Michał Perzanowski, GOL24.pl: - Skąd zrodził się pomysł na założenie bloga o tematyce europejskich pucharów?
Jan Sikorski, rankinguefa.pl: - Wtedy, kiedy byliśmy w podobnej sytuacji, co teraz. Był około 2008 rok, a polskie zespoły grały w Europie w kratkę. Wówczas nie interesowałem się tym specjalnie, ale sezon, w którym polskim zespołom zaczęło się udawać, przyjrzałem się tematowi dokładniej. Przełomowy był występ Lecha Poznań w Pucharze UEFA. Drugim czynnikiem była ludzka ciekawość. Przeglądając ligowe tabele w całej Europie zastanawiało mnie, dlaczego w danej lidze niektóre drużyny mogą od razu grać w grupie, a w innych ligach zajęcie tego samego miejsca w tabeli oznaczają rywalizację w eliminacjach. Na początku zapisywałem sobie wyniki dla siebie. W momencie, gdy urosły one do sporych rozmiarów, zauważyłem, że w polskim internecie nie ma zbyt wielu informacji na ten temat. Wtedy stwierdziłem, że publikowanie takich rzeczy może być dobrym pomysłem.
- Bycie jednym z pierwszych oznacza, że dużo czasu poświęciłeś na zagranicznych stronach i samodzielnie zbierałeś wszystkie informacje w jedno miejsce?
- Kiedy zaczynałem, głównie śledziłem stronę oficjalną stronę UEFA, ale jak mam być szczery, nawet im zdarzało się popełniać drobne błędy i to dość regularnie. Rankingi nie były też na bieżąco aktualizowane, co również frustrowało kibica. Kiedy zobaczyłem, jak przejrzyście robią to zagraniczni blogerzy, zwłaszcza anglojęzyczny Kassiesa, nauczyłem się tego sposobu i próbuję rzetelnie prowadzić zestawienia rok po roku.
- Wyniki takiego bloga na pewno są powiązane z sukcesami, choć częściej porażkami, polskich drużyn w pucharach.
- Nie da się ukryć, że wygrywanie polskich zespołów pomaga, jeśli chodzi o odsłony. Więcej czytelników odwiedza witrynę choćby po zwykłej wygranej w kwalifikacjach niż porażce w fazie grupowej europejskich pucharów. To zrozumiałe, bo ludzie chcą wiedzieć, w jakim stopniu zwycięstwo jednej-dwóch polskich drużyn przekłada się na ranking krajowy i punkty.
- W tym sezonie raczej nie „grozi” nam zdobywanie punktów seriami?
- Bardzo możliwe, że w I rundzie Pogoń Szczecin i Lechia Gdańsk zaliczą taki start, ale tylko w najbliższym czasie możemy się tego spodziewać. Potem będzie już znacznie trudniej.
- Od momentu reformy Platiniego pamiętasz bardziej pechowe losowanie dla polskich drużyn? Dwie drużyny, na które liczymy najbardziej, trafiają na zespoły regularnie grające w fazach grupowych europejskich rozgrywek.
- Na tak wczesnym etapie, żeby istniało tak duże ryzyko odpadnięcia, mogło się nie zdarzyć. Szczerze mówiąc, obawiałem się Bodo/Glimt w zeszłym sezonie. Przyszłość pokazała, że był to groźny zespół, ale nie trafił z formą na dwumecz z Legią Warszawa. A przecież Norwegowie zaszli potem dalej w Lidze Konferencji niż ówcześni mistrzowie Polski w Lidze Europy. Przełożyło się to na zdobyte punkty do rankingu. Polska zarobiła 4,625 pkt. Podczas gdy Norwegia miała ich na koncie aż 7,625.
- Faktycznie, żeby odbyły się cztery losowania i w żadnym musimy stwierdzić, że trafiliśmy źle lub najgorzej jak mogliśmy, chyba się nie zdarzyło. Zwłaszcza w pierwszych rundach. Wiadomo jednak, że wcześniej byliśmy w nich rozstawieni i rzadko trafialiśmy na mocnych rywali. Stało się tak, a nie inaczej. Od kilku lat jest tendencja spadkowa w rankingu i już na samym początku nie możemy być pewni rozstawienia. W połączeniu z pechem otrzymujemy taki właśnie scenariusz.
- No właśnie! Z roku na rok coraz szybciej trafiamy na rywali sprawiających nam poważne problemy. Czy my się cofamy, czy to dalsze zakątki piłkarskiej Europy nas zaczęły doganiać pod względem jakości sportowej?
