Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeden promil nie każdego powali [komentarz]

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Ulica Saperów - od poniedziałku ludzie się nie pojawili, a sprzęt zniknął...
Ulica Saperów - od poniedziałku ludzie się nie pojawili, a sprzęt zniknął... Filip Kowalkowski
Skoro duże firmy drogowe lekceważą kary umowne, to dlaczego by kar dla nich nie powiększyć?

Jaką karę za opóźnienia płacą niesolidni wykonawcy remontów bydgoskich ulic? Dowiedzieliśmy się tego przy okazji awantury o ulicę Saperów, która od kilku miesięcy wygląda tak, jakby rzeczywiście saperzy urządzili sobie tam poligon i pomylili się nieraz. Rzecznik bydgoskich drogowców oświecił nas, że kara „zawsze u nas wynosi 0,1 proc. wartości kontraktu dziennie”. Mniej biegłym w matematyce wytłumaczę, że skoro wartość kontraktu na remont Saperów to 3,5 mln zł, to promil z tej kwoty, czyli dzienny koszt opóźnienia, wynosi 3500 zł. Jest to kwota bliska średniej pensji mieszkańca naszego regionu brutto i z tego powodu budzi pewien szacunek. Jednak nie szefów międzynarodowego holdingu Strabag, który, jak już kiedyś pisałem, miesięcznie obraca blisko miliardem - i to euro.

Jaki z tego wniosek? Nie trzeba być gazelą biznesu, by zrozumieć, że drogowemu inwestorowi bezpieczniej dogadać się z małym wykonawcą niż z potentatem. Na malucha ma bowiem skuteczny bicz, ukręcony z kary umownej, podczas gdy na giganta jest to ledwie rózeczka. I jeśli gigant ma gdzie indziej rozgrzebane większe roboty budowlane, zagrożone poważniejszymi karami, to rózeczką w ogóle nie będzie się przejmował. Wszystkie siły przerzuci na front, na którym porażka naprawdę dałaby się mu we znaki.
Niestety, na przetargach giganci zwykle swą ofertą biją na głowę małych konkurentów. A miejscy urzędnicy zwykle nie odrzucają najtańszej oferty, bo boją się, by ktoś im później nie zarzucił niegospodarności. Z drugiej strony, ciągnące się jak flaki z olejem remonty ulic przede wszystkim godzą w wizerunek nie wykonawcy, lecz płacącej mu władzy samorządowej. I tak źle, i tak niedobrze. Może zatem kara umowna za spóźnienia nie powinna być taka, jak „zawsze u nas”. Dla wykonawców podwyższonego ryzyka, czyli miedzy innymi Strabagu, to nie powinien być promil wartości kontraktu, lecz na przykład pięć promili. Jeśli i wówczas wykonawca nawali, to przynajmniej kasa miasta wzbogaci się o pięciokrotnie wyższą sumkę.

Przy okazji dyskusji nad projektem zmian w prawie karnym dowiedzieliśmy się z kolei, ilu bydgoskich złodziei staje przed sądem. Otóż od stycznia do listopada 2016 r. przypadków kradzieży przedmiotów o wartości przekraczającej próg przestępstwa (obecnie jest to 400 zł) ujawniono 655. Z tego 516 spraw zakończyło się odstąpieniem od ukarania.

Z danych można wysnuć wniosek, że zarówno organy ścigania, jak i sądy bronią się jak mogą przed potyczkami z armią złodziejaszków. Jednym z pomysłów rządu na walkę z plagą drobnych kradzieży ma być elektroniczny rejestr sprawców złodziejskich wykroczeń (czyli kradzieży przedmiotów o wartości mniejszej niż 400 zł). Wpisy do rejestru pozwalałyby wyłuskać zawodowych złoczyńców, sięgających po łupy o wartości poniżej progu przestępstwa, i sumować te wartości, jeśli „skoki” były organizowane w krótkich odstępach czasu.

Brzmi to, owszem, sensownie, ale jest oderwane od tzw. czynnika ludzkiego. I nie mam tu na myśli czynnika złodziejskiego, który odsiadkę ma wkalkulowaną w zawodowe ryzyko. Myślę o policjantach, na których spadnie dodatkowy biurokratyczny obowiązek. Jestem przekonany, że będą się od niego wymigiwać - i ja się im nie dziwię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!