Grasował w Bydgoszczy, Toruniu, Ciechocinku i Włocławku. Kilka dni temu trafił do aresztu. Norbert M., lat 32, z wykształcenia technik mechanik, z zawodu... Kalibabka.
<!** Image 2 align=right alt="Image 33231" sub=" ">Tak ochrzcili go policjanci, bo analogia jego działań z wyczynami bohatera znanego serialu wydała się oczywista.
Podawał się za naukowca, komandosa, biznesmena, bohatera wojny w Afganistanie lub Iraku, kawalera lub rozwiedzionego. Rozkochiwał w sobie kobiety piękne, wrażliwe i bogate. Sam był golasem i jak twierdzą jego ofiary: „brzydalem”. - Facet wygląda jak ropucha: krępy, zezowaty, czarna „czwórka” w uzębieniu. I wystarczy, że cię pocałuje, a zamienia się w księcia z bajki - opisuje go jedna ze skrzywdzonych kobiet.
Rozkochiwał je w sobie, obiecywał cuda, a gdy straciły czujność: wyłudzał pieniądze, okradał. Teraz Kalibabka Bis siedzi w bydgoskim areszcie. Wpadł, bo wytropiły go same ofiary. - Zawiódł go instynkt - oceniają - Zamieszkał obok jednej nas. Z kolejną ofiarą. Jak zwykle piękną, bogatą, na wysokim stanowisku i...
po... przejściach
- I nie była ona tą ostatnią i jedyną, bo już nawiązał flirt z kolejną - mówią tajemniczo, bo nie wiedzą, czy najświeższa ofiara dojrzała do zwierzeń.
<!** reklama left>Dla nich odkrycie, że ich ukochany to oszust, było szokiem. Bardzo to przeżyły. Zanim doniosły o jego wyczynach policji, przyszły do „Expressu”. - Chcemy uchronić inne kobiety przed podobną traumą - wyjawiły cel publicznych zwierzeń. - Pragniemy też za waszym pośrednictwem dotrzeć do innych, które oszukał i złożyć zbiorowy pozew. Po naszej publikacji z lipca ubiegłego roku: „Tulipan, czyli zezowate szczęście” odezwały się trzy kobiety. W człowieku, który je nagabywał rozpoznały bohatera naszej publikacji. Chętnie zwierzą się policji, choć ich tak skrzywdzić nie zdołał.
O Norbercie M. można powiedzieć: fenomen w uwodzeniu. Ten fach opanował do perfekcji. Wie, jak działać na kobiece emocje, jest znakomitym psychologiem. Wybiera kobiety po trzydziestce: właścicielki lub szefowe prywatnych firm. Zagląda do agencji ubezpieczeniowych, banków, pośrednictw. Ocenia urodę, przygląda się dłoniom kobiet. Jeżeli nie ma na nich obrączki, a w oczach widzi smutek, bierze na muszkę. - Kobieta po przejściach, głodna uczuć, świetny obiekt - typuje. Wybiera kobiety wrażliwe i subtelne, bo te nie szperają po kieszeniach, nie wypytują, nie oglądają paszportu. Taka była...
Beata
Śliczna, 30-letnia blondynka. Norbert M. szukał w jej firmie (pośrednictwo nieruchomości) mieszkania dla siostry. Wybrał jedną z ofert i czekał, aż siostra dojedzie. Beata zabawiała klienta kurtuazyjna rozmową, a on wtrącał to i owo o sobie. Mówił, że wykłada na wiedeńskiej uczelni medycznej, w Ciechocinku ma willę z kliniką rehabilitacji, a dwa lata temu w wypadku zginęła jego dziewczyna. Po jakimś czasie znów się u niej pojawił. - Przyjechałem z Austrii, zbili mi szybę i musiałem swoją alfę romeo zostawić - tłumaczył brak samochodu. Potem przychodził codziennie, przysyłał miłe SMS-y, zostawiał różę. Gdy na kilka dni zniknął, wytłumaczył, że mama i siostra miały wypadek. Pamięta, jak telefonował do siostry. Pomagała mu przygotować garnitur na pogrzeb matki. Dzwonił do niej z Kruszwicy, tuż przed stypą. Słyszała przez słuchawkę, jak wydawał polecenia firmie kateringowej. Współczuła mu. A on ze łzami w oczach przekonywał, że jest mu teraz tak bardzo potrzebna. Przyszło zauroczenie, miłość. Przebudziła się przy kolejnym kłamstwie. Co innego mówił jej, co innego koleżankom. Zaczęła go sprawdzać. Tak doszła do jego żony - lekarki. Mieszkała w tym samym co ona mieście. - Co roku mam taki telefon od jakiejś oszukanej kobiety - usłyszała. - Pani też zapewne chce, by jej zwrócić pieniądze? Beata wymieniła z jego żoną prezenty. - Oddałam sztuczną biżuterię, z której Norbert ją okradał - wspomina. - A pogrzeb matki też okazał się fikcją. Żyła i nie miała pojęcia, że syn ją pochował. Na operację chorej matki dała Norbertowi pieniądze...
Ola
Atrakcyjna szatynka po trzydziestce. Sprzedawała dom, w którym jej były sypiał z kochanką. Norbert pojawił się jako jedyny klient. Spytał, dlaczego sprzedaje, a ona się otworzyła. Zagrał na jej uczuciach. Teraz był informatykiem z Hamburga z dwoma milionami na koncie i w separacji z żoną. Planował przyszłość z Olą. Pokazywał jej działkę w Osówcu, którą rzekomo kupił pod ich dom, sprowadzał dla niej alfę -romeo i wciąż się to opóźniało. - I ciągle pożyczał ode mnie pieniądze, bo żona blokowała mu konta - wspomina. Któregoś dnia poprosił o 2 tys. zł na operacje matki. Potem zaczęły jej ginąć pieniądze, a któregoś dnia - cała portmonetka. Zauważyła to w sklepie. Nie mogła kupić bluzki. Wróciła zła do auta, a wtedy on wszedł do sklepu i tę bluzkę jej kupił. - Teraz wiem, że za moje pieniądze - konstatuje. I ona poznała potem prawdziwą żonę Norberta oraz jego matkę, która nic nie wie o operacji, którą przeszła. Któregoś dnia Ola spotkała Beatę. Postanowiły ukarać oszusta i przestrzec przed nim kolejne ofiary. Kilka dni temu Ola ujrzała Norberta w pobliżu swojego domu. Wyśledziła, że wynajmuje piętro sąsiedniego budynku. Rozpoznał ją i chciał uciec. Policja zatrzymała go, gdy następnego dnia o świcie pakował manatki. I tym razem mieszkał z piękną kobietą na kierowniczym stanowisku w poważnej instytucji. I romansował z kolejną. Codziennie wychodził do „pracy”. Obronną ręką wyszły ze spotkania z Kalibabką Bis:
Marta, Anita i Dorota
Marcie - właścicielce prywatnej szkoły językowej przedstawił się, jako właściciel „Marwittu”. - Chciał, żebym w jego zakładowym prywatnym przedszkolu nauczała dzieci angielskiego - wspomina. I jej wciskał historie o wypadku, śpiączce i rehabilitacji. - Koleżanka czytała pani publikację w „Expressie” - wspomina Marta - i on chyba wyczuł, że ja wiem. Poinformowałam wtedy policjanta z KWP, że namierzyłam tego oszusta, ale zostałam wyśmiana.
Anita - superblondynka pracowała w firmie ubezpieczeniowej. Norbert M. przedstawił się jej jako biznesmen, który chce zainwestować milion złotych. Suma zrobiła na niej wrażenie, ale klient - nie. Dorota też wyczuła w nim oszusta. Zablefował, że kupił nowy lokal naprzeciw jej firmy. Udawał człowieka z dużą kasą. Jednej z ostatnich ofiar zdołał wmówić, że był pilotem w Afganistanie. Jego samolot spadł, a jemu została wada wzroku. Wcześniej bywał też komandosem „Gromu” i nawet przedstawiał się jako Petelicki. Ale... Piotr.
Włocławski Sąd Rejonowy na wieść o schwytaniu Norberta M. bardzo się ucieszył. - W maju 2004 roku ten pan został skazany za kradzież 2570 zł na szkodę pracownika jednej z włocławskich ubezpieczalni - informuje rzecznik sądu. - Dostał rok w zawieszeniu na 3 lata i grzywnę. Ponieważ jej nie spłacał, w styczniu br. grzywnę zamieniono na 15 dni pozbawienia wolności.
Wkrótce bydgoski sąd rozpatrzy wniosek o przedłużenie Norbertowi M. aresztu. Policjanci i ofiary oszusta bardzo na to liczą. Obawiają się, że wypuszczony na wolność Kalibabka zniknie i gdzieś zacznie proceder od nowa.