Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeden cel: prawa kobiet - mówią organizatorki toruńskiej Manify

Mariusz Sepioło, zdjęcia: Tomasz Czachorowski
Na zdjęciu od lewej: Joanna Suchomska, Marta Kokorzycka, Zuzanna Larysz, Liliana Piskorska, pies Szelest
Na zdjęciu od lewej: Joanna Suchomska, Marta Kokorzycka, Zuzanna Larysz, Liliana Piskorska, pies Szelest
Dzięki tej ogromnej dyskusji w ostatnich latach wiele kobiet zaczęło głośno mówić o swoich problemach. I z roku na rok jest ich coraz więcej - mówią organizatorki toruńskiej Manify Joanna Suchomska, Marta Kokorzycka, Zuzanna Larysz i Liliana Piskorska w rozmowie z Mariuszem Sepioło

„Aborcja jest OK” - jak głosi jedna z ostatnich okładek „Wysokich Obcasów”?

Marta Kokorzycka: Ważny jest kontekst i refleksja nad tytułem tej okładki: wcale nie chodzi w niej o twierdzenie, że aborcja jest „fajna”, „cool” i ktoś robi ją dla rozrywki. Chodzi o to, by kobiety, które w różnych okolicznościach dokonały takiego wyboru, nie czuły się stygmatyzowane. By mogły głośno mówić o tym, jak zdecydowały. „Aborcja jest OK” to znaczy: „Mam lub mogę mieć w życiu takie doświadczenie, nie potępiaj mnie za to”.

To główny problemem kobiet z Waszego otoczenia?

Marta Kokorzycka: Na pewno dużym problemem w naszym regionie jest dostęp do wiedzy o aborcji, ale i do samej aborcji, nawet w trzech przypadkach dopuszczanych jeszcze przez prawo. Brakuje miejsc i lekarzy, którzy podejmą się wykonania tego zabiegu. Problem stanowi też dostępność tzw. tabletek dzień po. W tym przypadku dochodzi jeszcze presja czasu - kobiety często przeżywają ogromny stres, zanim w ogóle uda im się dotrzeć do lekarza, otrzymać receptę i wykupić tabletkę.

Joanna Suchomska: Kobiety borykają się też z innymi problemami, choćby z dyskryminacją w pracy, seksistowskimi odzywkami swoich szefów i współpracowników, niższymi zarobkami na tych samych stanowiskach, przekonaniem, że faceci są od trudnych, twardych zadań, a dziewczyny powinny przede wszystkim być miłe i odbierać telefony. Jesteśmy również matkami i widzimy, co dotyka nasze córki. Już małe dziewczynki zaczynają żyć w „terrorze wyglądu”. Mass media budują w nich przekonanie, że kobieta musi zawsze wyglądać i zachowywać się w określony sposób.

M.in. dlatego 10 marca już po raz trzeci organizujecie w Toruniu Manifę. Co zmieniło się przez te trzy lata?

Liliana Piskorska: W 2016 r. przy Manifie były cztery wydarzenia towarzyszące, przy kolejnej trzynaście, w tym roku jest ich czternaście. Z przemarszu ulicami miasta zaczyna wyrastać coś, co można określić jako środowisko, które jest bardzo różnorodne. Poszerzamy pole działania: w tym roku organizujemy również wydarzenia dla dzieci i młodzieży. Widać, że zapotrzebowanie na dyskusję o prawach kobiet, ale także kwestiach dyskryminacji, jest ogromne. Nie mogłam uwierzyć, ile osób przyszło na pierwszy wykład w ramach pierwszej Manify. Ledwie mieścili się w sali. Zrozumiałam wtedy, że u nas takich wydarzeń po prostu brakuje.

Marta Kokorzycka: Na nasze wydarzenia przychodzą bardzo różne osoby - również takie, które później wcale nie biorą udziału w samej Manifie. Zorganizowałyśmy spotkanie otwarte dla wszystkich, którzy chcieliby się włączyć w nasze działania, także organizacyjnie. Przyszło mnóstwo kobiet i - co nas zaskoczyło i zbudowało - bardzo dużo licealistek. Okazuje się, że są u nas w regionie dziewczyny, które chcą się angażować. Jedna z nich sama w swojej szkole zorganizowała panel dyskusyjny na temat praw kobiet!

