https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Każdy sobie płacę skrobie

Przemysław Łuczak
Do związków zawodowych w Polsce należy zaledwie co dziesiąty z zatrudnionych. A i to politykom, i pracodawcom wydaje się za dużo. Marzy im się ktoś na miarę Margaret Thatcher, która ponad 20 lat temu pognębiła brytyjskie związki zawodowe.

Do związków zawodowych w Polsce należy zaledwie co dziesiąty z zatrudnionych. A i to politykom, i pracodawcom wydaje się za dużo. Marzy im się ktoś na miarę Margaret Thatcher, która ponad 20 lat temu pognębiła brytyjskie związki zawodowe.

<!** Image 2 align=right alt="Image 103555" sub="Pracownicy PKP podczas listopadowego protestu w obronie emerytur pomostowych / Fot. Dariusz Bloch">Radykalne ograniczenie prawa do emerytur pomostowych dla pracujących w trudnych warunkach zacznie obowiązywać z początkiem nowego roku. Prezydent, będący ostatnią nadzieją związkowców z „Solidarności”, raczej podpisze ustawę, chociaż zamierza skierować ją do Trybunału Konstytucyjnego. Nikt też specjalnie nie wierzy w groźby wywołania strajku generalnego w obronie utraconych uprawnień. Pomijając inne względy, tak drastyczna forma protestu nie spotkałaby się ze społeczną akceptacją. Związki zawodowe nie cieszą się bowiem najlepszą opinią, co z jednej strony jest efektem oficjalnej propagandy, zwanej dziś elegancko public relations, z drugiej zaś małej skuteczności ich działania.

<!** reklama>Do przekonania ludzi bardziej trafia powtarzana przez rząd i organizacje pracodawców teza, zgodnie z którą związki walczą o swoje przywileje, a nie o słuszne prawa zatrudnionych w ciężkich warunkach, za co będą musieli zapłacić wszyscy. Stąd społeczne zaufanie do związków nie przekracza 40 proc.

Tylko 8 procent

Przynależność do związków zawodowych deklaruje tylko 8 proc. pracujących Polaków, w prawie połowie firm i instytucji nie ma ani jednej organizacji związkowej. Tymczasem pierwsza „Solidarność” zrzeszała 10 milionów ludzi, a OPZZ w latach 90. - 4 miliony. Szacuje się, że obecnie główne centrale „Solidarności” i OPZZ skupiają po 700 tys. członków, w Forum Związków Zawodowych jest ich 400 tys. Z racji swojej wielkości uczestniczą one w pracach Komisji Trójstronnej, w której zasiadają również przedstawiciele rządu i organizacji pracodawców. Ostatnio jednak coraz trudniej tam o porozumienie.

Zapisują się mniej chętnie

Porównując historyczne dane z obecnymi nietrudno o przypuszczenie, że na naszych oczach nadchodzi powolny zmierzch znaczenia ruchu związkowego w Polsce. Związkowcy uważają jednak, że im bardziej liberalny kapitalizm będzie starał się pomnażać zyski i walczyć ze skutkami kryzysu kosztem pracowników, tym większe będzie zapotrzebowanie na związki. Przyznają jednak, że od połowy lat 90. pracownicy mniej chętnie zasilają ich szeregi.

- W tym roku powstało w naszym regionie około 30 organizacji, których obecnie jest blisko 300 – mówi Leszek Walczak, przewodniczący Regionu Bydgoskiego „Solidarności”. - Przybyło 150 członków. Pracownicy często sami do nas przychodzą. Teza, że młodzi nie chcą zapisywać się do związku jest nieprawdziwa, bowiem średnia wieku w nowych organizacjach wynosi 32 lata. Na sytuację związku wpływają też trudności z upowszechnianiem naszych argumentów, choćby w sprawie emerytur pomostowych. W telewizjach mądrzą się głównie politycy, ekonomiści i pracodawcy, a nas prawie wcale się nie zaprasza. Nie mogę zgodzić się także z twierdzeniem o małej skuteczności działania. Dzięki nam bydgoskie zakłady mięsne w grudniu mogą być przejęte przez nowego właściciela i wznowić produkcję.

