Znany mi od paru miesięcy starszy pan z plecakiem i do połowy napełnioną jakimś ciemnym płynem plastikową butelką wciąż jeszcze wiedzie życie singla. Jednak przy dziupli z książkami do poczytania w ramach bookcrossingu od kilku poranków przysiadać zaczęło trzyosobowe towarzystwo – dwóch panów i jedna pani. Łączy ich wspólny wózek na szpargały, nieco różnią zapewne zainteresowania. Panią parę razy widziałem już z książka z dziupli w dłoni. Panom raczej lektura nie sprawia satysfakcji.
Dlaczego napisałem o tych bywalcach parku Kochanowskiego? Sądzę, że choć jeszcze słońce potrafi mocniej przygrzać, to już należałoby te osoby zaprosić do schroniska. A trudniej będzie to zrobić, gdy rozpocznie się jesienna szaruga i potem mrozy. Bezdomni znikną wtedy z pola widzenia. Zaszyją się w melinach, pochowają po piwnicach czy poddaszach. Teraz ludzie z pomocy społecznej mają ich jak na patelni. Trzeba się tylko na tę patelnię pofatygować. Może nie zechcą skorzystać z pomocy, niemniej zaproponować ją należy.