- Ekstraklasa jako liga idzie cały czas do przodu, ale polskim zespołom trafiają się wahania formy. Bywa okres, kiedy mocno odbijamy się w górę, ale na każdy z nich przypadają utracone szanse. W innych ligach ten postęp może odbywać się nieco szybciej, ale przede wszystkim wśród drużyn z czołówki. One ugruntowały swoją pozycję nie tylko w lidze, ale i w pucharach. Niektórzy, tak jak najbliższy rywal Lecha Poznań, przez kilka lat z rzędu grają w fazach grupowych. U nas tej regularności najbardziej brakuje. To odbija się na naszych współczynnikach, które sprawiają, że w tej chwili stoimy na 28. miejscu w rankingu UEFA.
- Z perspektywy polskiego kibica, niezależnie od przynależności klubowej, czy brak mocnej, rozstawionej i regularnej Legii w europejskich pucharach, to chyba duża szkoda dla polskiej piłki?
- Jak spojrzymy na poprzednie lata, to Legia ciągnęła za uszy naszą ligę i zdobywała najwięcej tych punktów do krajowego rankingu. Głównie dlatego, że mistrzowi Polski przysługuje tzw. druga szansa. Nawet jeśli odpadniesz z Ligi Mistrzów, to wciąż możesz dostać się do Ligi Europy. Od poprzedniego sezonu zdobywca krajowego tytułu może nawet pozwolić sobie na dwie takie wpadki i wtedy ewentualnie może ubiegać się o grę w Lidze Konferencji. Legia była też drużyną, która pierwsze rundy przechodziła raczej gładko, a kiedy zaliczała wpadki, to już przed samą fazą grupową. I samo dochodzenia do tych etapów zapewniało jej rozstawienie w następnych sezonach. Wtedy jest znacznie łatwiej i pod kątem ostatnich lat jest, czego żałować. Pytanie, czy Legia w tej chwili jako zespół byłaby w ogóle gotowa. Raczej nie.
- Obecnego Lecha łączy z Legią sprzed dwóch lat fakt, że mają tego samego rywala. Karabach Agdam mieni się jako kat polskich drużyn. Lata temu przeszedł Wisłę Kraków, wyeliminował Piasta Gliwice, a dwa sezony temu legioniści zostali wręcz ośmieszeni (0:3 na Łazienkowskiej).
- Łączy nawet więcej, bo w Karabachu główny skład drużyny jest bardzo stabilny. Niemal cała ofensywa mistrzów Azerbejdżanu dziś wygląda dokładnie tak, jak w pamiętnym meczu z Legią. A przecież minęły dwa lata, co w piłce nożnej to bardzo długo.
- Karabach dużo zyskuje na tym, że ci piłkarze są ze sobą świetnie zgrani i regularnie obok siebie występują. Ofensywnie usposobieni zawodnicy są kreatywni, bawią się piłką, potrafią zagrać nieprzewidywalnie. W meczu z Legią największe zagrożenie tworzyli skrzydłowy Zoubir oraz ofensywni pomocnicy Ozobić i Andrade. Dwóch z nich nadal jest w Karabachu i tak samo będą uprzykrzać życie piłkarzom Lecha Poznań.
- A przecież mistrz Azerbejdżanu wzmocnił się dodatkowo Brazylijczykiem Kadym i Senegalczykiem Wadjim. Całe skrzydła i środek pola to duża jakość piłkarska. Obrońcy i defensywni pomocnicy nie są dość „bitni”, ale to właśnie atakiem, kontrami i ruchliwością w ofensywie dochodzili w pucharach daleko i niejednokrotnie pokonywali wyżej notowanych rywali (W poprzednim sezonie zdobyli 11 punktów w grupie i dopiero wiosną Olympique Marsylia ich zatrzymał -przyp. red.).
- A gdyby skonfrontować ten skład z mistrzami Polski? W czym Lech Poznań powinien upatrywać swoich szans? W którym elemencie może mieć przewagę?
Lech tak naprawdę pod pewnymi względami jest podobny do Karabachu. W dużej mierze zachował skład z mistrzowskiego sezonu. Odejście Kamińskiego było przesądzone, ale poza tym nie ma wielu roszad. Kolejorz może grając w swoim stylu. Nie może dać się zdominować, a jest duża szansa na to, że Karabach już w pierwszym meczu przy Bułgarskiej będzie chciał narzucić swój styl gry. Jeżeli zespół Johna van den Broma zagra przede wszystkim rozważnie w obronie, to z przodu na pewno powinien liczyć na gole. Tak jak już wcześniej mówiłem, defensywa Karabachu to jej największy problem. Lechici, jako najskuteczniejsza drużyna minionego sezonu, nie powinni mieć kłopotów z jej pokonaniem. Kluczowe jest jednak, aby nie popełnić wpadki pod własną bramką. W otwartym meczu Lech będzie lepszym zespołem i do tego powinni mistrzowie Polski dążyć.
