Uraz kostki powodem przedwczesnego opuszczenia parkietu
Reprezentant Polski tradycyjnie mecz rozpoczął w podstawowym składzie, a na parkiecie spędził 17 minut. Do dorobku dodał cztery asysty. Na początku trzeciej kwarty w miejsce Jeremy'ego Sochana pojawił się Cedi Osman. Zadecydował o tym uraz kostki, przez co 20 latek nie mógł kontynuować gry.
Sochan od pierwszych minut odpowiedzialny był za powstrzymywanie asa nowojorczyków Jalena Brunsona, który mecz rozpoczął od trzech niecelnych rzutów w czterech próbach. Wysoki pressing na połowie Knicks przyniósł sukces w postaci rosnącej przewagi. Knicks próbowali gonić wynik, świetnie dysponowany był Brunson, ale gospodarze utrzymywali bezpieczną przewagę i na przerwę schodzili z 17-punktową zaliczką (74:57).
Kontuzja Sochana poważnie pokrzyżowała taktykę Spurs. Goście zaczęli w ekspresowym tempie odrabiać straty. Na 24 sekundy przed końcem, San Antonio doprowadziło do remisu (121:121) dzięki parze rzutów wolnych Victora Wembanyamy, a w konsekwencji do dogrywki. Francuski środkowy rozegrał świetny mecz. Zdobył rekordowe w karierze 40 punktów, wyrównał swój wynik pod względem 20 zbiórek, dodał siedem asyst, dwa przechwyty i zablokował jeden rzut. To jego trafienie za 3 pkt pod koniec dodatkowego czasu gry miało ogromne znaczenie na końcowy wynik.
Pozytywne myślenie coacha ''Ostróg''
W przeciwnym obozie skuteczniej zagrał tylko Brunson, którego 61 pkt jest rekordem kariery. Rozgrywający był bardzo blisko wyrównania najlepszego indywidualnego wyniku klubu. Carmelo Anthony 25 stycznia 2014 roku zdobył 62 pkt przeciwko ówczesnym Charlotte Bobcats.
– Myślę, że po prostu ją nadwyrężył
– mówił po meczu trener "Ostróg" Gregg Popovich o stanie kostki Sochana.
– Jeremy sprawiał mu sporo problemów. To kawał obrońcy, jest lepszy niż Brunson. Kiedy wypadł z gry, martwiliśmy się, co zrobimy teraz z tym gościem
– dodał szkoleniowiec.
Spurs mimo dobrej passy dalej dzierżą miano najgorszej drużyny w Konferencji Zachodniej (bilans meczów 18-56). Nieco wyżej klasyfikowani są Portland Trail Blazers (19-55), którzy na wyjeździe zostali rozgromieni przez Miami Heat 142:82.
(PAP)