Liliana Piskorska: Te dziewczyny nie tylko chcą dowiedzieć się nowych rzeczy, ale też przekazać tę wiedzę swoim szkolnym koleżankom. Cieszą się, że mogą wymienić się doświadczeniami, tym, co je spotyka na co dzień w szkole i na ulicy. U nas zostaną zrozumiane i to zrozumienie będą szerzyć dalej. Świetna sprawa!

Marta Kokorzycka: Po trzech latach pracy przy Manifie czuję coraz silniejsze siostrzeństwo tej grupy. Nie chodzi tylko o to, że z każdym rokiem lepiej nam się współpracuje. Po prostu wiem, że jeśli coś złego mi się stanie, cała grupa kobiet będzie myślała, jak mi pomóc. Manifa to trzy poziomy: społeczny, organizacyjny i siostrzeński.

Musicie sobie bardzo ufać.

Liliana Piskorska: Czas, zaufanie i chęć nauki od siebie nawzajem - to wartości, które różnią nas od partii politycznych. W grupie, która organizuje Manifę, jest obecnie 18 osób, mamy od 17 do 52 lat. Jesteśmy bardzo różne, ale łączy nas jeden cel: prawa kobiet. Wszystkich.

Zuzanna Larysz: Działamy razem nie tylko jako Manifa, ale także przy różnych innych projektach. Daje nam to możliwość spojrzenia z zewnątrz, uczenia się na przeróżnych płaszczyznach. Po każdej Manifie przeprowadzamy ewaluację, żeby sprawdzić, co poszło dobrze, a co nie do końca się udało. Spotykamy się, żeby wszystko to przedyskutować i przepracować. To rodzi zaufanie. Każda z nas ma swój punkt widzenia i wartości. Do tej pory nigdy się nie pokłóciłyśmy.

Poza wspólnymi działaniami, wszystkie pracujecie i macie też swoje osobne życia. Opowiedzcie mi o nich.

Marta Kokorzycka: Pracuję w Pracowni Zrównoważonego Rozwoju, a wcześniej przez kilka lat byłam doulą. Kobietą, która najczęściej, choć nie zawsze w wyniku swoich własnych macierzyńskich doświadczeń, pomaga innym kobietom w ciąży i podczas porodu. Przygotowywałam kobiety do przyjścia dziecka na świat, asystowałam podczas porodów, wspierałam we wszystkim, co wiąże się z wczesnym wychowaniem dzieci. Prywatnie sama mam dwoje. Byłam bardzo niezadowolona z przebiegu mojego drugiego porodu. Wiedziałam, że położne zrobiły szereg rzeczy, których nigdy nie powinny były zrobić. Wszystko skończyło się bez uszczerbku na zdrowiu, ale czułam się niezrozumiana. W tym trudnym momencie nawet krzywe spojrzenie czy chamska odzywka może kobiecie zaszkodzić. Byłam zła i zaczęłam szukać sposobu, jak zareagować na te uchybienia. Trafiłam na pierwsze w Polsce szkolenie doul i krótko po tym miałam pierwszą klientkę. To było dla mnie bardzo ważne doświadczenie, ale w Toruniu po prostu nie da się z tego przeżyć. Dziś robię to od czasu do czasu. Potrzebowałam oddechu i celowo poszukałam innej pracy.

Zuzanna Larysz: Ja zajmuję się grafiką komputerową. Pracuję w firmie informatycznej w Bydgoszczy, jestem też fotografką. Przez jakiś czas robiłam zdjęcia koncertowe
w Od Nowie. Dziś wolę, żeby zostało to w mojej prywatnej sferze zainteresowań. Tworzę grafikę także dla Manify.

