Fragment wywiadu z kobietą trafił do sieci. Na nagraniu słyszymy, jak kobieta nieprzychylnie wypowiada się o ukraińskich żołnierzach.
– Zostałam przyjęta do tego szpitala 6 marca. Wojsko w żaden sposób nie pomogło. Pewnego dnia przyszli i powiedzieli, że nie jedli od pięciu dni oraz poprosili o jedzenie. Usłyszeli, że posiłki są dla kobiet w ciąży, ale i tak zabrali nam je i powiedzieli, że możemy zrobić ich więcej – powiedziała Wyszemirskaja.
"Nalotów nie było"
Dalej kobieta stwierdziła, że na szpital "nie było nalotów" rosyjskiej armii. Przekonywała, że miały miejsce tylko dwa wybuchy, a ją okaleczyło rozbite szkło. – Miałam zraniony nos, trochę pod wargą i powyżej, ale to nie tak istotne – dodała.
Nie jest jasne, czy kobieta z własnej woli udzieliła wywiadu prokremlowskim mediom, czy też została do tego zmuszona. Jak donosi telewizja Biełsat, która powołuje się na ukraińskie media, Rosjanie porwali kobietę. "Wcześniej jej zdjęcie obiegło świat, a rosyjska propaganda zaczęła nagonkę na kobietę twierdząc, że jest aktorką i tylko udawała ciężarną" – przypomina Biełsat.
Zmiana rosyjskiej propagandy ws. ataku na szpital w Mariupolu
W kontekście słów ukraińskiej influenserki dla rosyjskich mediów warto zwrócić uwagę na zmianę retoryki putinowskiej propagandy. Dotychczas Rosjanie przekonywali, że w zaatakowanym szpitalu nie było ani lekarzy, ani pacjentów, ani dzieci. – Były pozycje batalionów nazistowskich – twierdził jeszcze niedawno ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew.
– [...] ten szpital położniczy od dawna był okupowany przez batalion Azowski i innych radykałów, którzy wyrzucili wszystkie matki, wszystkie pielęgniarki i cały personel. Była to baza ultraradykalnego batalionu Azowskiego – przekonywał z kolei szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow, dodając że rosyjskie siły celowo zaatakowali szpital.
Twitter, wp.pl
