O swoich filmowych sukcesach, światowych doświadczeniach
i włoskich korzeniach mówił Krzysztof Zanussi - gość hotelu „Bohema”.
Spotkanie z mistrzem kina moralnego niepokoju odbyło się w ramach cyklu spotkań „Artyści w Bohemie”. Zanim Krzysztof Zanussi pojawił się w hotelowej restauracji, odwiedził bydgoski klub „Mózg”, gdzie zapowiedział swój najnowszy film „Rewizyta”. Reżyser był w wyśmienitym humorze i udowodnił, że choć postrzegany jest jako dojrzały mężczyzną z klasą, to ma duży dystans do siebie i jest w doskonałej formie. Podczas rozmowy z dziennikarką radiowej „Trójki”, Magdaleną Jethon, która prowadziła spotkanie
w „Bohemie”, sypał dowcipami
i anegdotami ze swojego życia.
<!** Image 2 align=none alt="Image 167421" sub="Mistrz kina i bywalec światowych salonów gościł w bydgoskim hotelu „Bohema”. Rozmowę z Krzysztofem Zanussim poprowadziła Magdalena Jethon z radiowej „Trójki”. Fot. Tadeusz Pawłowski">
Smoking i melatonina
Śmiech na sali wywołała historyjka o tym, jak na oficjalnej kolacji na cześć cesarza Japonii popełnił zabawną dyplomatyczną gafę.
- Dzwonią z kancelarii pana prezydenta, że jestem zaproszony na kolację do Pałacu Prezydenckiego. Moja asystentka odpowiada, że szef przyjeżdża za późno i nie zdąży. Po czym odbiera drugi telefon z pytaniem, czy nie można zmienić lotów. Asystentka, osoba przytomna, mówi, że można, ale czy to konieczne? Na co dziewczyna z kancelarii Kwaśniewskiego powiedziała, że wszyscy jej ze smokingami powyjeżdżali i nie ma kim sali zapchać - Krzysztof Zanussi wprowadza do swojej opowieści. - Zachowałem się jak obywatel i zrozumiałem, że muszę być państwowym statystą, skoro mi każą. Trzy razy zmieniłem samolot, aby pojawić się na przyjęciu. Zostałem posadzony obok cesarskiego lekarza i szambelana. Bezmyślnie zacząłem rozmowę, robiąc potworne głupstwo na wstępie. Zapytałem lekarza, czy podaje cesarzowi melatoninę, hormon, który stosuje się na dolegliwości związane ze zmianą stref czasowych. Lekarz natychmiast wstał i podszedł do innego stołu. Potem drugi Japończyk podszedł do kolejnego stołu. Wrócili
i z kamienną twarzą zapytali, jakie mam związki z przemysłem farmaceutycznym. Kiedy odpowiedziałem, że żadnych, znowu poszli się naradzić. Wrócili z pytaniem, czy zamierzam opublikować odpowiedź. Po całym zamieszaniu usłyszałem, że cesarz zażywa melatoninę.
<!** reklama>
Kolacja z Dodą
W 2008 roku Zanussi zaprosił Dodę, aby zagrała epizod w jego filmie „Serce na dłoni”. Wzbudziło to falę krytyki, ale reżyser dość spokojnie podszedł do tematu, mówiąc, że był mu potrzebny symbol autentycznego kiczu, najgorszego gustu. - Nie chciałem się nad Dodą znęcać, bo to byłoby podłe i głupie. W tym filmie, w ostatniej scenie przeżywa ona odmianę i śpiewa podniosłą arię dziewicy z opery Belliniego
- mówił gość wieczoru. - Jak ludzie mogli tak zgłupieć, żeby podejrzewać, że sięgam do publiczności Dody? Krytycy zdołali odstraszyć widzów inteligentnych, bo wszyscy myśleli, że to jest komedia dla małolatów. A ja byłem zachwycony, że poznałem energiczną, silną dziewczynę z show-biznesu, która się pnie do góry takimi sposobami, jakie jej ten show-biznes sugeruje. Zaprosiłem ją na projekcję filmu do domu, na kolację. Zaprosiłem też dwie siostry zakonne. Wywiązała się bardzo ciekawa rozmowa. Doda potrafiła się odnaleźć i nie robiła
z siebie idiotki.
Rodzinne koneksje
Reżyser przyznał, że denerwuje go czasem to, że mówi przesadnie poprawnie i używa zbyt wyniosłych słów. Zrzuca to na karb tego, że jego rodzina została spolonizowana dopiero w trzecim pokoleniu. Nazwisko Zanussi pochodzi z Włoch. Ale niewiele osób ma odwagę zapytać, czy reżyser ma coś wspólnego z firmą produkującą sprzęt AGD.
- Mam coś wspólnego z lodówkami - przyznaje Krzysztof Zanussi. - Włoska rodzina mi imponowała. Mieli własny samolot, pałace, do których dawali mi klucze. Czułem się jak ubogi krewny i też chciałem im zaimponować. W 1980 roku na zakończenie festiwalu w Wenecji wyświetlany był mój film „Kontrakt”. Na sali był Fellini, w loży honorowej siedział ówczesny premier Włoch. Ze mną był mój kuzyn, szef koncernu. Miałem długie owacje na stojąco. Jednak nie wywarło to na nim żadnego wrażenia. Dopiero następnego dnia rano zaczął mnie chwalić, że jestem sławny i wielki. Powiedział, że oklaski nic nie znaczą, bo jak on wchodzi do fabryki, to robotnicy zawsze klaszczą. Ale nazwisko Zanussi znalazło się na pierwszej stronie gazety, a taka reklama kosztuje.
Krzysztof Zanussi pochodzi z rodziny architektów i budowlańców. Jego ojciec zawsze powtarzał, że trzeba robić rzeczy w cemencie,
a nie w celuloidzie. Mimo to artysta wybrał własną drogę kariery. Przez cztery lata studiował fizykę. Trzy lata poświęcił na filozofię, a dopiero na końcu odnalazł się w szkole filmowej. Jest niepodważalnym mistrzem kina moralnego niepokoju, choć twierdzi, że pokolenie ówczesnych filmowców nie odkryło niczego nowego.
- Dramaturgia zawsze wyrażała rozterki moralne. Tak jest u Szekspira, tak było w dramacie greckim. Więc myśmy nic takiego oryginalnego nie zrobili. Wpisaliśmy się tylko w pewien kontekst ideologiczny, bo nasze kino, utyskując na stan naszego życia, odwoływało się do niespełnionych ideałów - wyjaśnia reżyser.
Sprzeciwia się też narzekaniu na ciężkie współczesne czasy, mówiąc, że jeszcze nigdy nie było tak dobrze tak wielu ludziom. O sobie mówi
z dumą, że jest kosmopolitą.
- Nie można być patriotą, nie będąc kosmopolitą. Patriota to jest człowiek, który nie jest skazany na swoją ojczyznę, lecz kocha ją z wyboru. A do tego potrafi docenić inne kraje, inne kultury, inne sposoby życia - wyjaśniał bydgoskiej publiczności Krzysztof Zanussi.