Liliana Piskorska: Jestem artystką wizualną. Mam ten przywilej, by tym, co kocham, zajmować się w godzinach pracy. W tym roku skończyłam studia doktoranckie na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. W sztuce zajmuję się tematami, które wynikają bezpośrednio z mojego doświadczenia - feminizmem, queer, ale też np. prawami zwierząt. W tym, jak żyję, jest dużo ryzyka. I może dużo głupoty (śmiech). Zaakceptowałam, że pewnie nigdy nie osiągnę stabilności ekonomicznej, że pracuję cały czas, a nie przez osiem godzin dziennie. W moim życiu, tak jak w życiu wielu osób pracujących w kulturze, jest sporo niepewności co do tego, jak będzie wyglądał kolejny dzień.

Joanna Suchomska: Kończyłam socjologię w Toruniu i już w czasie studiów zaczęłam współpracę z Pracownią Zrównoważonego Rozwoju, gdzie pracuję od siedmiu lat. Zajmujemy się partycypacją społeczną, dialogiem, aktywizacją mieszkańców w różnych miastach Polski, przeprowadzamy też badania społeczne. Udało nam się zrealizować sporo fajnych projektów, które procentują do dziś. Popołudniami przesiaduję w Pracowni CECH, stolarni, którą prowadzę z moją partnerką. Stolarnia jest otwarta dla mieszkańców, prowadzimy tam warsztaty i wykonujemy drobne usługi.

Jak się żyje feministkom w Polsce?

Marta Kokorzycka: Obecnie samo użycie słowa „feminizm” niekiedy odstrasza i blokuje. Ludzie się zradykalizowali, wielu z nich uważa, że feministki to jakieś czarownice, które na drugie śniadanie łykają tabletkę wczesnoporonną. Ale działa to też w drugą stronę: jest wiele kobiet, które nieszczególnie interesowały się swoją społeczno-polityczną sytuacją nie zauważały problemu seksizmu. Jednak dzięki tej ogromnej dyskusji w ostatnich latach w Polsce te kobiety zaczęły o swoich problemach głośno mówić. I z roku na rok jest ich coraz więcej.

Zuzanna Larysz: Dzisiaj w Polsce nie ma żadnej płaszczyzny, na której osoby o różnych poglądach mogłyby się wspólnie uczyć o swoich postawach życiowych, doświadczeniach. Taką platformą nie jest ani szkoła, ani polityka, ani media. Nie ma mostu, jest tylko głęboka przepaść.

Marta Kokorzycka: Może to Manifa będzie takim mostem? Wybieramy tematy tak, by były jak najbardziej różnorodne. Nikogo swoimi działaniami nie chcemy urazić. Na spotkanie poświęcone kwestii adopcji przyszło wielu katolików. Widzimy więc na co dzień, że nasza oferta łączy różne postawy.

Na jakim etapie są dziś kobiety w walce o swoje prawa?

Joanna Suchomska: 30 tys. osób na „Czarnym Proteście” w Warszawie, 2 tys. w Toruniu, tyle samo w Bydgoszczy - to są konkretne liczby. Kobiety się obudziły, jednak ciągle nie mają władzy. Radykalizują się w swoich poglądach, bo zmusza je do tego sytuacja polityczna, ale nadal brakuje im narzędzi i możliwości. Na poziomie polityki cofamy się dziś o całe lata, na poziomie świadomości - jesteśmy dalej niż w 2016 roku, kiedy organizowałyśmy pierwszą Manifę.

Marta Kokorzycka: Z drugiej strony w skali globalnej ogromne znaczenie mają takie akcje, jak #metoo. Na świecie masowo wzięły w nich udział znane i szanowane kobiety, gwiazdy kina czy muzyki. To wywołuje wiele dyskusji i wywiera ogromny wpływ na zwiększenie świadomości.

Liliana Piskorska: Wolałabym się skupić na tym, co możemy zrobić dla kobiet poza kwestiami dyskryminacji płciowej. Mogłybyśmy robić superfajne, radosne rzeczy: imprezy, warsztaty, szkolenia. Tymczasem znowu musimy stawać w swojej obronie, buntować się i sprzeciwiać, gdy zabierane są nasze podstawowe prawa. Jako Manifa wypełniamy lukę, którą tworzy państwo, a to przecież ono powinno zadbać o odpowiedni poziom edukacji czy ochronę praw grup dyskryminowanych.

