No a kto nie lubi takich twistów? Nawet tak sobie prawdopodobnych? Ba, nawet tak mało prawdopodobnych, że spodziewamy się kolejnego twista, żeby to wszystko odkręcić, ale nie możemy się doczekać? Jednym słowem ”Tajemnica anioła” zaskakuje cieplutko. Znowu punkt dla HBO GO, do którego wracamy po przygodach z Netfliksem i Playerem w naszym pandemicznym festiwalu filmowych serwisów online.
Tak więc wszystko zaczyna się jak klasyczna opowieść o rozpaczy i depresji. Główna bohaterka traci córeczkę tuż po porodzie – bo w szpitalu wybucha pożar. Spotykamy ją w siedem lat po tragedii, choć tak naprawdę ta tragedia wciąż rośnie. Straciła córkę, straciła małżeństwo, traci syna – bo mąż, z którym się rozstała, walczy o wyłączną opiekę nad dzieckiem, z powodu jej psychicznej niestabilności. Traci też pracę. Wszyscy wokół niej przekonani są o tym, że traci zmysły, szczególnie, kiedy zaczyna przekonywać najbliższych, że pewna dziewczynka to jej zmarła córka. Dziewczynka jest siostrą kolegi syna. Kobieta wkrada się w życie rodziny dziecka, a na ekranie robi się mocno thrillerowo.
I kiedy już, już spodziewamy się, że to efektownie i mocno nakręcony film o chorobie rozpaczy bezdennej, orientujemy się, że nie tylko. Że to też film o naszych niedoskonałościach, o tym, jak łatwo ulegamy pokusie przypinania ludziom łatek i łat. A jak już przypniemy, to jesteśmy tym łatom wierni do bólu i wszystko pod nie interpretujemy. I taki biedaczyna łatami oblepiony szans na złamanie stereotypu nie ma już żadnych.
“Tajemnica anioła” to film zgrabny i ciekawy, a główne powody sukcesu są tu dwa. Pierwszy to mądre prowadzenie opowieści, która jest w stanie nas nieco oszukać – w końcu my też, jak przypniemy filmowi łatkę, to trzymamy się jej do upadłego. I jak w pierwszym akcie mamy strzelbę, to spodziewamy się, że w ostatnim wypali... Tak, jak tu mamy wizje bohaterki i sygnał, że nie wszystko musi być realem. A tymczasem okazuje się, że jest wręcz przeciwnie - nie wszystko musi być wizją. W tym filmie zresztą każdy elemencik puzzle’a jest na swoim miejscu. Nawet seks jest nie po to, żeby był seks, ale po to, żeby coś nam powiedział o głównej bohaterce.
Druga sprawa to aktorstwo. W tym kameralnym australijskim filmie mamy dwie heroiny – Yvonne Strahovski (to ta pani z “Opowieści podręcznej”) jest bardzo dobra, a Noomi Rapace wręcz znakomita. Właściwie duża część filmu rozgrywa się na jej twarzy. I pani Noomi robi z tego małe wielkie kino.
