł. Wytwarzały to kobiety. Musiały też pracować jako nauczycielki - dotąd było to domeną mężczyzn - ale też pielęgniarki, urzędniczki, konduktorki. Pracowały w monopolu tytoniowym i przemyśle chemicznym, co odbijało się na ich zdrowiu. Żyły w straszliwych warunkach. W kwietniu 1917 r. odbyła się demonstracja głodowa kobiet - bydgoszczanki rzucały w ratusz kamieniami, by zwrócić uwagę na panujący w mieście głód. Protest okazał się skuteczny. Magistrat stworzył społeczną komisję do spraw rozdziału żywności.

Niewiele osób o tym wie.
Cieszę się, że powstaje dużo wystaw i publikacji poświęconych kobietom, bo nie znamy ich dorobku i niezwykłych życiorysów. Po wojnie kobiety były gotowe podjąć się nowych zadań, poczuły, że mają w sobie niezależność. Wróciły co prawda do swoich wcześniejszych ról, ale nigdy nie były już takie same. Radość z niepodległości przykrywała też trudną, bolesną przeszłość. Dziś myślę sobie, że celebrując setną rocznicę odzyskania niepodległości, trochę zapominamy, jak wiele złego uczyniła na naszych terenach pierwsza wojna. Nie pamiętamy, że po 1918 r. powstało w Polsce wiele szpitali psychiatrycznych. Wojna spowodowała też np. rozwój chirurgii plastycznej. A rzeźbiarze zaczęli się zajmować tworzeniem masek, w których po ulicach mogli chodzić okaleczeni przez wojnę ludzie. Uważam, że tego etapu historii nie przerobiliśmy.

Jak czas kształtowania niepodległości wpłynął na kobiety?
To ciekawe: na początku wielkiego kryzysu ekonomicznego, który rozpoczął się w 1929 r., w gazetach zaczęły pojawiać się odezwy do kobiet, by zwalniały miejsca pracy mężczyznom. „Niech wracają do domu i zajmują się dziećmi” - pisano. Pojawiały się artykuły, w których autorzy zastanawiali się, do czego to podobne, żeby kobieta była policjantką. A obok satyryczny rysunek policjantki, która zamiast gonić złodzieja, robi makijaż. Jednak na te odezwy odpowiadały kobiety. Pisały: nie życzymy sobie takiego traktowania. Głośno mówiły, że to ich praca i że się w niej spełniają. Przykładem były telefonistki, które w czasie wojny praktycznie zdominowały tę profesję i pozostały w niej także w nowych czasach. Kobiety wykonały ogromny skok, dzięki któremu poczuły, że wreszcie mogą decydować o sobie i swojej zawodowej karierze.

Zwieńczeniem tego procesu było nadanie kobietom praw do głosowania?
Co nie było takie proste, bo sprzeciwiał się temu Kościół katolicki. Wincentyna Teskowa musiała jeździć do Gniezna, by tłumaczyć się z tekstów, które drukowała w „Dzienniku Bydgoskim”. Tematykę emancypacyjną łatwiej można było podejmować na terenach zaboru rosyjskiego. W zaborze pruskim dominował model tradycyjnej rodziny, w której kobieta zna swoje miejsce i jeśli działa, to po cichu, u podstaw.

Dlaczego ciągle zbyt mało wiemy o roli kobiet w budowaniu niepodległości?
Z jednej strony, aktywnie działających kobiet w porównaniu do zaangażowanych mężczyzn było niezbyt wiele. Z drugiej, większość z nich, mimo swojego silnego charakteru, odwagi i samozaparcia, była jednak zależna od mężczyzn. Wyjątkiem stały się te kobiety, które posiadały niezależność finansową, jak hrabina Aniela Potulicka, która wychowała się w majątku niedaleko Nakła nad Notecią. Miała pieniądze, więc nikt - nawet najbardziej wpływowy mężczyzna - nie mógł jej powiedzieć, co ma robić. Wie pan, jestem absolwentką Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który niedawno obchodził swoje stulecie. Pojechałam na obchody tej rocznicy i zobaczyłam, że w wystawie portretów ludzi zasłużonych na KUL-u byli sami panowie. Byłam zszokowana, że nie ma tam wielu wybitnych profesorek, ale też właśnie hrabiny Potulickiej, bez której KUL by nie powstał.

Pewnie ciągle niewiele osób z naszego regionu wie, że nawet osławiona Pola Negri pochodziła z Lipna.
W Bydgoszczy tramwaje mają swoje imiona. Patronem jednego z nich jest Jan Teska. Ostatnio zachodziłam w głowę: dlaczego obok Jana Teski nie mogła znaleźć się jego żona Wincentyna, wybitna działaczka społeczna? Dlaczego nie znalazło się dla niej miejsce?

Sto lat po uzyskaniu praw wyborczych przez kobiety ciągle mamy problem z uznaniem ich roli choćby w przestrzeni publicznej?
Na uczelniach wyższych ciągle zdarza się, że mężczyźni tytułowani są swoimi stopniami naukowymi, a kobiety po imieniu. Jestem na takie sytuacje bardzo wyczulona. Na szczęście ze stworzeniem mojej wystawy nie miałam problemu. Mój projekt spodobał się pani dyrektor Ewie Krupie i teraz po kilku tygodniach obecności przed siedzibą Kujawsko-Pomorskiego Centrum Kultury w Bydgoszczy wyruszy - mam nadzieję - do różnych instytucji na terenie całego województwa. Chciałabym, żeby bohaterki wystawy dotarły także do innych miejscowości. Muszę też powiedzieć, że bardzo efektowna strona wizualna wystawy to zasługa graficzki Darii Wojnickiej. Nie miała łatwego zadania. Fotografii nie ma wiele do wyboru, ich jakość często pozostawiała wiele do życzenia.

Czego się od tych kobiet uczymy dziś?
Tego, że można. Że się da - pomimo różnych trudności. Mnie osobiście marzy się, by ich historie trafiły do jak największej liczby placówek w regionie, ale też, by te kobiety stały się np. bohaterkami murali czy patronkami ulic.

Skąd „nie” w słowie „(nie)zwykłe”?
Mam wrażenie, że bohaterki mojej wystawy - choć dla mnie były nadzwyczajnie - tak o sobie nie myślały. No, może tylko Pola Negri, przez grzeczność, nie zaprzeczyłaby (śmiech).

*DR AGNIESZKA WYSOCKA - bydgoszczanka, pracuje w Pracowni Dziedzictwa Kulturowego Kujawsko-Pomorskiego Centrum Kultury w Bydgoszczy i Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, kuratorka wystawy „One budowały Niepodległą. (Nie)zwykłe kobiety z terenu dzisiejszego województwa kujawsko-pomorskiego”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!