https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kamieniczny przemysł niedorzeczny

Jarosław Reszka
Pod koniec roku głowa zaczyna puchnąć od podsumowań. Poznawczy pożytek z nich niewielki, bo zwykle przypominają to, co niezwykłe. A dla nauki lepiej pamiętać to, co symptomatyczne. Oto, co mnie utkwiło w głowie:

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Pod koniec roku głowa zaczyna puchnąć od podsumowań. Poznawczy pożytek z nich niewielki, bo zwykle przypominają to, co niezwykłe. A dla nauki lepiej pamiętać to, co symptomatyczne. Oto, co mnie utkwiło w głowie:

Katastrofa w centrum Bydgoszczy. 2 grudnia, o świtaniu, w kamienicy na Grudziądzkiej eksploduje butla z gazem. Po wybuchu z łoskotem osuwa się większa część frontowej ściany domu. Dwie osoby lądują w szpitalu, cud, że nikt nie ginie. Widok (patrz: poniżej) jest osobliwy, jak ze stycznia 1945 roku, ale samo zdarzenie - w moim pojęciu - właśnie symptomatyczne. Tuż przed Bożym Narodzeniem, w ramach ucieczki od ścierki, zaszyłem się na poddaszu pod wymówką porządkowania starych książek. Tam wpadł mi w ręce kieszonkowy tomik „Procesów pradziadków” - specyficznego pitawala Stanisława Milewskiego, wieloletniego dziennikarza „Gazety Prawnej”, autora 11 książek na temat słynnych przestępców, procesów i zmian w prawie w ujęciu historycznym. „Procesy pradziadków” wydał w 1982 roku, ale mówią o czasach sto i więcej lat wcześniejszych. Jest to pitawal, jak głosi podtytuł, „bez sztyletu i trucizny”. Przedstawia procesy cywilne, jakie toczyły się przed sądami w dawnej Warszawie. Oto fragment, który w kontekście katastrofy na Grudziądzkiej szczególnie mnie zainteresował:

<!** reklama>

„Zawalenie się domu po raz pierwszy odnotowano w Warszawie w końcu XVIII w. Fakt ten zapisał Antoni Magier, ubolewając, że od kilkudziesięciu lat nie zwraca się już uwagi na trwałość budowli i „do tego stopnia doszedł w tym niedorzeczny przemysł, iż w 1783 r. dom pod l. 1272 przy Nowym Świecie od właściciela Klembowskiego z najlichszej cegły, arfowanego wapna, bez najmniejszej ankry, gdy dnia jednego, zaledwie rzemieślnicy po swej robocie z niego wyszli, ściany się rozstąpiły, dom cały licho sklecony runął i w gruz się rozsypał”. Dało mu to asumpt, by westchnąć do przeszłości: „Domy stawiane przez naszych przodków zalecały się tak nie co do wygodnego rozkładu w mieszkaniu jak co do trwałości - przez dobierany do nich wiekami prawie niepożyty materiał. Cegła z dobrej gliny rumiano wypalana i wapno od kilku do kilkunastu lat w dołach gnojone tworzyły skaliste ściany i sklepienia, które później młot murarski lub oskarda zaledwie ruszyć zdołały”.

Milewski wspomina następnie, że w drugiej połowie XIX w., gdy nastąpił boom budowlany i w ślad za nim seria katastrof budowlanych, z kolei czasy Magiera wspominano jako okres, w którym wznoszone gmachy odznaczały się solidnością i trwałością. Druga połowa XIX w., pierwsze dekady wieku XX - to także czas budowy wielu bydgoskich kamienic. Część z nich, poddana gruntownej restauracji, cieszy dziś oko tak lokatorów, jaki i przechodniów. Ale co się dzieje pod brudnymi i odrapanymi fasadami domów, które nie miały szczęścia do zamożnych spadkobierców? Czasem można odnieść wrażenie, że nikt tam nie chce zaglądać, by nie kusić licha i sumienia na szwank nie wystawiać. Ba, mówimy tu o pięknych niegdyś kamienicach, zapewne stawianych z porządnych materiałów i z zachowaniem zasad sztuki murarskiej. Dużo gorzej musiało to wyglądać podczas budowy tanich domów czynszowych, do których zaliczał się ten zmieciony przez gaz przy ul. Grudziądzkiej. Nie chcę być puszczykiem, lecz obawiam się, że wkrótce niektóre stare domy w Bydgoszczy zaczną tracić pion nawet bez wybuchowego impulsu.

<!** Image 2 align=none alt="Image 183354" sub="Katastrofa na Grudziądzkiej - zdarzenie symptomatyczne? FOT. Dariusz Bloch ">

Drugie znamienne wydarzenie, a właściwie ciąg zdarzeń, w kończącym się roku, to niekończące się protesty wokół budowy spalarni odpadów komunalnych. W ramach postępowej ekologii wiele państw wykreśliło już z planów budowę elektrowni jądrowych. Trudno, będziemy palić węglem i wdychać smog - jak ostatnio w Rybniku. Ciężki przemysł tam ledwie zipie, ale za sprawą domowych kominów przekroczenie normy stężenia pyłów przed świętami wyniosło 1084 proc. My w Bydgoszczy wolimy z kolei karmić wrony i szczury odpadkami na hałdzie w Wypaleniskach niż przyjąć od Unii ponad 300 milionów złotych (to około dwóch trzecich kosztów budowy) jako wkład do spalarni. Jeden z cięższych argumentów brzmi: będą tu też zwozili śmieci z Torunia. Lepiej gdyby spalarnię pobudowano pośrodku drogi pomiędzy oboma miastami, z dala od ludzkiego oka, na przykład w kniei Puszczy Bydgoskiej? Trzeba tylko wyprowadzić w pole komanda ekologów, bo zaraz by się przykuli do drzew, komina czy ogrodzenia.

Z równie zdecydowanymi głosami sprzeciwu występują ostatnio bydgoszczanie, którzy protestują przeciwko budowie w pobliżu ich domów spalarni wielokrotnie mniejszej i niemal na pewno ekologicznej - spalarni zwłok. Trudno im się dziwić, nawet gdyby z komina krematorium rozchodziły się zapachy niczym spod tężni w Ciechocinku. Z drugiej strony, nie można takiej usługi świadczyć hen, w ustroniu, z dala od klienta. Żałobny kondukt tonący w błocie lub śniegu, z podskakującą na leśnych wybojach trumną. To dopiero byłby horror!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski