https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jeszcze w czasach zaboru pruskiego patriotyczni mieszkańcy Bydgoszczy zżymali się na świąteczne drzewko

Krzysztof Błażejewski
ChoinkaChoinka
ChoinkaChoinka Dariusz Bloch
Najstarsi mieszkańcy Bydgoszczy pamiętają jeszcze smutne święta z lat okupacji i niezbyt wesołe z lat stanu wojennego.

Młode pokolenie bydgoszczan ze świętami Bożego Narodzenia kojarzy głównie szał zakupów w sklepach, bogato zdobione choinki, tłumy mikołajów vel gwiazdorów na ulicach, wigilie w przedszkolach, szkołach, zakładowe, towarzyskie, osiedlowe, ogólnomiejskie, u jednej babci, u drugiej babci i w domu oraz - a może przede wszystkim - prezenty, prezenty, prezenty... Trudno z tej perspektywy uwierzyć, że dawniej bywało inaczej.
[break]
W czasach zaboru pruskiego polscy mieszkańcy Bydgoszczy, zwłaszcza ci najbardziej patriotycznie nastawieni, stanowczo odcinając się od obyczajów powszechnych w kraju zaborcy, nie „wpuszczali” do domu choinki, uważając ten obyczaj za typowo niemiecki i nie do przyjęcia u nas. W domach polskich obowiązywała jako element dekoracji nazywana „staropolską” zawieszona pod sufitem jemioła.
Hojna, hojanka
Obyczaj dekorowania świerku, zwanego jeszcze w latach dwudziestych ub. stulecia hojną i hojanką - upowszechnił się dopiero w okresie międzywojennym. Oczywiście, musiało to być świeże, pachnące żywe drzewko z lasu. To wówczas rozwinęła się produkcja szklanych, błyszczących ozdób. Były one jednak stosunkowo drogie, dlatego dzieci wiele ozdób wykonywały we własnym zakresie - tzw. włosie anielskie, paski folii aluminiowej znane jako lameta, niekończące się łańcuchy z kolorowego papieru, laleczki ze słomy i inne figurki. Nie zawsze jednak pod drzewkiem czekały na najmłodszych w dzień wigilii prezenty.
- W naszym domu choinka musiała być zawsze do samego sufitu, miała 5 metrów i ubierana była szklanymi kulkami w Wigilię rano - wspomina 90-letnia mieszkanka Bydgoszczy. - Prezentów pod choinką nie było, u mnie w domu nie było takiego zwyczaju, a u koleżanek było z tym bardzo różnie. Za to na drzewku, ku radości dzieci, pojawiały się zawieszane przez rodziców pierniczki, cukierki w kolorowych papierkach, lizaki, różne inne słodycze i pachnące, rumiane jabłuszka. Wstyd się przyznać, ale wszystko to zazwyczaj znikało z drzewka już w Wigilię późnym wieczorem. Po kolacji nastawiano radio, zawsze były w nim kolędy i wspólnie śpiewaliśmy przy świeczkach palących się na choince. Najgorzej było w czasie okupacji. Mama na wieczerzę robiła placki kartoflane, które smakowały nam wówczas wyjątkowo, ponieważ rzadko się je robiło (brakowało tłuszczu do smażenia). Nie było też ani słodyczy, ani owoców. Dodatkowo wszyscy się bardzo martwiliśmy, czy dożyjemy następnych świąt, zawsze też ktoś z rodziny był albo na froncie, albo w więzieniu, obozie czy też łagrze.
„Cicha noc” hitlerowców
Święta z obyczajami i tradycjami, jakie znamy dziś, kształtowały się w Bydgoszczy w okresie powojennym wraz ze stopniowym mieszaniem się ludności napływającej do miasta z różnych regionów Polski, większą dostępnością dóbr oraz bogaceniem się. Stopniowo miejskie, nowe obyczaje wypierały kładzenie siana pod obrus, podawanie 12 potraw czy stawianie dodatkowego pustego nakrycia. To w czasach PRL-u upowszechniło się spożywanie karpia na wigilię, na którego wcześniej stać było tylko najbogatszych. To w latach 60. ub. wieku wprowadzono zwyczaj ustawiania choinki na głównym placu miasta oraz dekorowania sklepowych wystaw, choć wcześniej, w pierwszej połowie lat 50., w czasach stalinowskich, usiłowano publicznie „zlikwidować” Boże Narodzenie, fetując przede wszystkim zgodnie z sowieckim obyczajem Nowy Rok. Stąd zrodziły się imprezy noworoczne zwane choinkami w zakładach pracy, urzędach i instytucjach, gdzie jak ognia unikano skojarzeń z symbolami religijnymi.
- Przez długie lata zabraniałem w domu słuchania kolędy „Cicha noc” - wspomina bydgoszczanin Stanisław Reszkowski. - Zawsze ta melodia kojarzyła mi się z latami okupacji, z hitlerowcami śpiewającymi ją na głos przy suto zastawionym stole, kiedy my w domu nie mieliśmy nic. Dopiero kiedy doczekałem się wnuków, przeszło mi. Potem na okrągło słuchałem propagandowych pogadanek o wyższości Nowego Roku nad świętami Bożego Narodzenia. I to minęło. Nie zapomnę też nigdy nocy wigilijnej podczas stanu wojennego, gdy zięć trafił do „internatu”, wprowadzono godzinę milicyjną, a my musieliśmy zasiąść do wyjątkowo chudego wigilijnego stołu z uwagi na kartkowe przydziały. Ale dziś i to już stało się tylko odległym wspomnieniem. Nie podoba mi się za to obecne całkowite podporządkowanie świąt handlowi i reklamie. Ale może doczekam się jeszcze, że i to minie?

[email protected]

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski