W piątek, jak zwykle pod koniec tygodnia, byłem zmuszony odwiedzić kilka sklepów, by odnowić zapasy żywności. Dwie godziny wystarczyły, bym się zorientował, że tragiczne statystyki zakażeń i zgonów niewiele nas nauczyły.
W sklepach, gdy się zwróci uwagę personelowi, by nie obsługiwał klientów bez maseczek, reakcją jest najczęściej bezradne rozłożenie rąk, ewentualnie z wytłumaczeniem (autentyczne) „A co ja mogę zrobić, jak jestem tu za ladą sama?”.
Inne, jeszcze dziwniejsze dla mnie zjawisko, to lekceważenie maseczkowych przepisów przez sam personel. Owszem, w wielu sklepach właściciele wiele miesięcy temu zamontowali osłony z przezroczystego plastiku, za którymi znajdują się sprzedawczynie i sprzedawcy. Ale przecież taki, nawiasem mówiąc często niezbyt czysty kawałek plastiku nie zwalnia z obowiązku zakładania maseczki ludzi po obu stronach tej przegrody. Taka osłona nawet mniej chroni przez wirusami niż przyłbice. A osoby uwijające się za nimi bez maseczki widziałem nie tylko w małych warzywniakach, ale też w sporym markecie.