- O pozostałe dwa zespoły w pierwszym tygodniu raczej nie powinniśmy się martwić. Może być tak, że to Lech będzie startował ze straconej pozycji i gubił punkty od samego początku. Komplet wygranych nie jest takim pewnym scenariuszem.
- Zagrożenie jest na pewno, ale ja oceniam szanse w tym dwumeczu po równo. Mam nadzieję, że w przypadku tej rywalizacji będziemy mieć obawy. W dużej mierze jest to kwestia tego, czy lechici nie podejdą do Karabachu z dużym respektem. Myślę, że to jest największa przeszkoda, która może pokrzyżować mistrzowi Polski plany.
- Trudno nie rozważać takiej opcji, skoro Lech w ostatnich latach miewał z tym problemy. Nie udało się wygrać Pucharu Polski z Rakowem, a przecież kibice otwarcie mówili przed mistrzostwem, że gablota w klubie nie jest tak często zapełniana z winy samych zawodników którzy często „nie dojeżdżają” w najważniejszych momentach.
- Te obawy są zrozumiałe, ale z drugiej strony możemy Lecha pochwalić za pandemiczną edycję europejskich pucharów. Kiedy rozgrywano w eliminacjach tylko jeden mecz, Kolejorz już od II rundy był nierozstawiony i trafiał na teoretycznie mocniejszych rywali. A mimo to za każdym razem drużyna Dariusza Żurawia stawała na wysokości zadania. Rozgromili Apollon Limassol, przełamali szwedzką „klątwę” i wyeliminowali Belgów.
- Ten okres był o tyle szczególny, że wystarczyło przez dwa tygodnie trafić z formą i drużyna Lecha była już w fazie play-off. Po pokonaniu mocniejszego rywala podnoszą się automatycznie morale i poznaniacy na tej zwycięskiej fali mogli osiągnąć wynik ponad stan. Liczę, że w tym sezonie również się to uda.
- To jednak duża niewiadoma, bo to nadal jest pierwszy mecz sezonu, do którego oni nadal się przygotowują. Pierwsze spotkanie również niczego nie rozstrzygnie, a przecież rewanż grają w Baku, gdzie dosłownie każdy ma problemy. Karabach uczynił ze swojego obiektu prawdziwą twierdzę. Jego piłkarze zyskują na przystosowaniu do klimatu, znoszą temperatury i wilgotność. Tam nawet najlepiej wybiegane drużyny mają problemy kondycyjne. Mowa o regulaminowych 90 minutach, a przecież istnieje scenariusz zakładający 120-minutową rywalizację z Karabachem w roli gospodarza.
- Zakładamy optymistyczny scenariusz. Lech rozpoczyna marsz do Ligi Mistrzów i pokonuje Karabach. Czy FC Zurich to zespół z podobnej półki?
- Poziom sportowy określiłby na bardzo podobny, natomiast to jest zupełnie inny styl prowadzenia klubu i gry w piłkę. O ile szkoleniowiec Karabachu jest na stanowisku od lipca 2008 roku, tak w Zurychu zatrudniono właśnie Franco Fodę. Podziękowano mu w kadrze Austrii. Kibice zarzucali mu, że jego drużyna grała skrajnie nieefektowny futbol. Dużo gry bez piłki, krycie, asekuracyjna gra i taktyka, aby przede wszystkim bramki nie stracić. W porównaniu do ofensywnej zabawy Azerów to zwrot o 180 stopni. Jeśli Lech dotrze do drugiej rundy, to możemy spodziewać się meczów przede wszystkim brzydszych dla oka, ale ewentualne przejście Karabachu może pozwolić na ten entuzjazm, o którym przed chwilą mówiliśmy. Zurych jest do przejścia siłą rozpędu.
- Nowe rozgrywki nieco pozmieniały na arenie międzynarodowej. Okazuje się, że bardziej opłaca się zagrać w słabszej Lidze Konferencji i tam punktować oraz daleko zachodzić, niż grać o Ligę Europy i trafić na trudniejszych rywali. Przykład z poprzedniego sezonu, kiedy przegrywające w I rundzie Bodo/Glimt doszło do ćwierćfinału LKE, podczas gdy pokonująca go Legia doszła do fazy grupowej, ale zgromadziła tam tylko sześć punktów. Czy Lech powinien kierować się wyrachowaniem?
