Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakie przepisy? Na gamoni się trąbi

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Dla takich kierowców inni raczej nie mają litości: niebezpiecznie dojeżdżają niemal do tylnego zderzaka, dają nerwowe znaki światłami, trąbią, czasami wręcz spychają zawalidrogę i wyprzedzają na wariata. Ten, kto chce jeździć zgodnie z przepisami, nie ma dziś lekko.

Dla takich kierowców inni raczej nie mają litości: niebezpiecznie dojeżdżają niemal do tylnego zderzaka, dają nerwowe znaki światłami, trąbią, czasami wręcz spychają zawalidrogę i wyprzedzają na wariata. Ten, kto chce jeździć zgodnie z przepisami, nie ma dziś lekko.

<!** Image 2 align=none alt="Image 175033" sub="Na nic nakazy, na nic zakazy. Większość polskich kierowców, także w naszym regionie, ignoruje je. Tej rzeczywistości nie są w stanie zmienić żadne społeczne kampanie. Ten, kto porusza się po drogach zgodnie z przepisami (na zdjęciu odcinek drogi nr 80 w Górsku, między Toruniem a Bydgoszczą), od razu wyróżnia się na tle pozostałych uczestników ruchu. / Fot. Grzegorz Olkowski">W ostatni czerwcowy weekend mogliśmy obserwować Narodowy Eksperyment Bezpieczeństwa. Wielka kampania prewencyjna miała zmniejszyć liczbę wypadków na drogach. Skończyła się totalną klapą: ofiar było dużo więcej niż na przełomie czerwca i lipca w latach poprzednich.

O sytuacji na polskich drogach mówi się coraz częściej i głośniej. Efektów, niestety, brak. A jak się jeździ? Coraz szybciej i niebezpieczniej.

<!** reklama>Wie o tym każdy, kto siada za kierownicą. W żadnej innej dziedzinie życia nie ma aż takiego rozdźwięku między ustanowionym prawem a powszechną praktyką. W komentarzach fachowców po nieudanym eksperymencie można było usłyszeć przekonanie, że musi wyrosnąć zupełnie nowe pokolenie kierowców, by zmienił się styl jazdy na polskich szosach.

Jak wygląda to w rzeczywistości, postanowiliśmy przekonać się sami. Zdecydowaliśmy się na mały eksperyment - przejażdżkę z Bydgoszczy do Torunia i z powrotem, by na bieżąco po drodze notować zachowania kierowców w konkretnych miejscach i sytuacjach. Założyliśmy, że przez cały czas poruszać się będziemy zgodnie z przepisami ruchu drogowego, ściśle przestrzegając zwłaszcza ograniczeń prędkości nakładanych przez ustawione na trasie znaki.

Wybieramy piątek, 1 lipca. Po pierwsze z uwagi na to, że to dzień tygodnia o największym natężeniu ruchu, po wtóre - tego dnia miało dojść do „radarowej rewolucji”, czyli znacznego zmniejszenia (w związku z nowymi przepisami) liczby ustawionych na poboczach fotoradarów, powszechnie uważanych za najskuteczniejszy bat na łamiących przepisy kierowców.

O godz. 11.30 startuję z ronda Jagiellonów w Bydgoszczy. Do Torunia pojadę drogą nr 10 po południowej stronie Wisły.

Na ul. Toruńskiej jedynym samochodem, który dotrzymuje przepisowej prędkości 50 km na godzinę jest stary, wysłużony multicar, który zapewne więcej nie może wyciągnąć. Cała reszta pojazdów pomyka lewym pasem, szybko oddalając się. Jednak i kierowca multicara z czasem zabiera się za wyprzedzanie mnie. Dobrze, że skręca w lewo, unikam obciachu.

Trzydziestka na betonówce

Kiedy zbliżam się do skrzyżowania z Sandomierską, zapala się zielone świato. Jestem rozpędzony, od razu więc zyskuję kilkumetrową przewagę nad „tymi z lewego pasa”. Co z tego... Za chwilę peugeot w kolorze metalicznym śmiga obok i bez sygnalizacji kierunkowskazem lokuje się tuż przed moją maską.

Na Nowotoruńskiej dostrzegam znak ograniczenia do 40 kilometrów na godzinę. Droga szeroka, po bokach las lub zarośla, ruch minimalny. Nikt tu prędkości nie przestrzega i wcale się nie dziwię. Za chwilę kolejne ograniczenie przy fabrykach mebli, nawet do trzydziestki. W lusterku dostrzegam, że „przykleja się” do mnie TIR. Ciekawe, jak długo wytrzyma. Co może mówić na temat mojej przepisowej jazdy przez swoje radio CB, mogę się łatwo domyśleć i naprawdę wolę tego nie słyszeć...

Kierowcy TIR-a szczęście nie sprzyja. Najpierw jedzie z naprzeciwka wóz z dłużycą, potem jest ostry łuk. Ale w pierwszym dogodnym momencie, nie zważając na podwójną linię ciągłą, wyprzedza mnie, oddychając zapewne z ulgą.

Trzydziestka ciągnie się na betonówce jeszcze długo. Trudno pojąć sens tego ograniczenia. Chyba że chodzi o spokój sumienia drogowców, bo szosa jest w kiepskim stanie i mogłyby pojawić się roszczenia kierowców w przypadku uszkodzenia elementów zawieszenia aut.

