Karolina pochodzi z grodu nad Brdą, ale od dwóch dekad mieszka w Wielkiej Brytanii, gdzie przez siedemnaście lat pracowała jako higienistka stomatologiczna. Jej partner - Lee zajmował się naprawą i serwisem różnych maszyn i urządzeń, np. w fabrykach żywności oraz stali. Przed paroma laty wymarzyli sobie, że jachtem okrążą kulę ziemską.
Paradoksalnie, naszą decyzję o wyruszeniu w rejs przyspieszyła pandemia koronawirusa oraz śmierć trojga naszych rodziców. Uznaliśmy, że nie ma na co czekać. Życie jest nieprzewidywalne i nigdy nie wiesz, co może ciebie wkrótce spotkać - rozpoczyna rozmowę z naszą gazetą bydgoszczanka.
Aby spełnić swoje marzenie, rzucili dosłownie wszystko: sprzedali dom, zwolnili się z pracy. - Jacht, który kupiliśmy, został wyprodukowany w latach 70. ubiegłego wieku i był stosunkowo tani, bo kosztował zaledwie 5,5 tysięcy funtów [wobec obecnego kursu walut to niewiele ponad 28 tys. złotych - dod. red.]. 4,2 tysięcy funtów musieliśmy wyłożyć na nowy, bardziej przyjazny dla środowiska silnik, z kolei 500 funtów to wydatek na kompostową toaletę. Ekologia jest dla nas bardzo ważna, nie zamierzamy zanieczyszczać środowiska. Prąd będziemy pozyskiwać z paneli fotowoltaicznych - dodaje Karolina.
Jednostkę przemianowali na Good Deeds, co można przetłumaczyć jako "dobre uczynki". Nazwa nie wzięła się przez przypadek.
- Chcemy pomagać potrzebującym. Głównie w dziedzinie stomatologii, ale też w przeróżnych naprawach, których dokonywać może Lee. Jeżeli nie będziemy w stanie sami pomóc, to planujemy zaprosić miejscowych dentystów lub zapłacić jakieś lokalnej firmie, by przysłała swoich pracowników i zreperowała komuś np. dach
- Jak zamierzacie pozyskiwać fundusze? - dopytujemy.
- Poprzez platformę YouToube. Od dwóch miesięcy prowadzimy tam kanał Good Deeds Sailing i zamieszczamy różne filmy - słyszymy. - I tu ciekawostka: osoby, które będą nas obserwować, wchodzić w relacje, planujemy zapraszać w różne zakątki świata, by pomieszkały z nami na łodzi. Jeżeli ktoś będzie chętny, może też włączyć się w akcję pomagania innym.
Naszym bohaterom w podróżny towarzyszyć będzie kot "PJ". Zwierzak ma już swoje lata (13), ale jest bardzo ciekawy świata.
Karolina: - Adoptowaliśmy go trzy lata temu i początkowo był nieufny. Chyba w przeszłości przeżył jakieś traumatyczne przeżycia, bo przez rok nie wydawał z siebie żadnego dźwięku. Teraz to się zmieniło. Kocha podróżować; jadąc samochodem nie musimy zamykać go do klatki, bo lubi rozglądać się dookoła. Wprawdzie na jachcie jeszcze z nami nie był, ale podróż promem zniósł świetnie, więc choroby morskiej raczej nie ma [śmiech].
Śmiałkowie będą wypływać z miejscowości Queenborough (wschodnie wybrzeże Wielkiej Brytanii), by przez La Manche i francuskie kanały dotrzeć do Morza Śródziemnego. W jego rejonach planują spędzić aż dwa lata. - Założyliśmy, że to będzie dla nas czas wypoczynku i przyzwyczajania się do życia na łodzi - kontynuuje bydgoszczanka. - Chcemy też kupić większą jednostkę. Po co? By spokojnie przepłynąć Atlantyk, a także zapakować odpowiednią ilość sprzętu potrzebną do niesienia pomocy.
Karolina i Lee planowali ruszyć w rejs dookoła świata pod koniec sierpnia. Niestety, kłopoty zdrowotne, sprawiły, że termin trzeba będzie nieco przesunąć. W piątek w Samociążku pożegnali się z polską rodziną i przyjaciółmi, po powrocie na Wyspy podobną imprezę zorganizują dla Anglików.
Naszym sympatycznym rozmówcom życzymy stopy wody pod kilem!