- Wygrywanie w słabszych rozgrywkach opłaca się o tyle bardziej, że jest tak samo punktowane. Faktycznie, lepiej dla nas byłoby trafić do Ligi Konferencji i regularnie mieć tam zespół. To pozwoliłoby nam na osiąganie satysfakcjonującego pułapu punktowego w rankingu UEFA.
- A taki optymistyczny wynik ile powinien wynosić?
- Trudno stwierdzić, bo UEFA sama jeszcze nie wie, jak to ma wyglądać. Od tego sezonu zwiększyła się punktowa pula, a za dwa lata to się jeszcze bardziej zmieni z powodu dodatkowych drużyn w eliminacjach do Ligi Europy. Trudno podejść do tego analitycznie i celować w konkretny cel. Płynna formuła rozgrywek oznacza, że przede wszystkim należy wygrywać.
- Ale gdybyśmy mieli już przedstawić to w liczbach: poprzedni sezon zakończyliśmy z 4,625 punktami, a dwa lata temu było to 4,000 (0,250 pkt. Za każde zwycięstwo polskiego klubu i 0,125 pkt. Za każdy remis -przyp. Red.). Jeśli chcemy myśleć o sportowym awansie, to powinniśmy taką punktację brać za podstawę do rozwoju. Tymczasem są to najlepsze wyniki w ostatnich pięciu latach (poprzednie trzy lata to kolejno: 2,125, 2,250 i 2,875 -przyp. Red.). Satysfakcjonującym wynikiem byłoby wejście na poziom 5-6 punktów za cały sezon. Oczywiście, musielibyśmy zaliczyć kilka takich sezonów z rzędu, aby w ogóle myśleć o wejściu do drugiej dziesiątki rankingu. Ten jest bowiem liczony jedynie za pięć ostatnich lat drużyn z danej federacji.
- Sufitem dla nas to jedna drużyna z zapewnioną grą w fazie grupowej. Jak daleko nam do tego osiągnięcia?
- Od nowego sezonu na pewno. Awans do fazy grupowej zapewnia 12. miejsce w rankingu. Ale to też się niebawem zmieni, bo za dwa lata UEFA wprowadzi nowe regulacje. Sama jednak nie wie, jak to ma finalnie wyglądać. Polska jest w tym rankingu na 28. miejscu, więc brakuje nam do tego zbyt wiele, żeby jakkolwiek to rozpatrywać. Czeka nas co najmniej pięć lat regularnej gry w Europie, a przecież jeśli Lech dotrze do fazy grupowej, będzie to dopiero trzeci sezon z rzędu z polską drużyną w grupie. Niestety, ale w budowaniu takich fundamentów nigdy nie byliśmy mocni.
- Jak duża recesja nas czeka, jeśli założymy wariant najbardziej pesymistyczny i odpadnięcie wszystkich polskich drużyn przed trzecią rundą?
- To, o co gramy teraz, będzie ważne w skutkach dla rozgrywek odbywających się za dwa lata. Ten gatunkowy ciężar nie jest nam jeszcze znany, bo nadal nie wiemy, jak strukturalnie będzie wyglądał podział od sezonu 2024/25.
- Jeśli jednak teraz nie zdobędziemy wielu punktów, a odpadniemy po dwóch pierwszych rundach, to nadal nie ma tragedii. Wciąż mamy bezpieczną przewagę nad totalnymi peryferiami futbolu. Zagrożenie jest ze strony naszych sąsiadów z rankingu. Azerbejdżan, Kazachstan i Słowenia mogą regularnie punktować, ale z kolei Białoruś i Mołdawia traci do nas zbyt wiele. Obecnie zajmujemy 28. miejsce i najgorszy możliwy dla nas sezon oznacza spadek na lokaty 30-31. Z kolei sezon podobny do dwóch poprzednich może nam pomóc wskoczyć co najwyżej o jedno-dwa miejsca wyżej. Tragedii nie ma, ale zawsze może być lepiej.
To jest pierwsza część rozmowy z Janem Sikorskim. Druga ukaże się już w najbliższą środę, przy okazji rywalizacji Pogoni Szczecin i Lechii Gdańsk w czwartkowych eliminacjach do Ligi Konferencji.
LIGA MISTRZÓW w GOL24
Liga Mistrzów. Tym składem Lech Poznań zawalczy o Ligę Mistr...