Po chwili wyprzedza nas, mimo zakazu, kolejna ciężarówka. Mknie, szacuję, przynajmniej setką. Potem cztery samochody osobowe, jeden po drugim. Mam wrażenie, że moje auto porusza się jak w zwolnionym filmie: te, które mnie wyprzedziły, błyskawicznie się oddalają, równie szybko zbliżają się do mnie te obserwowane w lusterku.

W okolicach Solca Kujawskiego trafiam na „tramwaj” złożony z trzech TIR-ów i jednego samochodu osobowego. Mijam znak ograniczenia prędkości do 50 kilometrów na godzinę i pojawia się klasyczne déjá vu. „Tramwaj” momentalnie znika za zakrętem, a w lusterku obserwuję kolejnego TIR-a, który - wydaje mi się - zaraz wjedzie w mój bagażnik. Kierowca ciężarówki daje mi znak światłami: każe przyspieszyć. Nie reaguję. Po chwili słyszę głośnie trąbienie - to kolejne nieskuteczne ponaglenie kierowcy TIR-a. Budujemy zatem kolejny „tramwaj” złożony z kilkunastu aut. Tak już będzie na każdym obszarze zabudowanym.

W Przyłubiu - mimo obowiązującej pięćdziesiątki - wyprzedza mnie kolejna wielka ciężarówka, a na trzeciego pcha się czarne audi. Czająca się za mną kolejna długa kolumna na prostym odcinku drogi wyrywa szybko do przodu. Co tam znaczy zakaz wyprzedzania i podwójna ciągła linia? Kierowcy muszą być nieźle zdenerwowani takim zawalidrogą. Znów podpadłem.

Na plac Rapackiego w Toruniu dojeżdżam o 12.46. Po 76 minutach. Ciekawe, kto ostatnio jechał tak długo, odliczając ewentualne postoje w korkach?

Tak się tworzy korek

Z Torunia wyruszam o 16.30. Widząc ogromniastą kolejkę oczekujących na przejazd przez most, czuję się szczęśliwy, że do Bydgoszczy udam się przez Fordon trasą nr 80.

Pierwszy kłopot innym użytkownikom drogi sprawiam już na ul. Bema, na której - z uwagi na przebudowę skrzyżowania - ustawiono znak ograniczenia prędkości do 30 km na godz. Stosując się do nakazu, hamuję ruch, tworzę coraz dłuższy korek. Odruchowo zaczynam mieć wyrzuty sumienia.

Przysiek, Rozgarty, Górsk - w każdej z tych miejscowości powtarza się ten sam scenariusz co poprzednio. W Górsku nie wytrzymuje kierowca rejsowego autobusu PKS, który wyprzedza mnie, łamiąc kilka przepisów naraz. Przed kolejną wysepką zielony renault dostrzega wolny pas po lewej stronie. Omija wysepkę i jest już przede mną.

Zerwani z łańcucha

W Złejwsi Wielkiej raz jeszcze buduję kolumnę, zwalniając do przepisowej pięćdziesiątki. Kiedy tylko kończy się obszar zabudowany, na szosie prowadzącej teraz do Toporzyska rozpoczynają się wielkie manewry. Zza moich pleców wyskakuje kilka aut naraz, niczym charty spuszczone z łańcucha i zaczyna się ściganie. Auta jadą w trzech rzędach, każde co najmniej setką. Najwolniejsze zjeżdża aż na pobocze, tak robi się ciasno. Teraz można depnąć, następne ograniczenie wszak dopiero będzie w Czarnowie.

Jeszcze raz podpadam już w Bydgoszczy między ul. Wiślaną a wiaduktem nad torami. Jadę przepisową 70. Wyprzedza mnie na tym krótkim odcinku dokładnie 17 aut. Ze zdziwieniem konstatuję, że mam sojusznika! Srebrne punto trzyma się za mną i nie wyprzedza!

Do centrum Bydgoszczy dojeżdżam o 17.37. Jechałem tą drogą o całe 9 minut krócej niż po przeciwnej stronie Wisły. W trakcie całego przejazdu nie widziałem ani jednego policyjnego patrolu i ani jednego fotoradaru. Ten na Fordońskiej był owinięty czarnym plastykowym workiem, zdemontowano też zapowiadającą go tablicę. Tego dnia mogłem łamać przepisy do woli i bez konsekwencji.

Fakty

Sieć fotoradarów po zmianach w przepisach

Od 1 lipca 2011 roku weszły w życie zmiany w Prawie o ruchu drogowym, dotyczące m.in. zasad funkcjonowania fotoradarów. Przeszły one z tym dniem w zarządzanie drogowców.

Nie może już być ustawionych atrap, jak to było praktykowane do tej pory. Odtąd wszystkie znajdujące się przy drodze charakterystyczne skrzynki muszą działać.

Fotoradarów, których 1 lipca w całym kraju było czynnych tylko 75, w najbliższym czasie ma być znacznie więcej. Mówi się o ponad 300 urządzeniach, i to jeszcze w tym roku.

Przed wszystkimi fotoradarami muszą zostać ustawione (w ściśle określonych przepisami odległościach: w mieście 30-100 m, poza miastem 100-300 m) specjalne znaki ostrzegawcze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!