Zuzanna Larysz: Kilka lat temu naszym marzeniem była impreza z okazją do świętowania niezależności kobiet. Teraz jednak znowu wracamy do punktu wyjścia, nie mamy nawet czego świętować. W tej czarnoprotestowej sytuacji jest jeden plus: miałyśmy okazję się policzyć. Przekonałyśmy się, że wiele osób potrzebuje rozmowy i wyrażania swoich opinii. Wiele dowiedziałyśmy się o obecnym stanie społeczeństwa i o tym, jaka potrafi być polityka. Dziś znowu trzeba włożyć ogrom pracy w to, by to odwrócić.

Uda się?

Marta Kokorzycka: Inaczej nie robiłybyśmy Manify. Oczywiście nie liczymy na to, że nasze działania zaprocentują od zaraz, natychmiast. Ale tu procentuje nasza wielopoziomowość: z jednej strony zbieramy podpisy pod inicjatywami ustawodawczymi, a z drugiej przenosimy nasze poglądy do codziennego życia. Ja mojej córce tłumaczę, że może być kim chce, ubierać się jak chce, decydować o własnym ciele, walczyć o swoje przyszłe zarobki. I o tym, że to nie jest okej, kiedy w szkole chłopcy ją zaczepiają.

Zuzanna Larysz: Musimy pamiętać, że nie przekłada się to tylko na nasze matki, siostry i koleżanki. Patrzę na swojego ojca i widzę, jak bardzo jest w nasze sprawy zaangażowany. Zrobił sobie czarną koszulkę z napisem „Jestem kobietą!”, chodził w niej na protesty. Któregoś razu w sklepie spożywczym podeszły do niego nieznajome kobiety, całe zapłakane, wzruszone tym jego podkoszulkiem. Wtedy zrozumiałam: tu nie chodzi tylko o kobiety, mężczyźni również mogą być sojusznikami i ta sytuacja również ma wpływ na nich.

Liliana Piskorska: W Polsce zapominamy o tym, że wszyscy możemy być swoimi sojusznikami. Często mam wiele obaw, że społeczne zrywy wybuchają tylko wtedy, kiedy łamane są prawa konkretnej, zamkniętej grupy. I tylko ta grupa wtedy protestuje. Warto protestować również w sytuacji, kiedy ktoś podnosi rękę na innych. To z tak rozumianej solidarności wynika zmiana społeczna.

Jaka przyszłość czeka nasze córki?

Marta Kokorzycka: Mimo wszystko mamy nadzieję, że będą żyły w lepszych czasach. Że jednak mentalność i świadomość ludzi tak bardzo się już nie cofnie. To widać już dziś, nie tylko na poziomie publicznych dyskusji, ale zwykłych rozmów przy kawie. Mnóstwo kobiet zwyczajnie przestało się bać rozmawiać o trudnych tematach. Nieważne, czy są to starsze panie w sklepie, czy dziewczyny w wieku licealnym. Powiem tak: pewnych rzeczy nie da się już „odzobaczyć”. Jeśli problem raz został zauważony, to pozostanie w naszej świadomość na zawsze. Musimy tłumaczyć, że świat, w którym żyjemy, można zmieniać. Reagować, kiedy dzieje się coś złego. Jest takie banalne powiedzenie: jeśli chcesz zmieniać świat, zacznij od siebie. I my się z tym całkowicie zgadzamy.CP

*Joanna Suchomska - związana z Pracownią Zrównoważonego Rozwoju od siedmiu lat, po godzinach prowadzi pracownię stolarską Pracownia CECH w Toruniu
*Zuzanna Larysz - graficzka komputerowa, fotografka. Mieszka w Toruniu, pracuje w Bydgoszczy
*Marta Kokorzycka - współpracuje z toruńską fundacją Pracownia Zrównoważonego Rozwoju, dawniej pracowała jako profesjonalna doula
*Liliana Piskorska - artystka intermedialna, doktora sztuk pięknych. Tworzy wideo, fotografie, performance oraz instalacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!