- Gdy znikają zakłady pracy, to razem z nimi organizacje związkowe - stwierdza Harald Matuszewski, szef OPZZ w woj. kujawsko-pomorskim. - Chcąc ułatwić ich powstawanie, w 2004 r. założyliśmy Międzybranżowy Związek Zawodowy, do którego mogą wstępować bez konieczności rejestracji sądowej nowe organizacje. To sprawiło, że przybyło ich 26 i razem jest ich w naszym województwie około 170. Działalność związkowa spotyka się z niechęcią ze strony rządu i pracodawców, co sprawia, że mniej pracowników niż kiedyś chce do nich należeć. Mimo to nie przypuszczam, żeby związki zawodowe straciły swoje znaczenie. Nawet jeżeli przegramy batalię o emerytury pomostowe, to będzie jeszcze większa determinacja z naszej strony. Jest wiele innych spraw, o które musimy walczyć, choćby emerytury kapitałowe, które w Argentynie czy Słowacji nie sprawdziły się, a u nas są wciąż lansowane.

W innej formie

Tymczasem socjolodzy i politolodzy nie mają złudzeń, że nawet jeżeli ruch związkowy przetrwa, to z pewnością przybierze inne formy niż dotychczas. Inaczej widzą też przyczyny spadku ich znaczenia.

- Po II wojnie światowej doszło do destrukcyjnego dla związków zawodowych ich upaństwowienia - twierdzi prof. Krzysztof Piątek, socjolog z UMK. - Mówiąc dzisiejszym językiem, pełniły rolę przystawki. Nic więc dziwnego, że narodziły się wolne związki. Ale w latach 90. okazało się, że w struktury władzy weszli ich przedstawiciele, najważniejsi działacze i doradcy. Związkowcy doszli więc do wniosku, że tylko pracownicy ponoszą ciężar przemian. To wywarło duży wpływ na obecną pozycję związków zawodowych. Właściwie tylko Sierpień 80 zerwał z establishmentem, a „Solidarność” i OPZZ na różnych etapach brały udział w sprawowaniu władzy i ją wspierały, często kosztem praw pracowniczych.

- W gospodarce wolnorynkowej właściciele firm, dążąc do jak największego obniżenia kosztów, zmierzają też do atomizacji załogi - mówi prof. Roman Baecker, politolog z UMK. - Nie są zainteresowani powstawaniem związków zawodowych. Pracownicy mogą przyjmować wtedy strategię kooperacji wzajemnej i mimo wszystko je zakładają, ale mogą też obierać strategię konkurencji z innymi o jak najlepsze rezultaty w pracy, a tym samym uzyskania jak największych indywidualnych podwyżek pensji. To oznacza, że w sektorze prywatnym związki zawodowe funkcjonują tylko w dużych zakładach pracy, gdzie sytuacja pracownicza jest względnie równorzędna. Tymczasem przeważają niewielkie firmy, zatrudniające kilku czy kilkunastu pracowników, a w nich zazwyczaj związków zawodowych nie ma. Istnieją one nadal w zakładach państwowych czy komunalnych. Niemniej powoli następuje zmierzch wszystkich tradycyjnych i zhierarchizowanych form organizacyjnych, charakterystycznych dla społeczeństwa przemysłowego. O wiele bardziej efektywne są spontaniczne ruchy społeczne.

Czy jednak światowy kryzys gospodarczy, który dotknie również Polskę, może sprawić, że mimo wszystko związki zawodowe złapią drugi oddech? - Nie można wykluczyć takiej ewentualności - mówi prof. Piątek. - Jeszcze niedawno wydawało się, że neoliberalizm znalazł odpowiedź na wyzwania współczesnego świata, przez ostatnich 20 lat ta idea święciła triumfy. Teraz okazało się, że różne problemy wróciły ze zdwojoną siłą. Nagle proponuje się rozwiązania niemające wiele wspólnego z neoliberalizmem. USA, będące jego ostoją, nagle wyciągają z kasy grube miliardy i wpompowują je w gospodarkę, zwłaszcza banki. Znowu pojawiło się pytanie o rolę współczesnego państwa.

Związki zawodowe, aby przetrwać, będą musiały dostosować się do zmieniającej się rzeczywistości, w której pracownicy zmieniają miejsce zatrudnienia i zawód częściej niż jeszcze niedawno można było sobie wyobrazić. A protesty i strajki raczej ich nie kręcą, wolą brać sprawy we własne ręce.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski