Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kalifatki, czyli jak dżihadyści werbują młode kobiety [REPORTAŻ]

Anna Erelle, Tłumaczenie: Zbigniew Mach
Kadiza Sultana, Amira Abase i Shamima Begum
Kadiza Sultana, Amira Abase i Shamima Begum AIP
Francuska dziennikarka Anna Erelle odsłoniła jeden z mrocznych sekretów dżihadystów Państwa Islamskiego. Nastolatki z ubogich dzielnic Paryża jadą do Syrii i Iraku, by umilać czas terrorystom

Francuska dziennikarka, którą kusił jeden z dowódców dżihadystów Państwa Islamskiego, opowiada, jak w krajach Zachodu terroryści starają się zaślepić i uwieść kandydatki na panny młode. Młoda kobieta siedząca w jednej z paryskich kawiarni wygląda, jakby umówiła się ze starym przyjacielem na lunch. Obcisła góra koloru purpury jeszcze bardziej uwydatnia ciemne włosy i inteligentne oczy. Na wypielęgnowanych dłoniach mnóstwo biżuterii. Co jakiś czas wygląda za okno. Ale nie wygląda przyjaciela. Nerwowo sprawdza, czy przydzielony jej do ochrony policjant przypadkiem nie odszedł zbyt daleko. Od czasu, gdy postawiła się Państwu Islamskiemu (IS), Anna Erelle żyje w ciągłym strachu. Przez internet grożą jej śmiercią i nieustannie nękają. W sieci krąży filmik wideo z napisem po arabsku – „Bracia z całego świata! Gdy tylko spotkacie tę kobietę, zabijcie ją!”. W swoim smartfonie Errelle ma pochodzące z nagrań z kamer przemysłowych sprzed dwu tygodni zdjęcia trzech brytyjskich dziewcząt – 15-letnich Szamimy Begum i Amiry Abace oraz starszej od nich o rok Kadizy Sultana. Wszystkie przechodzą właśnie odprawę na podlondyńskim lotnisku Gatwick. Obcisłe dżinsy i powłóczyste apaszki. Lecą do Syrii dołączyć do szeregów IS. – Niech pani spojrzy. Wyglądają idealnie. Tak, jak powinny – mówi Erelle, wskazując na wyświetlacz palcem. – Szczęśliwe i zrelaksowane. Jakby jechały na dwutygodniowe wczasy na tureckich plażach. Trzy ubrane na czarno dziewczęta natychmiast wzbudziłyby zainteresowanie. Kto jednak zwróci na nie uwagę, gdy mają na sobie stroje nastolatek? Takie same instrukcje otrzymałam, gdy leciałam do Syrii. „Nie zakładaj nikabu. Masz wyglądać jak zwykła dziewczyna. Bądź miła w kontakcie z rodziną, tak aby nie zaczęli cię podejrzewać. Niczego po sobie nie zostawiaj – żadnych notatek czy esemesów. Nie próbuj nic wyjaśniać, bo cię wyśledzą. Jednego dnia bądź tutaj, drugiego zniknij” –wspomina Erelle.

W istocie jednak to nie ona chciała lecieć do Syrii, lecz stworzona przez nią w internecie dwudziestolatka o dźwięcznym przydomku „Melodie” – przyszła panna młoda dżihadysty. Anna Erelle jest 32-letnią dziennikarką pracującą dla paryskiego tygodnika informacyjnego. Specjalizuje się w tematyce Bliskiego Wschodu. Dwa lata temu przeprowadziła cykl wywiadów z nastolatkami mieszkającymi na zubożałych paryskich przedmieściach. To właśnie te imigranckie skupiska stały się prawdziwą wylęgarnią ekstremizmu. Erelle nie mogła wyjść ze zdumienia z powodu stopnia radykalizacji wielu młodych francuskich muzułmanów. – Niewiele wiedzą o religii. Rzadko czytają książki. Dżihad poznają, zanim jeszcze usłyszą o kwestiach religijnych. Mają romantyczny pogląd na radykalizm. Zastanawiałam się, jak do tego doszło –mówi dziennikarka. Jeszcze większą zagadkę stanowiły dla niej młode, wyrosłe w wolnym społeczeństwie i nazywane kalifatkami kobiety, mające dosłownie obsesję na punkcie bojowników dżihadu. – Dla nich dżihadysta to ktoś w rodzaju Brada Pitta. Tylko jeszcze lepszy, bo ten nie jest przecież człowiekiem religijnym. Erelle postanowiła dołączyć do internetowej społeczności młodych muzułmanów. Utworzyła fałszywy profil na Facebooku i Twitterze. Wtedy jeszcze naprawdę niewiele wiedziano o związkach ekstremistów z nastoletnimi muzułmanami i muzułmankami. Zresztą i dziś zaskakuje rozmiar tego zjawiska. Sultana, jedna z brytyjskich dziewcząt, po których ślad zaginął – podobno przekroczyła granicę syryjską –na Twitterze kontaktowała się z ponad 70 ekstremistami! Na Facebooku miała więcej niż 11 tys. fanów. Erelle pragnęła obserwować internetową korespondencję oraz opisać, jak we Francji dochodzi do radykalizacji poglądów młodych dziewcząt i chłopców. W tym momencie zaszło coś nieprzewidzianego. Melodie zainteresował się Abu--Bilel jeden ze starszych rangą dowódców IS w Rakkce. Zakochał się w niej, zaproponował małżeństwo i poprosił, aby dołączyła do niego w kalifacie. Historia ta pozwala nam zrozumieć, jak i dlaczego trzy inteligentne dziewczęta z Bethnak Greek Academy we wschodnim Londynie – a także wiele innych – porzucają swoje dotychczasowe życie i opuszczają kraj, by zasilić szeregi Państwa Islamskiego. Pierwszy wpis Bilela na Facebooku pojawił się o godz. 22 pewnego ciepłego wieczoru w kwietniu ubiegłego roku. Erelle po całym dniu ciężkiej pracy właśnie położyła się na sofie. Miała zamiar sprawdzić, co piszą „przyjaciele” stworzonej przez nią postaci. – Salam alejkum, siostro. Widzę, że oglądałaś moje wideo. Robi furorę na świecie. Niezłe szaleństwo? Jesteś muzułmanką? Co sądzisz o mudżahedinach? Myślisz o przyjeździe do Syrii? Erelle nie mogła wyjść ze zdumienia. Bilel był urodzonym we Francji bojownikiem o algierskich korzeniach. Podczas pobytu w Iraku zbliżył się do lidera IS Abu Bakr al-Bagdadiego i razem z nim wyjechał do Syrii. Profil Melodie wisiał w sieci dopiero kilka dni, ale już zdążył zgromadzić szerokie grono przyjaciół. Wymieniano między sobą filmiki i rozmawiano na temat dżihadu. Melodie podawała się za dziewczynę z ubogich terenów południowej Francji. Nie miała brata ani ojca. Matka harowała ponad siły. Na próbę odpowiedziała Bilelowi. Jest konwertytką i pragnie nauczyć się, jak zostać dobrą muzułmanką. Do tego mnóstwo emotikonek z uśmiechem. Adresat poczuł się bardziej niż zachęcony. W ciągu następnych kilku dni przysłał swoje fotki – stoi obok potężnego dżipa z karabinem w ręku. Wkrótce napisał, że ją kocha i że musi przyjechać do niego do Syrii. – Gdy przejedziesz, będę traktował cię jak księżniczkę. – Właśnie dlatego dziewczęta tam wyjeżdżają. To marzenie o wspaniałym życiu. Jak w bajce. Przekonuje się je, że raj stoi przed nimi otworem. I że we Francji czy Wielkiej Brytanii nie mają żadnej przyszłości. Nie znajdą dobrego męża, a ponadto żyjąc wśród niewiernych, nigdy nie staną się dobrymi muzułmankami. Bilel napisał swoje „sympatii”, że czeka ją cudowne życie, wielkie mieszkanie, a w przyszłości – mnóstwo ich wspólnych dzieci. I już po chwili zapragnął porozmawiać z nią twarzą w twarz przez Skype’a – mówi Erelle. – Przedtem nie widziałam twarzy człowieka, który zabija czy gwałci – chełpił się, że zgładził dziesiątki niewiernych – i nigdy nie zapomnę tych kilku pierwszych sekund. Patrzył na mnie, a gdy sama spojrzałam mu w oczy, nie zobaczyłam niczego – żadnej religii, żadnych uczuć. Nie był dobrym człowiekiem. Erelle nie była pewna, czy da radę udawać osobę o dziesięć lat młodszą. Ale jest kobietą niską i drobną. Założyła hidżab, a makijaż ograniczyła do minimum. Udało się. – To naprawdę bardzo dziwne uczucie, gdy musisz być sympatyczna i miła dla terrorysty: „Hej, jak minął dzień?”. Myślałam, że w hidżabie będę się czuć skrępowana, ale o dziwo właśnie on mi pomógł. Gdy go założyłam, przestałam już być sobą – wspomina Erelle. Bilel był w siódmym niebie. – Wywołujesz we mnie mnóstwo uśmiechu! Wraz z tym, jak pogłębiało się jego zaufanie, coraz więcej mówił na temat swojego życia i walki. Opisał jej krwawą bitwę o Rakkę w 2013 r. Islamiści walczyli wtedy z armią syryjską o kontrolę nad miastem. On sam brał udział w torturowaniu i ścinaniu więźniów.

– To samochwała. Myśli tylko o sobie, ale jest zdolny do prawdziwego okrucieństwa. Z początku chciałam poczuć do niego coś pozytywnego, bo myślę, że w każdym z nas jest jakaś cząstka dobra… Jednak w nim nie ma nic ludzkiego. Prawdziwe nazwisko Bilela brzmiało „Rachid”. Dorastał w Roubaix na północy Francji. Erelle odkryła, że ma za sobą kilka wyroków za drobne przestępstwa. Gdy w 2000 r. jego poglądy zaczęły ulegać radykalizacji, zrezygnował z wpłaconej przedtem kaucji i wyjechał do Iraku. Był prawą ręką Al-Bagdadiego. Potem przeniósł się do Syrii. Tu IS wyznaczyło mu trzy zadania – ściąganie podatków, dowodzenie grupami bojówkarzy i werbunek nowego narybku. Ten szeroką falą dzień w dzień napływał z Europy. – Rano uczyli się arabskiego, wieczorem strzelali – chwalił się na Facebooku Melodie. Wszyscy rekruci spali w tym samym domu akademickim – wieczorami słuchali wykładów duchowego przewodnika. – Po dwóch miesiącach ochotników poddawano ocenie. Najbardziej bystrym i inteligentnym wyznaczano zadania specjalne, jak choćby działania kontrwywiadowcze – mówi dziennikarka. Wszystko, co tylko przekazał jej Bilel, Erelle konsultowała i przekazywała swoim kontaktom w Syrii oraz francuskim tajnym służbom. – Jak wszyscy kłamcy czasami zapominał, co powiedział, i daną historię przedstawiał inaczej. Dlatego wszystko musiałam dokładnie sprawdzać. Jednak co bardziej przerażające opowieści dotyczące walk i morderstw wszystkie były prawdziwe – mówi Erelle. Przez Skype’a opowiadał jej o swoich podziwie dla zamachowców samobójców. – Tutaj oceniamy ludzi pod dwoma względami – ich wiary i odwagi. Tacy zamachowcy to nasi najsilniejsi i najlepsi ludzie. Bilel żartował przy tym, że woli takie konwertytki jak ona, bo „ściśle przestrzegają zasad religii, ale w życiu są otwarte”. – Widzi pani teraz, jak łatwo zahipnotyzować taką dziewczynę jak Melodie. Czujesz się nikim, a nagle ni stąd, ni zowąd zjawia się niemal dwa razy starszy od ciebie 38-letni mężczyzna, który ma za sobą te wszystkie niesamowite przygody. Jest przy tym do rany przyłóż i zapewnia o swojej miłości. A ponadto chce z tobą rozmawiać tysiąc razy dziennie – dodaje moja rozmówczyni. Gdy gruchnęła wieść, że Melodie jest narzeczoną dżihadysty, stała się ona wśród swojej muzułmańskiej społeczności internetowej swoistą celebrytką. – Sądzę, że taki właśnie czynnik odegrał też ważną rolę w zniknięciu wspomnianej trójki brytyjskich dziewcząt. Jadąc do Syrii, wiedziały, iż rozpiszą się o nich gazety i internet. Ludzie będą na ich temat rozmawiać. Staną się sławne. Te dziewczyny poszły śladem przyjaciółki, która już przedtem wyjechał do Syrii. Wiedziały, że decyzja sprawi ból ich rodzinom, ale nic ich nie powstrzymało. Z początku, gdy Bilel namawiał ją do przyjazdu do Rakki, Melodie oponowała. Mówiła, że nie chciała zostawiać matki, że przeraża jak tak daleka podróż. – Nie przyjmował jej tłumaczeń i odpowiedzi. Przekonywał, że gdy przyjedzie, to jeszcze zanim doczekają się własnych dzieci, będzie mogła zajmować się opieką nad sierotami lub odwiedzać rannych żołnierzy. Był pewny, że posłucham. Chciał wiedzieć, czy mam wystarczająco dużo pieniędzy na samolot. Mówił mi, że on sam oraz IS są bardzo bogaci. Po przyjeździe zwrócą mi za bilet – mówi Erelle. Francuską policję postawiono na nogi – grupa dziewcząt wybiera się do Syrii. Dlatego Bilel zasugerował jej, aby w celu zmylenia władzom tropów najpierw poleciała do Amsterdamu. Melodie w końcu przystała – poleci do Syrii, jeśli będzie mogła zabrać ze sobą swoją (fikcyjną) 15--letnią przyjaciółkę Jasmin. – Powiedział: „Rozpowiadaj, że spędzasz noc w jej domu. Ona niech mówi to samo o tobie”. Po dotarciu do Amsterdamu miałam wyrzucić swój telefon komórkowy i kupić nowy. Dopiero wtedy zadzwonić do niego już z nowego numeru i poinformować, jakim rejsem przylecimy do Istambułu – wspomina Erelle.

Na tamtejszym lotnisku Melodie i Jasmin miała odebrać wysłana przez IS opiekunka, aby bezpiecznie przewieźć je do Syrii. Erelle zdecydowała, że ten właśnie punkt programu uczyni przedmiotem obiekcji. – Chciałam zobaczyć się z tą opiekunką. Jestem w końcu kobietą i nie bardzo rozumiem, jak inna kobieta może brać udział w procederze przekazywania tak młodych dziewcząt tym ludziom na żony. Sprawa była więc osobista. Chciałam zobaczyć ją tak otwarcie, twarzą w twarz –dodaje Erelle. W tym momencie pojawiła się jeszcze jedna instrukcja. Melodie miała kupić Bilelowi parę prezentów w sklepie wolnocłowym na lotnisku. Choćby wodę toaletową. Powiedział, że uwielbia Egoiste od Chanel. Ta prośba mówi nam coś o bojownikach dżihadu. Twierdzą, że odrzucają Zachód. Są przeciw kapitalizmowi. Ale uwielbiają luksus i markowe wyroby. Buty sportowe tylko od Nike’a. Okulary słoneczne? Tylko Ray-Ban. Do tego mundur wojskowy. Widzimy tu także inny sposób przyciągania dzieciaków: „Byłem biedakiem, ale spójrzcie na mnie teraz!”. Powstał jednak nowy problem. Opiekunka nie mogła lecieć do Amsterdamu. Zbyt niebezpieczna sprawa. Ona i Jasmin winny zatem podróżować same. Po dotarciu do Istambułu mają – znowu za gotówkę – polecieć do leżącej na południowym-wschodzie Urfy i tu czekać na nowe instrukcje. Melodie powiedziała mu, że jest przerażona. – Jesteś dużą dziewczyną – dodawał jej otuchy Bilel. – Każdego tygodnia dziesiątki Europejek i Europejczyków podejmują takie podróże w nadziei dołączenia do naszych szeregów. Głowa do góry! Melodie jednak stanęła okoniem. Powiedziała, że w Amsterdamie wszędzie kręci się policja, a ona chce wracać do domu. – Po raz pierwszy zaczęłam się z nim kłócić. To nie przypadło mu do gustu. Zaczął wrzeszczeć. Był przerażony. Wściekał się, że nie chcę kontynuować podróży: „Zrobiłaś ze mnie głupca w oczach całego naszego przywództwa”. Takich rzeczy dżihadysta łatwo nie zapomina – dodaje Erelle. Nadszedł czas na zerwanie wszystkich więzi. Sprawa była jednak trudna. Bilel wciąż wierzył, że Melodie istnieje. Zadzwonił do niej i powiedział: „Wiem, kim jesteś. Znaleźć cię i zabić to dla mnie tylko kwestia minut”. Anna Erelle wróciła do Paryża i w maju ubiegłego roku opisała historię wymyślonej przez siebie bohaterki w swoim tygodniku. Artykuł napisała pod swoim drugim pseudonimem – właśnie „Erelle”. Gdy tylko go opublikowano, a rozmiar jej zdrady stał się jasny dla wszystkich, dżihadyści wydali na nią wyrok. Stała się celem. Również jako „Anna Erelle” dziennikarka napisała później na ten temat książkę „Dans la peau d’une djihadiste” (W skórze dżihadystki).

Kilkakrotnie zmieniała miejsca zamieszkania i numery telefonów. Alarm wzbudziło to, że tuż po zerwaniu przez nią kontaktu, Bilel zadzwonił do niej z… francuskiego numeru. Na swoim koncie Skype Melodie znajdowała kolejne wpisy, w których grożono jej śmiercią. Dziś nie może przyznać się do autorstwa książki, którą napisała. Po masakrze w redakcji tygodnika „Charlie Hebdo” otrzymała stałą ochronę policyjną. – Nie ustawali ani na chwilę. Ktoś obserwował mój blok mieszkalny. Śledzili mnie. Nigdy nie wiedziałam, czy są gdzieś w pobliżu, czy nie. Czuję się bardzo samotna, bo masakra w „Charlie Hebdo” przeraziła wszystkich i przyjaciele boją się ze mną spotykać. Policja zabrała nawet mojego ukochanego psa. Gdy byłam załamana, szukałam pocieszenia, przytulając tego psiaka. Jest jednak wyjątkowej i rzucającej się w oczy rasy, co mogło pomóc terrorystom szybko mnie zidentyfikować. Lub gorzej – przez pomyłkę mogliby zabić kogoś innego posiadającego takiego samego psa – mówi Erelle. Kilka miesięcy temu pojawiała się informacja, że Bilel został zabity. – Nie wiem, czy to prawda. Nie mam pojęcia, czy znał moją prawdziwą tożsamość. Wiem tylko jedno – mimo wszystko znowu postąpiłabym tak samo. Z pewnością – dodaje Anna Erelle.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!